Czy UE zawodzi dziennikarstwo?

31 marca 2017 • Etyka Dziennikarska, Najnowsze • by

Unia Europejska celebruje w tym miesiącu swoje istnienie, przy okazji sześćdziesiątej rocznicy podpisania Traktatów Rzymskich. Jest to dla brukselskich eurokratów okazja do wydania milionów euro na reklamę i public relations.

Żeby uniknąć jakichkolwiek wątpliwości: pomimo rozwoju biurokracji w Brukseli i wątpliwości związanych z euro wierzę w to, że proces zjednoczenia Europy to wielki sukces, od jego początków w roku 1957. Tym niemniej, szczególnie po Brexicie, spora liczba wyborców w Europie kontynentalnej wydaje się nie podzielać tego zdania.

Być może jest to także efekt nadmiernych inwestycji europejskich rządów (i samej UE) w autopromocję i public relations.

Codzienne bombardowanie informacjami dla prasy przez rządy podważa wiarygodność dziennikarstwa, walczącego ciągle o swoją niezależność. Efektywniejszym podejściem może być w tym kontekście wsparcie redakcji. To może pomóc dziennikarzom śledzić pracę europejskich rządów i krytykować je (jak również samą UE) z koniecznym dystansem i poziomem znajomości rzeczy.

Ciężko jest także zrozumieć dlaczego, pomimo miliardów euro zarabianych na abonamencie, nadawcy publiczni nie są jak dotąd w stanie produkować dostępnych programów wielojęzycznych, dostępnych w całej Europie. Taka zawartość powinna mieć efekt integracyjny, podobnie jak działo się to w przypadku włoskiego nadawcy publicznego (radiowego i telewizyjnego) RAI.

W swoich początkach (przed epoką Silvio Berlusconiego) RAI przyczyniło się do budowy narodu włoskiego. Gdyby europejscy nadawcy publiczni byli w stanie dostarczać tego typu programy, również w językach typu rosyjski czy turecki, Europa zyskałaby szansę zwalczania propagandy Erdogana i Putina, rozpowszechnianej przez ich spin doktorów na całym kontynencie.

Mamy niewielu kilkujęzycznych i ponadnarodowych nadawców: Euronews, Eurosport, 3sat (w krajach niemieckojęzycznych) oraz francusko-niemiecki projekt Arte.

Szwajcarscy nadawcy publiczni SRG (język niemiecki), SSR (język francuski) i RSI (język włoski) mogliby uczyć brukselskich eurokratów, jak wielojęzyczna, relatywnie niezależna i integrująca telewizja może działać, notując wysokie statystyki oglądalności.

Inne pytanie: dlaczego projekt typu Digital News Initiative (DNI) promowany jest przez Google, a nie przez UE? Chodzi o ogólnoeuropejski konkurs na najlepsze pomysły na ratowanie dziennikarstwa w świecie cyfrowym. W ramach tego projektu do 2018 roku Google zamierza rozdzielić wśród organizacji medialnych 150 milionów euro (znikomą część swoich rocznych przychodów), zbliżając je tym samym do siebie.

W trakcie trwania tego konkursu Google rok po roku otrzymuje także wgląd w najbardziej interesujące dziennikarskie start-upy i projekty w całej Europie. Według Gerrit Rabenstein, rzeczniczki niemieckiej części Google, w ramach DNI rozpatruje się około tysiąca aplikacji rocznie, z których wybiera się około 120 projektów.

Brak także europejskiej wyszukiwarki, gdy tymczasem Rosja i Chiny walczą z Google i Bing oferując własne rozwiązania – Yandex i Baidu. „Gdyby Europa została odcięta od dostępu do tych wyszukiwarek, nie znaleźlibyśmy już w Sieci potrzebnych nam informacji”, ostrzega  Andreas Hotho, profesor informatyki z Uniwersytetu w Würzburgu (Niemcy).

Wyszukiwarki są centrum obiegu informacji w Sieci. Gracze rynkowi, którzy mają monopol w tym zakresie i którym Europa się poddała, mogą także „ukrywać informacje lub pokazywać fałszywe informacje i fakty dotyczące poszczególnych zagadnień. To w oczywisty sposób ma konsekwencje dla pracy dziennikarzy”, zauważył Hotho.

Irytujące jest także to, w jak niewielkim stopniu UE w ciągu ostatnich dekad inwestowała w dziennikarską infrastrukturę, szczególnie w kontekście edukacji i szkoleń dziennikarzy. Lepsza edukacja mogłaby pozwolić dziennikarzom na przedstawianie swoim odbiorcom złożonego projektu europejskiego w sposób bardziej dostępny, przy równoczesnym utrzymywaniu odpowiedniego, analitycznego dystansu w stosunku do poszczególnych rządów.

European University Institute we Florencji, instytucja unijna, od lat kształci przyszłe elity ekspertów w zakresie prawa, ekonomii i polityki. Nie oferuje jednak programu kształcenia dla dziennikarzy, pomimo ich kluczowej roli w komunikowaniu projektu Europa. W zamian, mamy dużo skromniejsze European Journalism Centre w Maastricht, od wielu lat walczące z trudem o swoje przetrwanie.

Jeśli chcemy podtrzymać europejski projekt, pomimo wszystkich jego słabości, społeczeństwo obywatelskie również musi go mocniej wspierać w sposób, jaki czyni to na przykład oddolny ruch „Pulse of Europe”. Budowa analitycznego i niezależnego „europejskiego” dziennikarstwa, niebędącego wyłącznie adwokatem UE, ale służącego kontroli jej instytucji z pewnością może w tym tylko pomóc.

Jeśli eurokraci będą skłonni widzieć tego typu krytyczne głosy jako swoich sojuszników, a nie wrogów, to może to wzmocnić nie tylko Europę, ale także wolność mediów i swobodę ekspresji, wciąż zagrożoną w wielu krajach naszego kontynentu.

Zdjęcie: Flickr CC, licencja – Bobby Hidy

Tagi, , , , , , ,

Send this to a friend