Zdrowie publiczne

8 października 2007 • Etyka Dziennikarska • by

Neue Zuercher Zeitung, 14.3.2003

O obecności przemocy w mediach

Dwoje amerykańskich autorów gorliwie krytykuje rosnącą ilość przemocy w telewizji i grach wideo. Ich argumentacja jest raczej uproszczona i w części słabo udokumentowana, ale mimo to jest warta przemyślenia. Po masakrach w Littleton i Erfurcie zaczęły się dyskusje, w których pytano czy „kultura przemocy” w naszym społeczeństwie jest spowodowana wpływem mediów i gier komputerowych. W szczególności pytano, czy pełne przemocy gry  komputerowe faktycznie sprawiają, że młodzi ludzie stają się uzależnieni od przemocy. Dyskusja ta jednak szybko ucichła – na tyle szybko by wzbudzić podejrzenie, że temat ten pozostanie tematem tabu, ponieważ przemysł medialny wolałby zostać wyłączony z takiej publicznej debaty.

Telewizja w pokoju zabaw

Na podejrzeniu tym skupia się kontrowersyjna książka, napisana przez amerykańskiego psychologa wojskowego Davida Grossmanna, wykładającego w West Point, oraz nauczycielkę Glorię DeGaetano .* Autorzy wzywają rodziców, aby przestali traktować telewizję jako tanią niańkę dla swoich dzieci i zaczęli aktywnie reagować, kiedy ich pociechy ulegają fascynacji przemocą płynącą z wirtualnego świata.

Autorzy odwołują się do tego, że gry komputerowe, będące nieodpartą pokusą dla większości dzieci, zostały stworzone w centrach przygotowawczych dla żołnierzy, a ich głównym przeznaczeniem była pomoc w pozbyciu się zahamowań przed zabijaniem. W ten sposób obniżano próg wrażliwości  żołnierzy i stwarzano odpowiednie warunki dla ich psychiki. Zrozumiałym jest, że personel militarny musi ćwiczyć na takich „symulatorach zabijania”, ale zezwalanie dzieciom na zabawę nimi jest  poza wszelką wątpliwością nierozsądne. Niektóre gry „uczą dzieci zabijania na tej samej zasadzie, na której astronauci z misji Apollo 11 uczyli się latania na Księżyc bez konieczności opuszczania Ziemi”.
Według Grossmanna i DeGaetano telewizja jest nie mniejszym siewcą spustoszenia. W latach 90. jeden z  instytutów badawczych doliczył się w programach telewizyjnych nadawanych w Waszyngtonie aż 1846 scen pochwalających przemoc. I to zaledwie w ciągu jednego dnia! Większość tych scen była „przerażająca i zawiła” i nie było tam żadnego „przyzwolenia społecznego” na osądzanie użycia przemocy. 40 proc.  aktów przemocy w amerykańskiej telewizji dokonują „atrakcyjni” bohaterowie, z którymi widz może się identyfikować, a sprawcami trzeciej ich części  są „czarne charaktery” które „nigdy nie zostają ukarane”.
Według autorów, pokazywana przemoc jest dla widzów jak „narkotyk”: im więcej go zażyją, tym silniejsza będzie musiała być następna dawka. Wierzą oni, że w naszym społeczeństwie rozwinęło się zjawisko niespotykanego spadku wrażliwości na kwestie związane z przemocą pojawiająca się w mediach. Nasycone przemocą filmy takie jak „Urodzeni Mordercy”, „Pulp Fiction”, czy „Matrix” nie zostałyby zaakceptowane kilka dekad temu. To, na co przyzwalamy i postrzegamy jako „normalne” zmienia się wraz z  obniżaniem naszej wrażliwości.
Autorzy twierdzą, że niezaprzeczalnym jest, iż wiele dzieci może „konsumować niezliczone dawki przemocy” i pomimo tego „wyrosnąć na normalnych, szczęśliwych, zdrowych i unikających agresji dorosłych” – ale są również takie, którym nie będzie to dane. Grossmann i DeGaetano prezentują statystyki, pokazujące dramatyczny wzrost przestępczości w USA w ostatnich dziesięcioleciach. Liczby te wyraźnie korelują ze wzrostem ilości „scen przemocy” w telewizji, filmach i grach wideo. Wielu ekspertów w sprawach komunikacji zaprzecza, jakoby następował tu związek przyczynowo-skutkowy. Nie są jednak w stanie udowodnić , że jest inczej.
Rzecznikiem stanowiska wspierającego Grossmanna i DeGaetano jest epidemiolog Brendon Centerwall, który badał źródła „epidemii przemocy” i doszedł do zaskakującego i kontrowersyjnego wniosku. Twierdzi on mianowicie, że gdyby technologia telewizyjna nigdy się nie rozwinęła, w Stanach rocznie zdarzałoby się o 10 tys. mniej morderstw, o 70 tys. mniej gwałtów i  o 700 tys. mniej przypadków przemocy fizycznej. Pomimo, iż jego praca została opublikowana w specjalnej edycji pisma Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego (‘Journal of the American Medical Association;), nie wywołała zbyt wielkiego odzewu. Trudno zaprzeczyć autorom, gdy twierdzą, że badanie to z pewnością trafiłoby na pierwsze strony gazet, gdyby ogłaszało, że „10 tys. ludzi umiera rocznie z powodu chorób zakaźnych”.

Wraz ze wzrostem przemocy coraz większa liczba ludzi żyje w strachu wzbudzonym przez jej przejawy w mediach. Co najmniej 23 miliony Amerykanów cierpią z powodu tej formy psychicznego stresu – a spory ich odsetek często ogląda telewizję. Kolejnym przekonującym argumentem jest to, że cały świat akceptuje jako „stan faktyczny” to, że 30-sekundowa reklama w TV może wpłynąć na zachowanie dorosłej osoby. Cały, warty miliardy dolarów biznes prywatnych telewizji opiera się na tym założeniu. Gdyby reklamujący nie wierzyli w skuteczność swoich reklam, nie reklamowaliby swoich produktów w telewizji. W związku z tym Grossmann i DeGaetano uważają, że dziwnym byłoby utrzymywanie, że sceny pełne przemocy, a zwłaszcza permanentne zaproszenie do zabijania w grach komputerowych, nie zostawiają żadnych śladów w psychice i nie przynoszą żadnych konsekwencji dla młodych ludzi.

Pozew przeciw przemysłowi medialnemu?

Autorzy zauważają, że powiązanie miedzy przedstawianiem przemocy z faktyczną przemocą przypomina związek występujący między paleniem tytoniu a rakiem płuc. Co więcej, ukazane niegdyś dane dotyczące wpływu palenia papierosów na ludzkie zdrowie doprowadziły w końcu do wytoczenia niejednego procesu przemysłowi tytoniowemu. Autorzy prawdopodobnie chcieliby spowodować podobną lawinę pozwów przeciwko przemysłowi rozrywkowemu.
Zgadzają się w każdym razie z lekarzami, psychologami i specjalistami ds. mediów, którzy chcieliby, aby pokazywanie przemocy w mediach traktowane było jako „kwestia zdrowia publicznego”.
Książka Grossmanna i DeGaetano jest pełna uproszczeń, a miejscami jej udokumentowanie nie jest wystarczające. Mimo to, być może nadszedł czas aby wznowić dyskusję na temat wirtualnej przemocy w mediach i jej związku ze skłonnością do agresywnych zachowań w  społeczeństwie. Byłoby raczej naiwnym spodziewać się, że firmy medialne takie jak AOL/Time Warner, Disney czy Bertelsmann dołączą do dyskusji.  Są one zanadto związane z przemysłem rozrywkowym i w związku z tym są zainteresowane zarabianiem dużych pieniędzy na scenach przemocy w mediach. Jednocześnie można przypuszczać, że będą się starać, żeby temat ten pozostał tabu tak długo jak to tylko możliwe.  Być może jednak sytuacja ta doprowadzi do innej publicznej debaty, a mianowicie do debaty na temat nieograniczonej władzy mediów.

*Dave Grossman und Gloria DeGaetano:  Wer hat unseren Kindern das Töten beigebracht?  Ein Aufruf gegen Gewalt in Fernsehen, Film und Computerspielen.  Verlag Freies Geistesleben, Stuttgart 2002.

(Dave Grossman and Gloria DeGaetano, Stop Teaching our Kids to Kill:  A Call to Action Against TV, Movie and Video Game Violence.  Crown Publishing Company, 1999.)

Tłumaczenie: Angelika Wyka

Send this to a friend