Sąd nad komentarzem

21 grudnia 2011 • Nowe Media / Web 2.0, Wolność Prasy • by

Radosław Sikorski, polski minister spraw zagranicznych, wyruszył na prywatną wojnę z anonimowymi komentarzami w Internecie. 

W ostatnich miesiącach Sikorski wytoczył procesy wydawcom kilku gazet („Wprost”, „Fakt”, „Puls Biznesu”), w związku z pojawiającymi się na nich antysemickimi i obraźliwymi komentarzami pod jego adresem. Wpisał się tym samym w coraz głośniejszą debatę nad odpowiedzialnością za słowo w sieci.

Zdaniem Romana Giertycha, reprezentującego ministra przed sądem, wydawca, który nie usuwa obraźliwych komentarzy, mimo, że naruszają one ustanowiony przez niego regulamin, jest za nie odpowiedzialny. Tak przynajmniej wynika z pozwu, który Giertych złożył w imieniu swojego klienta przeciwko wydawcy „Faktu”, spółce Ringier Axel Springer Polska.

Twierdzenia takie stoją w sprzeczności z zapisami obowiązującej w Polsce ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Zwalniają one serwis internetowy z odpowiedzialności za treść publikowanych komentarzy do momentu, w którym ktoś zgłosi naruszenie prawa (Rozdział 3: „Wyłączenie odpowiedzialności usługodawcy z tytułu świadczenia usług drogą elektroniczną”). Mecenas ministra Sikorskiego chce, aby sprawą zajął się Trybunał Konstytucyjny.

Nałożenie automatycznej odpowiedzialności na wydawcę za komentarze pojawiające się na administrowanej przez niego stronie wydaje się jednak mało prawdopodobne. Byłaby ona nie tylko trudna do wyegzekwowania, ale mogłaby także grozić całkowitym paraliżem debaty w Internecie. Granice między zniesławieniem a uzasadnioną krytyką są bowiem płynne, a administratorzy, w obawie przed odpowiedzialnością, mogliby znacznie zwiększyć autocenzurę.

Toczące się obecnie debaty w innych państwach, na przykład w Wielkiej Brytanii, pokazują, że ustawodawców interesuje teraz kwestia anonimowości… czy też raczej chęć jej ograniczenia.

W Wielkiej Brytanii są obecnie opracowywane nowe przepisy regulujące kwestię odpowiedzialności za komentarze w Internecie. W październiku została tam przedstawiony projekt ustawy, której celem ma być „uzyskanie równowagi między wolnością słowa a ochroną wizerunku”.

Część zapisów projektu dotyczy właśnie postępowania w przypadku oszczerczych (lub postrzeganych za takie) komentarzy na stronach internetowych. Do tej pory, podobnie jak w Polsce, brytyjscy wydawcy mogli zostać pociągnięci do odpowiedzialności wtedy, gdy nie zareagowali na zgłoszenie naruszenia prawa.

Nowy projekt proponuje uszczegółowienie przepisów w tym zakresie, rozróżniając komentarze pochodzące ze źródeł możliwych do zidentyfikowania oraz anonimowe.

W pierwszym przypadku, zdaniem autorów projektu, rzeczony komentarz powinien zostać opatrzony informacją o złożonej skardze. Osoba zgłaszająca wątpliwości będzie mogła wystąpić do sądu o nakaz usunięcia komentarza („takedown order”). Jeżeli go uzyska, wydawca będzie się musiał do niego dostosować, a autor komentarza będzie mógł zostać pociągnięty do odpowiedzialności.

Jeżeli natomiast potencjalnie oszczerczy komentarz jest anonimowy, a jego autor nie zgodzi się na identyfikację, wydawca powinien usunąć wpis zaraz po otrzymaniu skargi. Jeżeli tego nie zrobi, przejmuje odpowiedzialność za opublikowaną treść.

Jak pisze Emma Griffiths dla BBC, autorzy projektu krytykują anonimowe wpisy  utrzymując, że „mogą one co prawda wspierać wolność wypowiedzi, ale równocześnie osłabiają poczucie odpowiedzialności”, a nowe zapisy mają na celu spowodowanie „kulturalnej zmiany”, w efekcie której anonimowe wpisy nie będą postrzegane jako prawdziwe i wiarygodne.

Twierdzenia takie budzą z kolei protesty właścicieli serwisów internetowych, dla których anonimowość jest podstawą funkcjonowania sieci. Dyskusje o nadużyciach, intymnych lub wstydliwych problemach opierają się często właśnie na takiej, anonimowej komunikacji. Pojawiają się obawy, że strony internetowe, które nie mają funduszy na walkę w sądzie, będą po prostu usuwać wszystkie anonimowe komentarze, co do których pojawią się zastrzeżenia.

Tagi, , , , , ,

Send this to a friend