Paul Steiger, ikona Wall Street Journal i redaktor naczelny serwisu ProPublica, zdobywcy nagrody Pulitzera, mówi o zmieniającej się twarzy dziennikarstwa.
Paul Steiger poświęcił sporą część życia dziennikarstwu prasowemu. 68-letni dziennikarz pracował jako dyrektor zarządzający Wall Street Journal od 1991 do 2007 roku, w czasie kiedy zorientowany biznesowo dziennik zdobył 16 nagród Pulitzera. Obecnie jest redaktorem naczelnym serwisu ProPublica, z siedzibą w Nowym Jorku, będącego śledczą organizacją non-profit, dysponującą rocznym budżetem w kwocie 10 milionów dolarów.
ProPublica tworzy treści dziennikarskie w iście amerykańskim stylu: wszechstronne, skrupulatne,przejrzyste i zorientowane na interes publiczny. Nie robi tego jednak w tradycyjnej formie papierowej, lecz raczej w Sieci. A dokładniej na stronie www.propublica.org, gdzie reportaże śledcze są publikowane i udostępniane nie tylko czytelnikom, ale także innym mediom, które mają do nich darmowy dostęp. W skrócie, ProPublica jest cyfrowo-informacyjnym dzieckiem naszych czasów. Założona w 2007 roku, rozpoczęła publikowanie w 2008 i zasłużyła na Pulitzera w 2010 roku – gdy pierwszy raz nagrodzono redakcję online – za reportaże śledcze ze szpitali w Nowym Orleanie po przejściu huraganu Katrina.
Jaki jest klucz do takiego sukcesu? Inwestowanie i wiara w potęgę Sieci, zrozumienie, że techniki cyfrowe bardziej zadowalają potrzeby czytelników, odmładzanie kadr, przyjmowanie nowych twarzy (ProPublica ma 40 pracujących dziennikarzy, z których najmłodszy ma 23 lata, oraz 5 tysięcy wolontariuszy i studentów ze szkół dziennikarskich), współpraca z tradycyjnymi mediami. ProPublica szczerze wierzy w dzielenie się swoimi treściami i reportażami z gazetami, radiem, telewizją i innymi witrynami internetowymi. Na przykład współpracuje z CNN, NBC, New York Times, Washington Post, Huffington Post i innymi, zapewniając sprawozdaniom śledczym sięganie do możliwie największej publiczności. Znakiem, że większość znakomitych gazet i mediów tradycyjnych nadal cieszy się autorytetem i wiarygodnością, jest to, że liczyć mogą na dużą liczbę zainteresowanych czytelników. Oznaką tego jest również fakt, że – w ekonomicznie trudnych czasach – organizacje non-profit takie jak ProPublica, mogą być ważnym źródłem i wzorem, z którego dziennikarstwo jutra powinno czerpać inspiracje, z punktu widzenia jakości treści, zasobów ludzkich i czasu. W opinii Steigera dziennikarstwo ma przyszłość, przede wszystkim zaś dziennikarstwo śledcze, i dotyczy to również gazet. W wywiadzie przeprowadzonym podczas Festiwalu Dziennikarstwa w Perugii zapytaliśmy Steigera o przyszłość dziennikarstwa, biorąc pod uwagę doświadczenia serwisu ProPublica i jego działania śledcze.
Spodziewał się Pan Pulitzera?
“Prawdę mówiąc, to nie. Była to niespodzianka, która przepełniła mnie radością. Z drugiej strony, myśląc o reportażach jakie zrobiliśmy w zeszłym roku, przynajmniej pięć stanowiło materiał na Pulitzera. Mówię to z pewnością, gdyż byłem członkiem komisji Pulitzera przez 9 lat i znam kryteria oceny i wymagany poziom jakości. A ProPublica, we współpracy z gazetami takimi jak New York Times, robi właśnie takie reportaże. Zatem nagroda była w pełni zasłużona, niemniej jednak była dużą niespodzianką”.
Jak powstała idea serwisu ProPublica?
“To był produkt końcowy szeregu zdarzeń. W 2006 roku, kiedy wciąż byłem dyrektorem zarządzającym w Wall Street Journal, państwo Sandlerowie, których znałem i szanowałem od wielu lat, przyszli do mnie i powiedzieli, że chcą zainwestować 10 milionów dolarów w dziennikarski projekt śledczy, prosząc mnie o radę. Ponownie spotkałem ich na początku 2007 roku i zaprezentowałem projekt tego, co miało się stać ProPublicą. Byli podekscytowani pomysłem”.
Zatem zdecydował się Pan opuścić Wall Street Journal i rozpocząć cyfrową przygodę?
“W 2007 roku byłem blisko wieku emerytalnego. 31 grudnia był moim ostatnim dniem w Wall Street Journal, pracy, którą kochałem do samego końca. W styczniu 2008 roku rozpoczęła działalność ProPublica”.
Jakie cele miał Pan nadzieję osiągnąć na początku?
“Stworzenie organizacji, która używałaby technik dziennikarskich, by kłaść światło na nadużycia władzy i niesprawiedliwość w polityce, służbie zdrowia, administracji publicznej i wymiarze sprawiedliwości”.
Czy dotąd przyniosło to sukces?
“Zrobiliśmy ogromny postęp. Mówiąc dziennikarsko, jesteśmy o rok do przodu. Oczywiście, jest sporo do zrobienia. Chcemy poprawić jakość dziennikarstwa w naszych dochodzeniach, by poszerzyć naszą bazę finansową oraz chcemy używać technik i narzędzi cyfrowych, by poprawić zbieranie i dystrybucję informacji. Jestem bardzo zadowolony z tego, co udało nam się dotąd osiągnąć”.
Czy mógłby Pan opisać wewnętrzną organizację ProPublica?
“Na czele rady zarządzającej zasiada Herb Sandler. Rada nie współpracuje bezpośrednio z dziennikarzami i nie wie, nad jakimi dochodzeniami pracujemy. Wspiera nas i daje rady w kwestiach finansowych i technologicznych. Ja jestem redaktorem naczelnym, głównym menedżerem jest Richard Tofel, prawnik z zawodu, który ma doświadczenie na polu public relations i organizacji non-profit, redaktorem zarządzającym jest Stephen Engelberg, znakomity dziennikarz, który wcześniej pracował jako reporter śledczy w New York Times. Dalej mamy czterech starszych redaktorów, których zadaniem jest służenie pomocą i radą dla około 40 dziennikarzy, którzy pracują dla ProPublica. Oczywiście, są też osoby odpowiedzialne za dystrybucję treści online, blogi, aplikacje multimedialne, sieci społecznościowe i inne”.
Z czym wiąże się zatem dziennikarstwo dochodzeniowe?
“To zależy od rodzaju dochodzenia. Opowieść, która została nagrodzona Pulitzerem, wiązała się z kilkoma wyprawami do Nowego Orleanu, przeprowadzeniem setek wywiadów, ciężką orka przedzierania się przez setki dokumentów, odwiedzinami we wszystkich szpitalach, by zebrać informacje. Inne dochodzenia mogą wiązać się z dłuższymi wyprawami, czasem na drugą stronę świata”.
Innymi słowy, brzmi to jak robienie tradycyjnego, dobrego dziennikarstwa śledczego przy użyciu nowych narzędzi?
“Dokładnie tak. Jakość treści nie zmienia się, a jedynie jej opakowanie”.
ProPublica robi użytek z 40 tysięcy wolontariuszy i szkół dziennikarskich…
“Tak, mamy pięć tysięcy wolontariuszy, którzy współpracują z nami. Szkoły dziennikarstwa w Stanach Zjednoczonych nie tylko uczą dziennikarstwa, ale także tworzą publikacje, zarówno te drukowane, jak i online. Tradycyjnie trudno było im zajmować się prawdziwym dziennikarstwem – choć mieli licznych współpracowników, którzy tworzyli treści – z powodu konkurencji radia, telewizji i gazet, które ich nie potrzebowały. Dziś jednak dwie znaczące zmiany zmodyfikowały tę sytuację: liczba pracowników w tradycyjnych mediach dramatycznie spadła, zaś Internet oferuje dużo więcej możliwości, które są w zasięgu każdego. Innymi słowy, z mojego doświadczenia wynika, że szkoły dziennikarskie oferują teraz profesjonalne zdolności, doświadczonych profesorów, zmotywowanych, utalentowanych studentów. Dlaczego zatem ich nie zaangażować?”
Ale również tradycyjne media?
“Tak, takie jak CNN czy New York Times. To sytuacja obustronnego zysku dla każdej ze stron: pozwala ProPublice sięgać do czytelników prasy i widzów telewizji, którzy mniej orientują się w Sieci lub do niszowych odbiorców, natomiast tradycyjnym mediom powala sięgać do wysokiej jakości zasobów i zawartości, którą oferujemy na stronie bezpłatnie”.
Co jest kluczem do sukcesu dziennikarstwa i gazet w przyszłości?
“Obawiam się, że nie ma takiego klucza. To co wiem, to fakt, iż ceny reklam są dużo niższe w sieci niż w prasie drukowanej, więc jeśli New York Times uwierzyłby, że przetrwa jedynie z pomocą wpływów ze swej strony internetowej, tnąc koszty produkcji i dystrybucji, straciłby o wiele więcej pieniędzy niż traci dzisiaj”.
Co jest wobec tego odpowiedzią?
“Jedną możliwą odpowiedzią jest bez wątpienia pobieranie wyższych opłat od internautów. New York Times już działa w tym kierunku. Z drugiej strony, nawet mimo iż będzie to generować przepływ gotówki, w dalszym ciągu nie będzie to wystarczająco dużo, by utrzymać gazetę na powierzchni. Inną odpowiedzią może być korzystanie w większym zakresie z wykwalifikowanych blogerów i dziennikarzy obywatelskich”.
Czy Pana zdaniem, za 10 lat wciąż będzie istnieć dziennikarstwo i dziennikarze?
“Sądzę, że za 10 lat będzie i dziennikarstwo, i dziennikarze. Zmienią się tylko. Tradycyjna formuła omnibusa, “supermarketowe” tabloidy nie będą miały racji bytu. W przyszłości ta funkcja będzie realizowana online przez Google. Gazety będą musiały się wyspecjalizować, pójść w stronę dziennikarstwa niszowego, które proponuje ekskluzywną, wysokiej jakości i oryginalną zawartość. Nie będą wychodzić codziennie, poziom specjalizacji będzie wzrastał, kierowane będą do niszowych grup czytelników”.
Czy używa Pan Twittera lub sieci społecznościowych?
“Nie. Nie ćwierkam, nie mam konta na Facebooku. Moja żona, która jest 25 lat młodsza ode mnie, jest blogerką modową i zawsze mówi mi: “Jeśli będzie coś wartego twojej uwagi na Facebooku, powiem ci o tym”. Oczywiście, ProPublica korzysta z serwisów społecznościowych”.
Tekst został opublikowany w Corriere del Ticino (7 maja 2010)
Tagidziennikarstwo non-profit, dziennikarstwo obywatelskie, dziennikarstwo online, dziennikarstwo śledcze, Festiwal Dziennikarstwa w Perugii, Herb Sandler, nagrody Pulitzera, New York Times, Paul Steiger, ProPublica, Richard Tofel, Stephen Engelberg, Wall Street Journal