Grzeczne unieszkodliwianie

11 stycznia 2011 • Etyka Dziennikarska • by

Kalifornijska firma w uprzejmy sposób walczy z plagiatami w Sieci.

Attributor z San Mateo w Kaliforni stworzyła pierwsze narzędzie monitorujące, nadzorujące, wreszcie chroniące przed nieuprawnionym wykorzystywaniem nieautoryzowanych treści w Internecie. Nie tak dawno, Attributor ogłosił wyniki trwających pięć miesięcy badań na temat Internetu i niedozwolonego wykorzystywania treści. Projekt „Graduated Response Trial for News” działa w następujący sposób: kiedy już zostanie wykryte naruszenie licencji, do podmiotu, który dopuścił się naruszenia zostaje wysłany uprzejmy e-mail, w którym prosi się o usunięcie danego materiału. Jest to świadomy krok, który ma zapobiec przeniesienie się sporu na drogę sądową. W przypadku braku reakcji w ciągu 14 dni, zostaje wysłany kolejny e-mail. Po kolejnych 14 dniach, w sytuacji braku odpowiedzi, firma wprowadza w życie taktykę prawnego kija – wysyła się już informacje o tym, że w razie pozostawienia dyskusyjnej treści w danej domenie, zostaną podjęte stosowne kroki prawne*.

Badania wykazały, że na blisko 45 tysiącach witryn internetowych znajduje się 400 tysięcy nielicencjonowanych newsów. Jednakże już 75% tych firm usunęło dyskusyjne treści po drugim mailowym ostrzeżeniu. Wygląda na to, że dwa uprzejme ostrzeżenia dają pozytywne rezultaty. Wydaje się zatem, że to krok w dobrym kierunku jeśli chodzi o utrzymanie kontroli nad plagiatami w dziennikarstwie. Z drugiej strony, studium wykazuje pewne braki i niedociągnięcia.

Frédéric Filloux z witryny Monday Note, odnosząc się do kwestii czasowych, pisze: “Podwójne 14 -dniowe ostrzeżenia mailowe przed wyprowadzeniem działań prawnych nie mają sensu, jeśli wziąć pod uwagę cykl życia newsa: wartość danego newsa spada o 80% już po 48 godzinach.” Dalej sugeruje, że przejęcie Attributora przez większego gracza dałoby bardziej realistyczne rezultaty na większą skalę. „Powiedzmy, że Google lub Bing kupuje od Attributora cały kluczowy know-how” – pisze dalej Filloux. „Tylko wtedy możliwe jest zaadaptowanie i rozszerzenie powolnego algorytmu tak, żeby zaczął działać w czasie rzeczywistym. Już dwie godziny po pojawieniu się „wypożyczonej” od wydawcy wiadomości, zostaje ona oflagowana, strona otrzymuje ostrzeżenie – w formie maila lub automatycznie wygenerowanego komentarza pod artykułem, który samoczynnie powielałby się po paru godzinach.”

Jeśli zaś chodzi o model biznesowy, Filloux zakłada, iż to wydawca uiszczałby opłatę za śledzenie swoich treści: „Dla większych graczy koszt/korzyść jest oczywista, a opłata dostosowana byłaby do wysokości przychodów z reklamy dla szabrowników odnoszących korzyści z tytułu korzystania z nieuprawnionych treści.” Po czym kontynuuje: „Dla takiej firmy jak Google pozycjonowanie się z mniejszymi graczami to doskonała strategia: teraz nawet najmniejszy bloger, wyspecjalizowany powiedzmy w astronomii lub socjologii, może walczyć z nieuprawnionym wykorzystywaniem tworzonych przez niego treści i to za niewielką, miesięczną opłatą.”

Więcej szczegółów na blogu Attributora

* w USA taka procedura nazywana jest „cease and desist” i oznacza nakaz usunięcia zakazanych treści i nie umieszczania ich ponownie pod groźbą sankcji karnej. „Cease and desist” jest wydawane przez sąd lub uprawnioną agendę rządową a także przez poszkodowany podmiot, ale jego treść powinna zostać uzgodniona z prawnikiem (uwaga red.)

Tagi, , , , , ,

Send this to a friend