Media społecznościowe stają się coraz istotniejszym źródłem informacji dla dziennikarzy. Czy sprawia to, że stają się opiniotwórczymi?
Ostatnie wyniki badania cytowalności mediów, przeprowadzone przez Instytut Monitorowania Mediów, odbiły się szerokim echem w pismach i portalach branżowych, w których zaroiło się od nagłówków typu: portale społecznościowe bardziej opiniotwórcze niż telewizja. Z raportu IMM wynika bowiem, że w czerwcu media społecznościowe doczekały się większej liczby cytowań niż telewizja. Informacje zaczerpnięte z Facebooka i Twittera przytaczane były 544 razy, a ze stacji telewizyjnych tylko 438. W rankingu jak zwykle dominowała prasa, cytowana w sumie aż 3076 razy.
Ponadto, gdyby porównać media społecznościowe z tradycyjnymi tytułami prasowymi, telewizją i rozgłośniami, to zajęłyby one piąte i szóste miejsce w rankingu TOP 15 najbardziej opiniotwórczych mediów, wyprzedzając m.in. takie tytuły, jak: Wprost, Polityka czy Newsweek.
Z raportu IMM wynika także, że You Tube rośnie w siłę jako źródło informacji. Na doniesienia z tego serwisu media powoływały się bowiem częściej niż na informacje z telewizji TVN i kanałów telewizji publicznej.
Zdaniem autorów badania wyniki te świadczą o rosnącej roli mediów społecznościowych jako pełnoprawnego kanału informacyjnego. - Niektórych może zaskoczyć, że informacje pozyskane z YouTube były częściej cytowane niż na przykład te ze stacji TVN, ale to jest właśnie nowa rzeczywistość medialna, w której czwarta władza to nie tylko telewizja, radio i gazety. Przez lata przyzwyczailiśmy się do uznawania Internetu za medium o niskiej wiarygodności ze względu na możliwość publikowania w nim dowolnych treści. Teraz obserwujemy sytuację odwrotną: media czerpią newsy i informacje bezpośrednio z platform społecznościowych, co przypomina pozyskiwanie wiadomości z agencji informacyjnych. Bezpośredniość informacji to ich atut wzmacniający wiarygodność – komentowała Magdalena Grabarczyk-Tokaj, kierownik ds. Rozwoju Badań z Instytutu Monitorowania Mediów.
O rosnącej roli mediów społecznościowych w komunikacji masowej mówi dziś już większość badaczy. Analizuje się ich wykorzystanie w komunikowaniu politycznym, ich wpływ na kształtowanie społeczeństwa obywatelskiego, rozwój demokracji oraz możliwość wykorzystania w pracy dziennikarskiej. Media społecznościowe zdobywają coraz więcej użytkowników. W Polsce Facebook ma ponad 13,7 miliona użytkowników, NK niewiele mniej – ponad 10,3 miliona (dane Megapanelu za czerwiec 2012). Twitter nie zdobył serc Polaków – używa go tylko nieco ponad 1,5 miliona osób, pomimo fenomenalnego sukcesu na świecie, gdzie ma już ponad pół miliarda użytkowników. Jako platforma komunikowania media społecznościowe mają zatem ogromny zasięg, co sprawia, że ich opiniotwórczy potencjał jest ogromny. Czy faktycznie jednak mają już taką pozycję w polskim systemie medialnym, że można mówić o nich jako o pełnoprawnym kanale informacji, a z danych o cytowalności wyciągać tak daleko idące wnioski o ich opiniotwórczości?
Bardziej atrakcyjne niż wiarygodne
Z twierdzeniem, że takie portale jak Facebook czy Twitter są bardziej opiniotwórcze niż telewizja, nie zgadza się współpracownik EJO, dr Michał Głowacki (Uniwersytet Warszawski). – Cytowalność mediów nie jest tożsama z ich opiniotwórczością. Informacje mogą być cytowane np. z tego względu, że są bardzo atrakcyjne, a niekoniecznie prawdziwe, co zdarza się w przypadku cytowań np. z tabloidów. Trzeba tutaj też zdefiniować, czym jest opiniotwórczość: czy chodzi o wpływ medium na budowanie opinii publicznej czy na postrzeganie go jako wiarygodnego źródła informacji. To też jest wyznacznikiem opiniotwórczości, a te dwie jakości często nie idą ze sobą w parze. Mamy przykłady mediów, które mają bardzo niską wiarygodność – jak np. tabloidy, a kształtują opinię publiczną ogromnej rzeszy swoich czytelników – tłumaczy badacz.
Trudno znaleźć jednoznaczną definicję opiniotwórczości mediów, która pozwoliłaby zoperacjonalizować to pojęcie na potrzeby badań. Jeśli za Pierrem Sorlinem, profesorem z Uniwersytetu w Chicago, opiniotwórczość rozumieć jako zdolność medium do wpływania, kreowania, czy budowania opinii publicznej, to wyrazem takiej funkcji medium musiałoby być więcej czynników niż tylko poziom cytowalności. To, że wniosek z badania był przesadzony, a badanie cytowalności jest niewystarczające do wyciągnięcia wniosków o opiniotwórczości danego medium, przyznają nawet sami autorzy badania z Instytutu Monitorowania Mediów. – To jest tylko jeden wskaźnik. Na pewno bardzo ważny, bo to, że informacja ma tak dużą dyfuzję i inne media na jej podstawie formułują swoje sądy i opinie, wpływa na fakt, że dane medium uznawane jest za bardziej opiniotwórcze niż inne. Natomiast na pewno nie jest to jedyny wskaźnik. Badając opiniotwórczość medium na pewno wzięłabym jeszcze pod uwagę źródła, które powoływały się na medium pierwotne. Inną wagę semantyczną i znaczeniową mają powołania w ogólnopolskich dziennikach, ogólnopolskiej telewizji, czy wysokonakładowej prasie ekonomicznej, a zupełnie inną wagę ma przekaz cytowany w jakimś niszowym portalu internetowym – mówi Magdalena Grabarczyk-Tokaj, kierownik ds. Rozwoju Badań z Instytutu Monitorowania Mediów. Takich danych badanie Instytutu Monitorowania Mediów jednak nie dostarcza.
Poważne wątpliwości budzi także kwestia wiarygodności informacji podawanych w mediach społecznościowych oraz kwestia tego, jak informacje te miałyby być traktowane i wykorzystywane przez dziennikarzy. Pomimo relatywnie wysokiej liczby cytowań, polscy dziennikarze nie deklarują zbyt entuzjastycznego podejścia do mediów społecznościowych jako źródła informacji. Jak wynika z badania sposobu korzystania przez dziennikarzy z tych mediów, przeprowadzonego przez agencję Multi Communications w formie ankiety na grupie 110 dziennikarzy z całej Polski, blisko 60% z nich przynajmniej raz w tygodniu korzysta z mediów społecznościowych w pracy. To całkiem sporo, zważywszy na to, że ogólnie korzystanie z mediów społecznościowych deklaruje 54% dorosłych Polaków. Po co dziennikarze korzystają z mediów społecznościowych? Aż 58% respondentów poszukuje tu inspiracji; 28% – komentarzy i opinii; 13% – cyfr i faktów; 12% korzysta z mediów społecznościowych w pracy w celach prywatnych, a 1% za ich pomocą usiłuje dotrzeć do interesujących ich osób.
Inspiracja i informacja mają zupełnie odmienny ciężar gatunkowy. Z czego wynika to, że media społecznościowe mogą być co najwyżej źródłem inspiracji? Z badań agencji Multi Communications można wnioskować, że dziennikarze uważają informacje pochodzące z serwisów społecznościowych za bardziej atrakcyjne niż wiarygodne. Niemal 20% z nich ocenia wiarygodność tych informacji jako niską lub bardzo niską; około 60% jako przeciętną, a tylko 25% ocenia ją wysoko. Żaden ankietowany nie ocenia wiarygodności informacji z mediów społecznościowych bardzo wysoko. Zupełnie inaczej jest w przypadku oceny atrakcyjności tych informacji. Wysoko i bardzo wysoko ocenia ją aż 60% respondentów, niemal 40% respondentów ocenia ją jako przeciętną, natomiast nikt nie ocenia jej nisko.
Do jakich mediów społecznościowych najczęściej sięgają dziennikarze? Najwięcej, bo 30% badanych sięga do blogów (choć blogosfera to nie to samo, co media społecznościowe, autorzy tego badania umożliwili taką odpowiedź ankietowanym). Spośród portali społecznościowych największym powodzeniem cieszy się Facebook – sięga do niego aż 20% respondentów; 15% osób korzysta z You Tube’a; marginalne natomiast okazuje się wykorzystanie przez dziennikarzy w pracy zawodowej portalu NK – sięga do niego tylko 1% ankietowanych. Serwisy mikroblogowe, które są bardzo popularnym źródłem szybkiej informacji w USA, w Polsce nie znajdują zbyt dużego zainteresowania. Ogólnoświatowy Twitter zebrał 7% wskazań, a polski Blip około 1%. Mimo to, właśnie z Twittera pochodziła duża część cytowań, która sprowokowała twórców badania do okrzyknięcia mediów społecznościowych bardziej opiniotwórczymi od telewizji.
Celebryci na Facebooku, politycy na Twitterze
Jeśli chodzi o tweety to w czerwcu największe zainteresowanie wzbudził Marcin Bosacki, rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Komentując na Twitterze list prezydenta Baracka Obamy, w którym przepraszał on za zwrot „polskie obozy śmierci”, Bosacki napisał, że list ten jest „dobry i godny”. Na tę i inne wypowiedzi z jego konta na Twitterze media powołały się 74 razy. Z kolei warszawski radny Prawa i Sprawiedliwości, Maciej Maciejowski, zaistniał na Twitterze dzięki swej sensacyjnej wypowiedzi komentującej zamieszki przed meczem Polska – Rosja na Euro 2012. Maciejowski wyraził żal, że marsz Rosjan nie został zakazany, a honoru Polski musieli bronić kibole, czym w jego opinii zasłużyli sobie na podziw. Jego wypowiedź została zacytowana 31 razy.
Z Facebooka pochodziły cytowane wypowiedzi celebrytów. – Taki podział – celebryci na Facebooku, politycy na Twitterze, jest związany ze specyfiką tych mediów – uważa Magdalena Grabarczyk-Tokaj. – Facebook jest nastawiony na rozwijanie i budowanie osobistych relacji, łączy sferę prywatną z publiczną w sposób doskonały dla celebrytów. Znane postacie kultury popularnej chcą i muszą być widoczne oraz dostępne, w tym również dla swoich fanów. Nigdy wcześniej nie było to tak proste jak teraz. Twitter ma z kolei charakter bardziej informacyjny, co zaczęli wykorzystywać również polscy politycy. Jednak w mediach społecznościowych często zatraca się granicę między przestrzenią prywatną a publiczną. Celebrytom to najczęściej uchodzi na sucho, ale politykom już nie – mówi badaczka.
Wspomniany Twitter narodził się jako platforma typowo informacyjna, za pomocą której łatwy dostęp do ważnych wiadomości uzyskiwali obywatele w sytuacjach kryzysowych, jak np. podczas pożarów w 2008 roku w Kalifornii. Z czasem przekształcił się w ogólnoświatową platformę komunikacyjną, która umożliwia swoim użytkownikom śledzenie tweetów z całego świata. To z Twittera pochodziła pierwsza wiadomość o śmierci Micheala Jacksona, o atakach bombowych w Bombaju czy protestach wyborczych w Iranie w 2009 roku. To wtedy po raz pierwszy takie gazety jak New York Times czy The Guardian opublikowały tweety jako informacje z samego centrum wydarzeń, a amatorskie wideo i relacje naocznych świadków z niezweryfikowanych kont awansowały do miana źródła informacji. Wzbudziło to ogromne kontrowersje, a środowisko medialne podzieliło się na tych, dla których media społecznościowe przedstawiają ogromne możliwości jako kanał komunikacyjny oraz tych, którzy uważają je za śmietnik treści, które tylko udają informację.
Problem z mediami społecznościowymi polega na tym, że komunikacja, która w nich zachodzi, ma zupełnie odmienny charakter od komunikacji w dotychczas znanych nam mediach masowych. Jak pisze Michał Głowacki we wstępie do wywiadu z profesorem Karolem Jakubowiczem, opublikowanym w Central European Journal of Communication, „media społecznościowe charakteryzują się dużym stopniem personalizacji, indywidualizacji, kreatywności i interaktywności”. W nowych mediach, w tym także w mediach społecznościowych, obserwować można wyraźną decentralizację źródeł nadawczych, charakteryzującą się zmianą kierunku przepływu informacji. David Bollier opisuje tę tendencję przejściem z modelu „jeden do wielu”, ku modelowi komunikacji „wielu do wielu”. To sprawia, że funkcja mediów jako przekaźnika jednej, dominującej opinii, interpretacji i komentarza do zjawisk, jest bardzo rozproszona w przeciwieństwie do tego, jak tę funkcję pełnią media tworzone przez zespoły redakcyjne.
To nie jedyny powód, dlaczego tradycyjni dziennikarze mają problem z mediami społecznościowymi. Ich specyfiką jest „nieprzerwane pojawianie się w nich krótkich wiadomości, które pochodzą ze źródeł zarówno oficjalnych, jak i nieoficjalnych” – pisze Alfred Hermida, profesor z Uniwersytetu Columbia w artykule pt. Twittering the News. Nazywa ten model przepływu informacji „systemem świadomości”. Tradycyjne dziennikarstwo definiuje informację jako „fakt lub cytat zaczerpnięty z oficjalnych źródeł, z których pochodzi większość newsów i informacji”. Dlatego też najpewniejszym źródłem informacji są dla współczesnych dziennikarzy agencje prasowe albo takie źródła, które można zweryfikować, a informację z nich pochodzącą podwójnie sprawdzić. Stąd problem z wykorzystaniem treści z mediów społecznościowych – istnieją uzasadnione obawy, że wiele z publikowanych tam informacji jest nierzetelnych, opartych na plotkach czy po prostu nieprawdziwych.
Zbiorowa inteligencja
Media społecznościowe przedstawiają jednak wartość, której nie oferuje żadna inna platforma komunikacyjna: są miejscem tworzenia się wiedzy kolektywnej. Dostarczają czegoś, co jeszcze przed narodzinami Internetu Hayek opisywał jako „wiedzę na temat konkretnych wydarzeń z danego miejsca i czasu”. Zdaniem Hermidy taka wiedza, rozproszona między jednostkami, która kumuluje się w takim tyglu, jakim są media społecznościowe, jest bardzo cenna. Pochodzi bowiem od ludzi, którzy najlepiej znają kontekst i wieloznaczność zjawisk, dziejących się w danym miejscu i czasie. Wielu badaczy pisze także o mądrości tłumu, crowd-sourcingu czy wikinomii. Mądrość tłumu to koncepcja zaproponowana przez Jamesa Surowieckiego w książce pod tym samym tytułem. Książka zaczyna się od słynnej anegdoty opowiadającej o konkursie przeprowadzonym na targach bydła, w którym chodziło o zgadnięcie wagi wołu. Do zabawy zachęcono zarówno ekspertów, jak i zwykłych gapiów. Po analizie rezultatów okazało się, że uśrednione odpowiedzi laików były nie tylko dużo bliższe faktycznej wadze wołu niż poszczególne oceny większości gapiów, ale były też bardziej trafne niż oceny ekspertów. Zdaniem Alfreda Hermidy media społecznościowe są właśnie wyrazem tej zbiorowej inteligencji.
Działalność użytkowników w mediach społecznościowych, która polega na dostarczaniu informacji, zdjęć, amatorskich nagrań wideo, przez wielu badaczy i pracowników mediów traktowana jest jako odmiana dziennikarstwa obywatelskiego. Jest to zatem typowy „user generated content”, z którego już dziś korzystają media (taką platformą jest np. Kontakt 24 wykorzystywany przez telewizję TVN). Dziennikarze używają tych danych do produkcji informacji, ale ich obowiązkiem jest możliwie najrzetelniejsze sprawdzenie i zweryfikowanie informacji. Zatem ich tradycyjna rola gatekeeperów, którzy decydują o tym, jakie treści mogą zostać przekazane dalej, jest zachowana. Wiele redakcji wprowadziło nawet specjalne zasady dotyczące korzystania i weryfikowania informacji z mediów społecznościowych.
Media społecznościowe stawiają dziennikarstwu jednak dużo większe wyzwanie niż tylko konieczność opracowania kodeksu dobrych praktyk, jeśli chodzi o weryfikację autentyczności informacji z nich czerpanych. Alfred Hermida pisze, że są one przestrzenią, gdzie rodzi się alternatywne dziennikarstwo, zwane przez niego dziennikarstwem ambientowym. Jak wykazują badania przeprowadzone przez Akshaya Javę, Xiaodan Songa, Tima Finina i Belle Tsenga (na które powołuje się Hermida), ludzie tweetują z czterech powodów: żeby pogadać ze znajomymi, podyskutować, podzielić się informacjami i opublikować newsy. Dwie ostatnie funkcje są tożsame z funkcjami konwencjonalnych mediów, co oznacza, że użytkownicy mediów społecznościowych świadomie wchodzą w rolę do tej pory zarezerwowaną dla zawodowych dziennikarzy.
Świat mediów jest obecnie świadkiem przeistaczania się biernego odbiorcy w aktywnego użytkownika oraz zacierania się podziału między dominującym nadawcą a zdominowanym odbiorcą. Ludzie przestają potrzebować tego, by inni mówili im, co mają myśleć oraz dzielą się informacjami poza głównym nurtem instytucjonalnych nadawców. Media powoli tracą nawet wyłączność na ustanawianie agendy, bowiem użytkownicy mediów społecznościowych ustanawiają sobie własną. Media tradycyjne muszą się od społecznościowych wiele nauczyć, bo zignorowanie tak silnego trendu, jakim jest uspołecznienie Internetu i informacji, może się dla nich źle skończyć.
A. Hermida (2010). Twittering the News. “Journalism Practice”, Vol. 4, 3, pp. 297-308.
http://www.tandfonline.com/doi/full/10.1080/17512781003640703
Instytut Monitorowania Mediów. Facebook i Twitter bardziej opiniotwórcze niż telewizja. Kiedy zrównają się z agencjami informacyjnymi?
http://biuro.mediacontact.pl/imm/b67fbf261e83484039b9736b9486927a/
Multi Communications. Dziennikarze i social media.
TagiAlfred Hermida, cytowalność, Instytut Monitorowania Mediów, media społecznościowe, Michał Głowacki, opiniotwórczość mediów