Dla gościa z Europy japońskie media wydają się być w rozkwicie. Sprzedaż prasy jest bardzo wysoka, wpływy z płatnych subskrypcji stabilne, a redakcje wciąż zwiększają zatrudnienie. Mimo to nie wszystko działa tak dobrze, jak się wydaje.
Właśnie wróciłem z krótkiego pobytu w Tokio, gdzie odwiedzałem różnego rodzaju organizacje medialne. Moim celem była próba odpowiedzi na część pytań, które pojawiły się w trakcie analizy japońskich danych zbieranych do najnowszej edycji raportu Instytutu Reutersa 2014 Reuters Institute Digital News Report. Najważniejszym z nich było pytanie o to, jak to możliwe, że kraj, który ma jeden z najwyższych na świecie poziomów czytelnictwa, jest także jednym z tych, którymi najbardziej wstrząsnęło pojawienie się na rynku graczy cyfrowych. Japonia jest jedynym państwem z dziesięciu badanych, w których agregat wiadomości – w tym przypadku Yahoo Japan – uzyskał ponad 50 % udziału w tygodniowej konsumpcji newsów.
Zacznijmy od pozytywów. Japońskie gazety wciąż są bardzo silne, z tygodniową dystrybucją na poziomie, o którym wiele krajów Zachodu może tylko pomarzyć. Tak szanowane tytuły jak Asahi Shimbun oraz Yomiuri Shimbun mają cyrkulację na poziomie odpowiednio siedmiu i dziesięciu milionów egzemplarzy. I nie wynika to z tego, że poszerzają swoją grupę docelową dzięki zajmowaniu bezpiecznej, centrowej pozycji. W istocie największe z nich mają tendencję do zajmowania bardzo wyraźnych stanowisk. Podobnie jak w Wielkiej Brytanii, prowadzi to często do walk między tytułami. Dla przykładu obecnie wiele tytułów konserwatywnych zaciekle atakuje twórców centrolewicowego pisma Asahi Shimbun, wytykając im błędy, co kosztowało już pracę redaktora naczelnego.
Podobnie jak w Wielkiej Brytanii, Japonia ma publicznego nadawcę – NHK – o bardzo ugruntowanej pozycji. Jego celem jest oferowanie bezstronnych informacji, lecz mimo to przez zwolenników prawicy jest krytykowany za zbytnie przywiązanie do lewicy.
Nawet w obszarze informacji biznesowych, takie organizacje jak Nikkei mają bardzo wysoką sprzedaż wydania papierowego – około 2,7 mln egzemplarzy dziennie. Biorąc pod uwagę, że populacja Japonii jest dwa razy większa niż Wielkiej Brytanii to tak, jakby Financial Times sprzedawał około 1,4 mln egzemplarzy dziennie, czyli 15 razy więcej niż jest w rzeczywistości.
Dla dziennikarzy prasowych to wszystko wydaje się bardzo dobrą sytuacją. Odwiedziłem pięć organizacji medialnych, zatrudniających nawet do dwóch tysięcy osób, które wciąż oferują etaty. Jedna gazeta w tym roku chce zatrudnić stu dziennikarzy. Trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek redakcję na Zachodzie, która prowadziłaby rekrutację choćby na ułamek tej skali. Zwłaszcza że większość mediów japońskich oferuje pracę na całe życie.
Dlaczego więc te cieszące się niezwykłym powodzeniem japońskie gazety kompletnie nie radzą sobie w Internecie? Wydaje się, że powodem tego jest fakt, iż przez lata media papierowe w ogóle nie koncentrowały się na Internecie, częściowo z powodu braku zainteresowania, a częściowo z powodu obaw o spadek sprzedaży wydań papierowych. Niektórzy nie pokusili się nawet o stworzenie swoich witryn internetowych lub umieszczali na nich bardzo niewiele informacji.
Tym samym wydawcy gazet nieświadomie przyczynili się do sukcesu portali internetowych do tego stopnia, że dziś nie mogą nawet liczyć na zasięg, który mają agregaty informacji oraz kontent, który oferują. Publiczny wydawca, NHK, także nie może wypełnić tej luki ze względu na poważne obwarowania prawne w kwestii udostępniania usług online.
Dziś, jak wynika z Digital News Report, Yahoo News ma zasięg tygodniowy na poziomie 59% całkowitej konsumpcji mediów w Internecie. Google News jest daleko w tyle z wynikiem 17%. Trzy główne tytuły prasowe oraz NHK wspólnie mają zasięg na poziomie zaledwie 14%.
Wyjątkowym na temat Yahoo Japan jest fakt, że to nie tylko agregat wiadomości. Jest tam pewna wartość dodana: wiadomości mają zredagowane nagłówki tak, by zwiększyć ich użyteczność, dodane linki do dalszej lektury, a na końcu niektóre treści są dodatkowo wytłumaczone. Ponadto serwis stara się donosić o najważniejszych wydarzeniach i w tym celu redagowany jest przez profesjonalnych dziennikarzy, którzy sortują cztery tysiące publikowanych tam tekstów, ale nie tworzą oryginalnych treści.
Pomimo że niektóre japońskie gazety zaczęły szukać sposobów na poradzenie sobie z pierwszą falą zamętu spowodowanego przez Yahoo – część z nich wycofała swój kontent z serwisu – to druga fala nadchodzi i pogłębi problemy. Wraz z przejściem na mobilną konsumpcję mediów pojawiają się nowi gracze, którzy kradną udziały rynkowe Yahoo.
To zła wiadomość nie tylko dla Yahoo, ale i dla tradycyjnych organizacji medialnych, które nie są w stanie oferować aplikacji mobilnych zapewniających szybki dostęp do newsów w sieci, tak jak robią to operatorzy jak Smart News czy Gunosy. Po raz kolejny firmy z obszaru nowych technologii czerpią korzyści z możliwości oferowania najlepszych interfejsów użytkownika oraz – dzięki agregatowi zawartości największych mediów – najszerszego zakresu informacji, które odpowiadają różnym gustom, opcjom politycznym i zainteresowaniom.
W jakim położeniu pozostawia to zatem tradycyjnych wydawców? W tym momencie większość z nich przynosi zyski, niekiedy nawet bardzo duże. Jednak w dłuższej perspektywie, jeśli nie będą w stanie dostosować się do cyfrowych innowacji, mają powody do zmartwień. Gdy wymrą odbiorcy przywiązani do papieru, wydawcy ci nie będą mieli rozwiniętych serwisów online, które będą w stanie uzupełnić powstałe braki.
Niektóre organizacje medialne bardzo ciężko pracują nad dostosowaniem się do nowej sytuacji, ale wysokie koszty sprawiają, że proces ten jest powolny. Inni, tak długo jak papierowe wydania przynoszą im wystarczające zyski, pozostają obojętni wobec konieczności cyfrowych innowacji. Ale ich sytuacja może ulec zmianie bardzo szybko. Zwłaszcza, że na rynku internetowym nie brakuje internetowych graczy, którzy nie zawahają się zająć ich miejsca.
W gościu z Europy, odwiedzającym japońskie organizacje medialne, ich sytuacja rynkowa – rozmiary redakcji, lojalność subskrybentów, wysokie wyniki sprzedaży – budzi zazdrość. Ale po chwili namysłu dochodzi on do wniosku, że może być coś gorszego od życia w kraju, w którym rynek prasowy jest w kryzysie. Jest to życie w kraju, w którym rynek ten jest w tak dobrej sytuacji, że nie ma żadnych bodźców do podejmowania niezbędnych innowacji.
Photo credit: Elvin / Flickr Cc
Tagi2014 Reuters Institute Digital News Report, Asahi Shimbun, media drukowane, media japońskie, NHK, Yahoo Japan, Yomiuri Shimbun