Zawsze na posterunku. Etyka dziennikarska Roberta Fiska

24 grudnia 2013 • Etyka Dziennikarska • by

Wśród powszechnych utyskiwań na upadek dziennikarstwa śledczego i wojennego zapomina się, że wciąż można znaleźć przykłady doskonałego rzemiosła, które ociera się o sztukę. Warto przybliżyć zatem zasady, którymi kieruje się Robert Fisk, pisarz i wieloletni korespondent brytyjskich gazet na Bliskim Wschodzie.

Fisk – jak czytamy we współczesnej skarbnicy natychmiastowej mądrości, Wikipedii – zdobył więcej brytyjskich i międzynarodowych nagród niż jakikolwiek inny korespondent zagraniczny ze Zjednoczonego Królestwa. Bliskowschodni korespondent prestiżowych brytyjskich dzienników o międzynarodowej sławie, najpierw „The Timesa”, a od końca lat osiemdziesiątych „The Independent”, oferuje odbiorcom (nie tylko czytelnikom, ale i uczestnikom jego wykładów, niekiedy umieszczanych potem w serwisach internetowych, czy też widzom anglojęzycznych kanałów telewizyjnych, jak Al-Dżazira czy Russia Today) alternatywne spojrzenia na władzę i przemoc. Nader ciekawym i poznawczo owocnym wydaje się opisanie, choćby pokrótce, spojrzenia na etyczne zobowiązania zawodu człowieka, któremu w 2004 roku Osama bin Laden złożył osobliwy hołd, namawiając Amerykanów w jednym ze swych wystąpień, by czytali jego rozmowy z Fiskiem, bowiem ten autor jest „neutralny”.

Fisk przyznał, że przez lata sądził, że obowiązkiem dziennikarzy jest po prostu opisywanie tego, co się dzieje, dawanie świadectwa wydarzeniom, które kształtują historię. Z czasem jednak przyjął stanowisko Amiry Hass, wedle której zadaniem dziennikarza jest monitorowanie centrów władzy. Gwoli ścisłości: należy rzucać wyzwanie wszelkim centrom władzy, nie tylko politycznej, lecz także innej – ekonomicznej czy też ideologicznej. Znamienne skądinąd, że Hass, izraelska dziennikarka „Haareca”, zamieszkała na terytoriach okupowanych, by opisywać niedolę Palestyńczyków – otrzymała tysiące nienawistnych listów i e-maili, w których (często anonimowo) pisano, że w poprzednim wcieleniu była kapo, powinna mieć raka piersi lub kończono tyrady hitlerowskim pozdrowieniem.

Monitorowane centrów władzy jest szczególnie ważne wtedy, kiedy rządy i politycy wszczynają wojnę, decydują, że będą zabijać – a inni będą umierać. Wojna stanowi „totalny upadek ludzkiego ducha”, nie idzie w niej przede wszystkim o zwycięstwo lub przegraną, lecz o zabijanie i zadawanie cierpienia na ogromną skalę. Głęboki pacyfizm i sprzeciw wobec przemocy stanowi znak rozpoznawczy Fiska. O tym, jak poważnie traktuje on tę ideę, dobitnie świadczy to, że w trakcie pogrzebu zmarłej na chorobę Parkinsona matki dał wyraz swemu oburzeniu, że rządzący krajem „przedkładają rakiety nad lekarstwa”, „akceptują haniebną ideę, że chorowanie musi być ‘nieuleczalne’”. Zauważył, porównując wydatki na zbrojenia z wielkością środków przeznaczanych na zwalczanie chorób, że kraje Zachodu wydają więcej pieniędzy na broń w ciągu pięciu minut niż rocznie na badania nad Parkinsonem.

Monitorowanie ośrodków władzy i sprzeciw wobec przemocy wymagają rzucenia wyzwania zasadom profesjonalizmu dziennikarskiego, a raczej ich dominującemu pojmowaniu. Kluczową rolę odgrywa tu reguła obiektywizmu, bezstronności, nakazująca niedawanie wyrazu własnym uczuciom. Fisk zaznacza, że jego gazeta wysyła go za granicę nie po to, by dowiedział się, co mówią zaangażowane w daną sprawę strony (to można przeczytać w depeszach), lecz napisał, co tam się dzieje. Problem stanowi podejście amerykańskich szkół dziennikarstwa – ukształtowanych przez doświadczenie prasy lokalnej w połowie ubiegłego stulecia – nakazujące danie porównywalnej możliwości wypowiedzi zainteresowanym stronom. Korespondent pytał retorycznie, jak w analogiczny sposób nagłaśniać sytuację na statku niewolniczym – czy poświęcić tyle samo czasu niewolnikom, co kapitanowi okrętu, a podczas drugiej wojny światowej – tyle samo czasu więźniom i strażnikom-esesmanom? Dziennikarz ma prawo do pasji, moralnego oburzenia i gniewu, ponieważ nadal jest nade wszystko człowiekiem, a nie automatem i tubą przekazującą inne głosy. Dziennikarz powinien stać po stronie pokrzywdzonych, ofiar – zachowując przy tym obiektywizm. Niestety, często mianem skrzywienia, stronniczości (bias) określa się mówienie tego, co się myśli.

Powyższe podejście rodzi oczywiste problemy, dany autor może zostać naznaczony jako niewiarygodny. Świadom zarzutów, Fisk zaznacza, że nie jest kontrowersyjnym dziennikarzem, lecz korespondentem dziennika głównego nurtu, który robi to, co do niego należy. Nie zamierza też przestraszyć się ludzi używających taniego języka – oskarżających go o wrogość wobec Żydów czy też USA – i pisać tak ostrożnie, by nie urazić kogokolwiek. Wiele razy krytykował on naganne zachowanie i amoralność Arabów – oskarżono go, że jest agentem Izraela. Swego czasu wystąpił na konferencji w Bostonie, zatytułowanej „Prawo do powrotu”, podczas której uwypuklał korupcję grup arabskich Amerykanów, potępiając ich oderwanie od rzeczywistości: brudu i plugastwa obozów uchodźców. Szybko zaczęły do niego docierać e-maile od arabskich studentów z USA, mówiących, że jest zjudaizowany. Zapewne wiązało się to z faktem, że swego czasu dał wykład w Madison w stanie Wisconsin na konferencji zorganizowanej przez żydowską rodzinę, a zatem, ironizuje korespondent, musiał być członkiem Mossadu.

Pisanie prawdy, bez względu na to, jak potężne siły mogą być z tego niezadowolone, stoi w jaskrawej sprzeczności z powszechnie przyjętą hierarchizacją wiarygodności źródeł, która nazbyt często skutkuje bliskimi, niekiedy osmotycznymi relacjami między światem mediów i władzy. Odwołując się do początków swej kariery, Fisk zauważa, że ten problem dotyczy środków przekazu na różnych poziomach. Lokalna gazeta, w której zaczynał pracę, nie rzucała wyzwania policji, radzie miasta czy też służbom społecznym – wszak to ludzie godni szacunku, „szefowie”, „bossowie”. Te same mechanizmy działają na poziomie kraju. Symbolem tego może być akceptacja briefingów NATO podczas wojny w Kosowie, dziennikarze „jak papugi powtarzali słowa”, które były dalekie od stanu faktycznego. Swoista kultura akceptacji władzy bardzo często skłania dziennikarzy do ograniczenia swych materiałów do opisu sytuacji, pozbawionego pytania o przyczyny danego stanu rzeczy: można swobodnie pisać, co, jak, gdzie i kiedy się zdarzyło, lecz nie wolno – dlaczego. Z tego względu bardzo ważną rolę odgrywa naświetlenie kontekstu historycznego wydarzeń, pozwalającego umieścić je w odpowiednich ramach – dla Fiska jest to tym prostsze, że jest on z wykształcenia historykiem, a jego rozprawa doktorska (In time of war: Ireland, Ulster, and the price of neutrality, 1939-45) doczekała się kilku wznowień.

Dziennikarz nie powinien bezkrytycznie stosować się do zaleceń władz, również demokratycznych. Z rezerwą należy podchodzić np. do tworzenia zamkniętych stref wojskowych. Izraelska okupacja Libanu szybko nauczyła Fiska, że za każdym razem, kiedy armia izraelska ustanawiała zamknięty obszar wojskowy, oznaczało to, że robi coś, co chciała ukryć – wtedy zawsze pojawiał się na miejscu, by zobaczyć i opisać rzeczywistość – widząc pozasądowe egzekucje, tortury lub zatrzymywanie ludzi, których już nikt nigdy później nie zobaczył.

Bardzo ważnym dopełnieniem powyższych zasad jest szczególna troska o język opisywania rzeczywistości. Problemem są nie tylko klisze reporterskie, banalny język pseudo-mężów stanu, tajemny język antropologów czy politycznie „poprawne” przekazy reklamodawców, dyrektorów korporacji i dyplomatów. Na Bliskim Wschodzie zwodnicze słowa mogą być zabójcze, szczególnie kiedy mają na celu subtelne oddzielenie ludzi „dobrych” od „złych”, prowadząc nawet do podważenia człowieczeństwa jednej rasy. Można się zgodzić z tezą, że „nadużycia i manipulacje językowe – bezwartościowa semantyka dziennikarzy, polityków, a nawet akademików – stają się coraz częstsze i groźniejsze”. Słowa niesłychanie wiele znaczą, kiedy opisuje się przemoc. Społeczny konsens determinuje to, które działania uznaje się za przemoc, a które – nie. Przemoc, zauważa Karim H. Karim, jest zjawiskiem integralnym, choć enigmatycznym, w ludzkiej historii. Siła jest często używana, by represjonować ludzi, jest też środkiem sprzeciwu wobec ekscesów władzy. Dysponujący władzą mają osobisty interes w tym, by preferowane przez nich znaczenia pozostały dominujące. Dominujące dyskursy wspierają działania hegemonicznych władz, by chronić je przed zagrożeniem, że same będą określone mianem agresywnych i terrorystycznych. Wydaje się, że najlepszym tego przykładem jest konsekwentne określanie przez większość mediów inwazji i okupacji innych krajów frazą „misja stabilizacyjna”, sugerującą zarówno szlachetne intencje (kierowanie się poczuciem misji), jak i troskę o dobro miejscowej ludności (zapewnienie jej stabilności, równowagi). Niesłychanej wrażliwości i poczucia odpowiedzialności wymaga choćby posługiwanie kategorią terroryzmu, która bardzo często jest utożsamiana z Bliskim Wschodem i islamem, stanowiąc przedmiot wszechstronnej manipulacji: „»terroryzm« nie oznacza więcej terroryzmu. To nie jest definicja; to polityczny wybieg. »Terrorystami« są ci, którzy używają przemocy przeciwko stronie, która posługuje się tym słowem. Jedynymi terrorystami uznawanymi za takich przez Izrael są ci, którzy występują przeciw Izraelowi. Jedynymi terrorystami uznawanymi za takich przez Stany Zjednoczone są ci, którzy występują przeciw Stanom Zjednoczonym lub ich sojusznikom. Jedynymi terrorystami uznawanymi za takich przez Palestyńczyków – oni też posługują się tym słowem – są ci, którzy występują przeciw Palestyńczykom”.

Podsumowując, dobrze byłoby, gdyby w przestrzeni medialnej głosy psów łańcuchowych prawdy, pokoju i sprawiedliwości stały się donośniejsze od gromady pudli, zgadujących życzenia swych panów, przesłaniających rzeczywistość banałem lub przesądem. Można mieć nadzieję, że jeszcze przez lata Fisk będzie z równą pasją i wprawą pełnił rolę czujnego psa łańcuchowego.

Źródła:

E. Bronner, A Foreign Correspondent Who Does More Than Report, „New York Times”, 19 listopada 2005 r.

Covering the Middle East. An interview with Robert Fisk, w: D. Miller, Tell Me Lies. Propaganda and Media Distortion in the Attack on Iraq, Pluto Press, London 2004.

R. Fisk, The age of the warrior. Selected essays, Nation Books, New York 2008.

R. Fisk, The Great War for Civilization. The Conquest of the Middle East, Vintage Books, New York 2007.

K.H. Karim, Making sense of the „Islamic Peril”. Journalism as cultural practice, w: B. Zelizer, S. Allan, Journalism after September 11, Routledge, London 2002.

War is the „Total Failure of the Human Spirit”. Z Robertem Fiskiem rozmawia Amy Goodman, „Democracy Now!”, 20 października 2005 r.

Zdjęcie: Marjorie Lipan/ Flickr Cc

Print Friendly, PDF & Email

Tagi, , , , ,

Send this to a friend