Nie ma wolności bez rzetelności

6 listopada 2013 • Wolność Prasy • by

Najbardziej znane światowe rankingi wolności prasy, niezależnie od kontrowersji związanych z ich metodologią, coraz lepiej klasyfikują Polskę. A jak to się ma do rzeczywistości widzianej od środka?

W znakomitym filmie Orsona Wellesa, „Obywatel Kane”, magnat prasowy Charles Foster Kane, którego pierwowzorem był amerykański multimilioner i właściciel mediów William Randolph Hearst, na łożu śmierci wypowiada słowo „różyczka” (ang. rosebud). W wyniku dziennikarskiego śledztwa, do którego pełen dostęp ma tylko widz, okazuje się, że ów wyraz odnosi się do tęsknoty bohatera fabuły za idyllą dzieciństwa, choć początkowa hipoteza zakładała, że „różyczka” jest kluczem do zrozumienia tajemnicy imperium medialnego zbudowanego przez Kane’a. Zarówno bowiem główny bohater filmu Wellesa, jak i Hearst, potrafili doskonale balansować na styku wpływów mediów i polityki, umiejętnie wykorzystując własną pozycję i bogactwo do osiągania ekonomicznych korzyści. Historia mediów na świecie zna mnóstwo podobnych przykładów, wśród których jednym z najbardziej emblematycznych jest obecność Silvio Berlusconiego na włoskim rynku telewizyjnym.

Mit „czwartej władzy” nabiera nowego kontekstu w dzisiejszym świecie, gdzie polityka i ekonomia nie mają tak szerokiego spektrum oddziaływania jak sama technologia. Baudrillardowska „hiperrzeczywistość”, opisująca świat przez pryzmat hegemonii ekranów i jaśniejących w umysłach ludzkich przedmiotów, jest koncepcją postulującą wypieranie rzeczywistości przez znaki i symulacje. W aspekcie medialnym miałoby to się przekładać na zerwanie ciągłości przekazu, jego rozmycie w nieustannie przyspieszającym obiegu informacji. Taka sytuacja powoduje, że media stają się obiektem pożądania polityków; jak pokazuje choćby sprawa Berlusconiego, kontrola medialna może stać się trampoliną do politycznej kariery.

W niniejszym wywodzie chciałbym poddać refleksji kondycję powiązań pomiędzy mediami i polityką w Polsce, próbując jednocześnie odpowiedzieć na pytanie: czy polska „różyczka” jest równie niewinnym znakiem jak ta dojrzewająca w umyśle Charlesa Fostera Kane’a?

W rankingu World Press Freedom Index 2013, publikowanym corocznie przez organizację Reporterzy bez Granic, Polska zajęła 22. miejsce (na 179 sklasyfikowanych państw). Ranking ten uwzględnia takie czynniki, jak: pluralizm mediów, niezależność, autocenzurę, warunki prawne, przejrzystość i medialną infrastrukturę. Choć w zestawieniu wyprzedzają nas takie kraje jak Jamajka czy Namibia, należy zauważyć, że Polska systematycznie poprawia swoją pozycję w rankingu (jeszcze trzy lata temu nasz kraj był sklasyfikowany 10 miejsc niżej).

Indeks Freedom of the Press 2013, przygotowywany przez grupę Freedom House, umiejscawia z kolei naszą ojczyznę na 47. miejscu, razem z Tajwanem, Trynidadem i Tobago, Tuvalu i Urugwajem. Media w Polsce posiadają w tym zestawieniu status „wolnych”. Na przestrzeni lat sukcesywnie poprawiają się – zdaniem autorów indeksu – warunki prawne, polityczne i ekonomiczne, przekładające się na niezależność medialną. Według obu raportów media w Polsce pełnią rolę „psów łańcuchowych demokracji”, walczących z dysfunkcjami władzy politycznej; dziennikarze zaś mają cieszyć się sporym zaufaniem społecznym, co wzmacnia prestiż tego zawodu w naszym kraju. Freedom House wskazuje jednak dodatkowo na kilka mankamentów w obrębie wolności mediów w Polsce. Jednym z nich jest sprawa Roberta Frycza, twórcy strony internetowej antykomor.pl, który w sądzie I instancji został skazany na 15 miesięcy pozbawienia wolności i 40 godzin prac społecznych w miesiącu za obraźliwe wpisy pod adresem prezydenta Bronisława Komorowskiego, które to Frycz zamieszczał na swojej witrynie. Łódzki Sąd Apelacyjny (już po opublikowaniu indeksu przez Freedom House) uchylił jednak ten wyrok, skazując Frycza na wykonywanie prac społecznych przez 30 godzin miesięcznie za fałszowanie dokumentów. Innym zarzutem jest funkcjonowanie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, którą Freedom House postrzega jako upolitycznioną instytucję, czego wyrazem miałoby być nieprzyznanie koncesji dla konserwatywnej Telewizji Trwam, kojarzonej z opozycyjnym Prawem i Sprawiedliwością. Napiętnowana została także reakcja Grzegorza Hajdarowicza, który po publikacji w „Rzeczpospolitej” artykułu „Trotyl na wraku tupolewa” Cezarego Gmyza zwolnił kilka osób odpowiedzialnych za dopuszczenie owego artykułu do druku, czym miał pogwałcić prawa pracowników mediów.

Czy jednak relatywnie dobry wskaźnik wolności mediów w naszym kraju rodzi powody do optymizmu przy postrzeganiu rodzimych instytucji medialnych? Jest w tym względzie kilka wątpliwości.

Polskie zapisy prawne, teoretycznie przyczyniające się do zagwarantowania wolności mediów, w praktyce mogą osłabiać dziennikarską niezależność. Jak przekonuje Instytut Spraw Publicznych, szczególnym zagrożeniem dla medialnego rozwoju jest stosunkowo łatwa możliwość oskarżenia dziennikarza o zniesławienie (tylko w skali ostatniego roku można tu przywołać przykłady Sylwii S. z poznańskiej „Gazety Wyborczej”, która, opisując dyskryminację mniejszości romskiej, została pociągnięta do odpowiedzialności prawnej przez właścicielkę jednego z klubów, w którym miało do tej dyskryminacji dochodzić, czy redaktora naczelnego „Super Expressu”, któremu po skrytykowaniu w ostrych słowach działań policji antyterrorystycznej w Katowicach zarzucono pomówienie). Artykuł 212 Kodeksu Karnego, wykorzystywany zwłaszcza wobec dziennikarzy regionalnych gazet, może sprzyjać dezawuowaniu dziennikarskiej pracy i budzić niepokój w materii niezależności wypowiedzi medialnej.

Szczególnie istotną w aspekcie wolności mediów jest też konieczność ich odpolitycznienia. Związki pomiędzy dziennikarzami i politykami są jedną z części składowych demokracji, jednak „czwarta władza” może niekiedy pretendować do bycia tą „pierwszą”. To założenie nie wiąże się bynajmniej ze wzrastającą pozycją mediów w całym procesie wyborczym; jak pokazuje przykład opisany przez „Tygodnik Powszechny”, dziennikarze mogą (mniej lub bardziej świadomie) przyczyniać się do regulacji zarezerwowanej wyłącznie dla polityków. Cezary Łazarewicz prześledził, jak zablokowano w Polsce liberalizację ustawy o recyklingu i utylizacji akumulatorów. Niewątpliwą rolę w tym procesie odegrała spółka MDI Strategic Solutions, kierowana przez dwóch byłych dziennikarzy: Macieja Gorzelińskiego i Rafała Kasprówa. MDI kontaktowała się z licznymi redakcjami w całej Polsce, przesyłając informacje na temat rzekomej szkodliwości zmian w proponowanej ustawie. Kuriozum tej sytuacji polegało na braku weryfikacji przesyłanych danych; nacisk na media był tak duży, że Krystyna Czubówna wystąpiła nieodpłatnie w spocie krytykującym propozycje zmian legislacyjnych. Inną sytuacją wyraźnie ocierającą się o medialną stronniczość była publikacja New York Times’a na temat osoby Jarosława Kaczyńskiego. Gazeta Wyborcza powoływała się na tezy zawarte w tym artykule, nie dociekając, że za jego powstaniem stał także… jej własny dziennikarz, Mateusz Żurawik. Co więcej, Żurawik pochwalił się tym na jednym z portali społecznościowych, wymieniając się uprzejmościami z twórcą artykułu w NYT, Danem Bilefsky’m.

Obie te sytuacje pokazują, jak niebezpiecznie blisko dziennikarstwu do uprawiania polityki i kreowania świadomości odbiorców. Nie można wskazać na uniwersalną granicę rzeczywistości medialnej i politycznej, ponieważ wyraźnie się ona zaciera. Inną kwestią pozostaje pokusa, jaka kryje się za władzą wynikającą z uprawiania zawodu dziennikarza. Jest to pokusa tak ekonomiczna, jak i psychologiczna, odnosząca się do potrzeby posiadania wpływów, zmieniania cudzych poglądów, wzbudzania świadomości.

Ukazane wyżej niedoskonałości życia dziennikarskiego w Polsce powodują, że rodzimemu krajobrazowi rzeczywistości medialnej daleko do niewinności „różyczki” Kane’a. Choć w naszym kraju da się odnotować wzrastającą wolność dziennikarską, to jednak tę „wolność” należy postrzegać jako proces, a nie statyczny punkt historii. Jej rozwojowi nie przysłuży się mechanizm działający analogicznie do „niewidzialnej ręki rynku”, lecz konkretne, rzeczywiste i transparentne decyzje, zarówno te podjęte na szczeblu władzy politycznej, jak i w redakcjach instytucji medialnych. Dramaturgia medialnego spektaklu nie jest wartością samą w sobie, jeśli politycy i dziennikarze odgrywają role niemające uzasadnienia w swej własnej autentyczności i tożsamości. Media potrzebują polityki, podobnie jak przedstawiciele sfery władzy łakną medialnej obecności. Koncepcja „złotego trójkąta komunikowania” R. Perloffa zakłada jednak, że obie te sfery potrzebują trzeciego uczestnika – obywateli. Bez tego czynnika każda dysfunkcja w relacji: media – polityka, siłą rzeczy będzie się przyczyniać do zniekształconego wizerunku wolności dziennikarskiej w Polsce.

 

Źródła:

J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, przeł. S. Królak, Warszawa 2005.

R. M. Perloff, Communication: Politics, Press, and Public in America, Mahwah 1998.

 

Zdjęcie: Diestl/ CC Flickr

Tagi, , , , , ,

Send this to a friend