Od kiedy kontrowersyjna decyzja Komisji Europejskiej o „prawie do bycia zapomnianym” weszła w życie, stała się szeroko dyskutowaną kwestią, również w Niemczech. Czy wyszukiwarki internetowe powinny być zobowiązane, nawiązując do decyzji Trybunału Sprawiedliwości, do usuwania informacji uznanych za „nieadekwatne, bez znaczenia, czy obecnie nieznaczących”? Kto powinien decydować o tym, która zawartość pasuje do tych kategorii?
„Google nie czuje się komfortowo z tą decyzją z wielu powodów” – powiedział niedawno Eric Schmidt, jeden z dyrektorów wykonawczych Google, podczas konferencji prasowej w Berlinie. „Po pierwsze, szczegółowość rozporządzenia jest niejednoznaczna, a po drugie ta sytuacja wymaga od nas zatrudnienia niewiadomej liczby ludzi. Ciężko nam określić skalę problemu”.
Mimo iż rozporządzenie nawiązuje do wszystkich wyszukiwarek internetowych funkcjonujących w Europie, to właśnie Google jest podmiotem najbardziej dotkniętym jego wejściem w życie. Korporacja posiada ponad 80% europejskiego rynku wyszukiwarek internetowych, a ponad 90% w samych Niemczech. W październiku tego roku Google otrzymało około 142 tysiące żądań z całej Europy o usunięcie linków z ponad 490 tysięcy stron internetowych.
Aby pomóc wyjaśnić rozporządzenie, Google zapowiedziało utworzenie komitetu doradczego, w skład którego wejdzie współzałożyciel Wikipedii, Jimmy Wales, który jest jednym z najostrzejszych krytyków rozporządzenia. Komitet odwiedzi główne stolice Europy i wysłucha poglądów lokalnych ekspertów na temat rozporządzenia. Po odbyciu zaplanowanych wizyt, na początku 2015 roku zostanie opublikowany raport.
Eric Schmidt był moderatorem konferencji prasowej Google w Berlinie. Podczas intensywnej dyskusji nawiązywano do silnego nacisku na ochronę danych osobowych w Niemczech oraz do kwestii pamięci historycznej.
„Jestem zdziwiony, że w Niemczech, kraju o najsilniejszym na świecie prawie dotyczącym dokumentowania przeszłości i odpowiedzialności jednostek za historię, obywatelom tak łatwo przyjdzie stwierdzić ‘to szkodzi mojej reputacji i chcę, żeby zostało usunięte ze wszystkich możliwych wyszukiwarek internetowych’ podczas, gdy informacja jest faktycznie istotna”, powiedział Frank La Rue, specjalny sprawozdawca Komisji Praw Człowieka ONZ. „Jak pogodzić te różne koncepcje [prywatności i dostępu do informacji]?”
Pozwolenie jednostkom na usuwanie linków „utrudnia dziennikarzom możliwość do swobodnego rozpowszechniania informacji”, powiedział Matthias Spielkamp, członek niemieckiego oddziału organizacji Reporterzy Bez Granic. „Obywatele również zostają pozbawieni swobodnego pozyskiwania informacji. Linki mogą być usuwane z lokalnej wyszukiwarki, np. Google.de bez wiedzy osoby, która zamieściła tam informacje. W ten nieuczciwy sposób pozwala się informacjom dyskretnie znikać” mówił Spielkamp.
„Zamieszczający informacje w Internecie muszą dostawać wiadomość o tym, że ich zawartość jest usuwana z wyszukiwarek” mówił Spielkamp. „Jeżeli właściciele informacji zakwestionują prośbę o usunięcie linku, muszą otrzymać potwierdzenie z danymi personalnymi osoby domagającej się egzekucji ‘prawa do bycia zapomnianym’, żeby mogli rozwiązać problem niewygodnej informacji bezpośrednio z osobą, która wnioskowała o jej usunięcie”.
Prywatne przedsiębiorstwo nie powinno być obciążone podejmowaniem decyzji o tym, które linki powinno się usunąć, powiedział Jimmy Wales, zwłaszcza gdy funkcjonuje ono w złożonym środowisku różnych systemów prawnych w każdym z krajów europejskich. Na przykład, każdy kraj posiada swoje metody rozróżniania osób publicznych i prywatnych, a tylko ta ostatnia grupa może żądać usunięcia linków z informacjami na ich temat.
„Uważam tę sytuację jako kłopotliwą z filozoficznego punktu widzenia”, powiedział Wales. „Jeżeli potraktujemy Google jako organizację nieneutralną, to znaczy przedkładającą ‘prawo do bycia zapomnianym’ ponad swoimi algorytmami w celu wybrania najlepszych wyników wyszukiwania, to w jaki sposób mają oni mieć prawo decydować o tym, które informacje powinny zostać usunięte?”.
Dr Moritz Karg, reprezentant Urzędu Ochrony Danych w Hamburgu zgodził się, że każdy europejski kraj powinien sam osądzić, które linki powinny zostać usunięte w oparciu o własne prawo i kulturę, ale samo usunięcie powinno mieć skutek ogólnoświatowy.
Dr Luciano Floridi, profesor filozofii etyki i informacji na Uniwersytecie Oksfordzkim wzywał do humanistycznego podejścia do rozporządzenia. „Rozmawiałem z osobami, które były bardzo dotknięte przez błędne informacje na swój temat. To zupełnie zmieniło moje poglądy na kwestię tego, jak dalece powinniśmy się posunąć w obronie prawnego statusu informacji znajdującej się w Sieci, gdy w grę wchodzi paraliżowanie ludzkiego życia”, mówił profesor.
„Prawo do bycia zapomnianym” nie usuwa informacji, tylko usuwa dane na jej temat z wyszukiwarki internetowej, podkreślał Ulf Buermeyer, sędzia i ekspert prawa konstytucyjnego z Sądu Berlińskiego. Informacja pozostanie w Internecie, ale stanie się po prostu trudniejsza do znalezienia.
„To, o czym naprawdę rozmawiamy”, mówił Schmidt, „to prawo do zmuszania Google do usuwania linków w określonych warunkach, a nie do zapomnienia”.
Zdjęcie: Flickr SLMears
TagiEric Schmidt, Frank La Rue, Google, Jimmy Wales, Luciano Floridi, Matthias Spielkamp, Moritz Karg, prawo do bycia zapomnianym, Ulf Buermeyer