Samozadowolenie zawodowe dziennikarzy telewizyjnych

18 stycznia 2006 • Etyka Dziennikarska • by

Evangelischer Pressedienst nr 4, Styczeń 2006

Jak telewizja przedstawia kryzysy i katastrofy
Straszliwy rok 2005, rok katastrof, jeśli tylko jakaś wystąpiła, pozostawiła po sobie ślad w przemyśle medialnym i prawie nie było tygodnia bez pytań reporterów i redaktorów zastanawiających się czy nadal służą «w słusznej sprawie». Kilka tygodni temu, prezenterzy telewizyjni pokazali materiał filmowy o irakijskiej zakładniczce Susanne Osthoff, prowokując gorące dyskusje. Jasne stało się, że telewizja jako wiodące dziś medium odgrywa decydującą rolę wśród innych środków przekazu.

Olbrzymia gotowość ludzi do ofiarowywania pieniędzy po katastrofie tsunami w grudniu 2004 roku pokazała, że odwoływanie się mediów do ludzkich emocji może przynosić pozytywne rezultaty. Ponadto w roku 2005 wielu reporterów i dziennikarzy porzuciło tradycyjną wstrzemięźliwość i zawodowy dystans oraz aktywną promocję własnych spraw, co stało w jaskrawej sprzeczności z  wyznani ludzi takich jak były prezenter Tagesthemen Hanns-Joachim Friedrichs, który zawsze wyrażał silne przekonanie o zawodowym braku zaangażowania.

Ciekawa historia irakijskiej zakładniczki Susanne Osthoff jest ostatnim przejawem tego, jak niepożądane działania uboczne telewizji stają się coraz bardziej trudne do oceniania, nie mówiąc już o ich zapobieganiu . Dramat zakładniczki może z powodzeniem być historią podręcznikową ukazującą jak nie należy postępować, bowiem dostarczył nam nowych powodów do troski o zwielokrotnione efekty stwarzane przez telewizję, najbardziej opiniotwórcze medium, szczególnie w czasach szeroko rozpowszechnionej niepewności. Można jeszcze dodać, że efekty mają silny wpływ nie tylko na opinię publiczną na terenie całej Europy, ale także na procesy decyzyjne na poziomie rządowym.

Miliony niechętnych świadków

Fakt, iż istnieje obecnie tendencja do trzymania filmów zawierających akty terroru i innych przestępstw pod kluczem – częściowo z powodu poczucia odpowiedzialności, częściowo aby uprzedzić negatywne reakcje – może być chwalony na warsztatach etyki (sprawa dotycząca odmowy Hartmanna von der Tanna, szefa wiadomości w niemieckim publicznym serwisie nadawczym ARD, aby pokazać materiał filmowy o Osthoff). Jednakże poza pozytywnymi reakcjami jakie mogą wywoływać w kręgach naukowych, decyzje takie – tak śmiałe jak tylko mogą być – nie zmieniają faktu, że telewizja napędza ryzyko stania się potężnym narzędziem komunikacyjnym dla przestępców wszelkiej maści. Internet może doskonale służyć Al-Kaidzie jako światowe forum dla propagowania idei terrorystycznych, tak samo jak w celu rekrutowania nowych uczniów, lecz telewizja pozostaje głównym kanałem komunikacji dla tej siatki terrorystów – szczególnie kiedy chcą rozprzestrzenić strach i panikę wśród największej możliwej liczby ludzi.
Wśród międzynarodowych dziennikarzy politycznych, strach przed byciem bezwolnie wciągniętym we współwinę grup kryminalnych i terrorystycznych, rozprzestrzenił się od czasu pojawienia się politycznie motywowanego terroryzmu. Uderzającym przykładem są igrzyska olimpijskie 1972 roku w Monachium, kiedy to miliony widzów na całym świecie stały się bezwolnymi świadkami zabójstwa izraelskich sportowców przez palestyński oddział terrorystyczny Czarny Wrzesień. Od tamtej pory, poprzednio raczej skromna samoocena reporterów wiadomości przeistoczyła się niemal w chorobliwą potrzebę adoracji i uznania. Lecz nie odróżniając się od uczniów czarnoksiężnika, twórcy wiadomości zdają się tracić kontrolę nad hałaśliwym zgromadzeniem doniesień specjalnych, roju wiadomości i ekspertów od terroryzmu – rutynowo podczas sprawozdawczości na temat kryzysu. Obecnie, emitowane 24 godziny na dobę sprawozdania wiadomości telewizyjnych wydają się być bardziej  panopticum osobliwości, swego rodzaju, cyrkiem  kryzysów i katastrof niż dawnymi wiadomościami – rodzajem widowiska, które tylko nieuleczalni cynicy są nadal w stanie uważać za akceptowalną metodę zwiększania notowań.

Komercyjna logika
Czy naprawdę zaskakującym jest, że widzowie zaczynają objawiać pierwsze symptomy nasycenia? W świetle tego wszystkiego, filmy wideo o terroryzmie, zyskujące przez wątpliwe kanały, mogłyby się mimo wszystko przydać. Obecnie niektórzy nadawcy bronią swoich programów zawierających nieocenzurowane materiały filmowe twierdząc, że jeśli nie oni, to i tak inni z pewnością by je wyemitowali. To co zostało tutaj ujęte, nie jest sprzyjającym dziennikarskim instynktem myśliwskim czy wolnością prasy, lecz raczej całkowicie skomercjalizowaną logiką – i możliwe, że także zawodowym samozadowoleniem.

Na tym tle, jakiekolwiek dziennikarskie wyrzekanie się praw do wyłączności sprawozdawczej – szczególnie jeśli oparte jest na względach moralnych – musi wydawać się obietnicą celibatu – zdecydowanie bezpłciowego i z pewnością niepożądanego w oczach większości członków sceny medialnej. Ale nawet jeśli wydawnictwa wybiorą bardziej przemyślaną metodę prezentowania najważniejszych wiadomości, to będą ograniczone popełnianymi strategicznymi błędami, jak w przypadku odmowy pokazania taśm Osthoff przez ARD – moralnie wciąż potępiane, podejmowanie takich decyzji wciąż przypomina spacer na linie zawieszonej gdzieś pomiędzy autocenzurą (nie pokazywać!), wolnością prasy (pokazywać!) a propagandą terrorystyczną (pokazywać?). Naleganie rodzin uwikłanych w porwania na pokazanie materiałów filmowych o ich uprowadzonych krewnych, aby stworzyć publiczną świadomość oraz ponaglić polityków, jest całkowicie zrozumiałe. Jeśli spojrzeć na to z ich perspektywy. Dla kanałów telewizyjnych emisja takich obrazów mimo to, może okazać się fatalnym błędem osądu, bowiem podnosi to pytania czy dziennikarze stali się wspólnikami porywaczy jeśli ulegają ich żądaniom.

Media jako broń

Emisja taśmy przedstawiającej uprowadzenie dziennikarki Giuliany Sgreny przez włoską telewizję państwową, okazała się szczególnie pouczająca i zatrważająca, odkąd spowodowała wyjście włoskiej publiczności na ulice, zmusiła włoski rząd do działania i poniosła wszelkie rodzaje konsekwencji dyplomatycznych. Zakładniczka została ostatecznie uwolniona, ale w zamian za pewną sumę liczoną w milionach – znaczną część pieniędzy podatników (podobnie było ze sprawą Frau Osthoff, pomimo to wszyscy twierdzili coś wręcz przeciwnego). Takim rodzajem ryzyka zarząd ponownie zademonstrował jak podatne na szantaż są demokratyczne społeczeństwa, szczególnie kiedy pełne emocji relacje telewizyjne dolewają oliwy do ognia.

Współczesny terroryzm, w mniejszym stopniu sterowany przez fundamentalistyczny czy ideologiczny fanatyzm niż przez czystą zachłanność, wyraźnie nauczył jak (nad)używać telewizji jako potężnej broni. Marksistowski imperatyw, z wszystkich rzeczy, zgodnie z którymi istotne jest nie tylko inne postrzeganie świata, ale aby zmienić go przez czyjeś działania, stał się czymś w rodzaju trudnego testu dla dziennikarzy w czasach kryzysu: czy redaktorzy naczelni powinni prosić ludzi o ofiarowywanie pieniędzy? Czy stojący u władzy w programach telewizyjnych naprawdę muszą konsultować się z zagranicznymi gabinetami zanim pokażą wideo z porywaczami? Jakie cele i wartości mogą służyć jako wskazówki dla dziennikarzy, kiedy czas jest ograniczony?

Jakie dalsze czynniki liczą się w sprawach katastrof telewizyjnych to fakt, że zważywszy na jakość gazet, istnieje stosunkowo wyraźna linia podziału między sprawozdaniem a komentarzem, to samo nie zawsze jest prawdą dla telewizji. Jeśli wiadomości wyłaniają się szybko i niespodziewanie, telewizja jako żywe medium gromadzi pęd, który jest trudny do kontrolowania, bowiem zależy on od szerokiej gamy czynników, włączając w to szybkość z jaką kryzysy uderzają wydawnictwa i ich personel, często powodując zawodową reakcję w postaci odruchu kolanowego; prędkość z jaką relacjonuje się wiadomości, utrzymywana na wysokim poziomie jako podstawowy cel dziennikarski, aby być pierwszym na wizji z pierwszorzędnym materiałem filmowym; wrodzone telewizyjne „podglądactwo”, które często pociąga za sobą emisję niepotrzebnej przemocy i horroru; i wreszcie zwyczaj publiczności do utraty zainteresowania tak szybko, jak tylko nie pojawia się nic nowego i ekscytującego na antenie.

Walka o udziały rynkowe

Od 11 września  2001 r. komunikacja kryzysowa przybrała całkiem nowe kształty. Tak jak jest to przedstawione w telewizyjnym niekończącym się procesie najświeższych wiadomości, bardziej niż kiedykolwiek zmyślna inscenizacja wydarzeń medialnych, zarówno tych oczekiwanych jak i tych nieoczekiwanych, oraz instytucja dziennikarstwa kryzysowego jako żar rządzący się swoimi prawami. Tak jak prawdą jest, że przedstawianie porannych i późnonocnych telewizyjnych programów informacyjnych, podobnie jak zatykanie dziur programowych w godzinach nocnych, powraca do czasów pierwszej wojny irackiej i wojen bałkańskich, tak przed spektakularnymi raportami na żywo na temat ataków na World Trade Center, fundamentalne zmiany w wielu wydawnictwach nie stały się widoczne. Także całkiem nowy pozostaje fakt, iż istnieją reporterzy informacyjni, którzy stali się prawdziwie zakochani w kryzysach i katastrofach, ponieważ zdali sobie sprawę, że bitwa o udziały rynkowe może być najlepiej wywalczona w czasach uderzającej katastrofy, stwierdził Fritz Pleitgen, szef niemieckiego WDR, agencji członkowskiej ARD, w ostatnim wywiadzie dla  czasopisma branżowego Funkkorrespondenz.

Jednakże telewizja jako dzisiejsze medium wiodące nadal spełnia istotną funkcję jako instrument służący orientacji i zarządzaniu kryzysowemu. Nawet jeśli sprawozdania z kryzysów, konfliktów i katastrof ostatnich kilku miesięcy mogły początkowo wywołać pewną dozę strachu i lęku, raporty dostarczały także szybko kontekst informacyjny, wyjaśnienia i interpretacje, dlatego też umożliwiały widzom poznanie sensu wydarzeń nie rozgrywających się. Dlatego też, większości widzów telewizja pomaga uniknąć paniki oraz zaszczepić poczucie bezpieczeństwa. Odkąd prezenterzy telewizyjni, specjaliści oraz różni korespondenci zawsze wprowadzają do swoich reportaży informacyjnych ludzki element poprzez opowiadanie historii, dramatycznych wydarzeń oraz dodając ludzką twarz, aby zobrazować abstrakcyjne procesy, wrodzona funkcjonalna logika mogłaby stać się najbardziej rzucającą się w oczy w czasach kiedy osiąga limity wydajnościowe – tak jak 11 września 2001 roku.

Przeprowadzając drobiazgową analizę wydarzeń z pomocą raportów specjalnych, oświadczeń ekspertów oraz różnych korespondentów relacjonujących na żywo z miejsc gdzie jakieś działanie ma miejsce, media demonstrują, że nie tylko wydarzenia tak wielkie jak ataki na bliźniacze wieże w Nowym Jorku (World Trade Center) mogą naprawdę zachwiać telewizją i jej twórcami. Przez ciągłe powtarzanie tych samych, zapętlonych obrazów terroru i zniszczenia, telewizja, którą bardzo często oskarża się o powtarzanie schematów, tak naprawdę pomogła usystematyzować wydarzenia. Takie powtarzanie reprezentuje pewien rodzaj terapeutycznego rytuału dla widzów, utwierdzającego ich, że w danym momencie kiedy pokazywane są te okrucieństwa, oni sami są ”bezpieczni”. Ta ochronna funkcja jest ponadto wzmacniana przez fakt, iż programy telewizyjne nigdy się nie kończą: tak długo jak tylko w „telewizorni” jest coś pokazywane, świat musi pozostawać nienaruszony. Zgodnie z przesłaniem: (telewizyjny) show musi trwać.

Jednakże tym, co pozostaje do omówienia, jest rodzaj polityki, która powinna dawać wskazówki w przypadku podobnych zdarzeń w przyszłości. Nerwowe migawki wiadomości w dole ekranu, pieczołowicie zaplanowane scenariusze awaryjne dla relacji na żywo oraz niekończąca się lista ekspertów do skontaktowania się z w razie pogłębiania się kryzysu – wszystko to jest po prostu kwestią kosmetyki, niczym więcej. Aby zminimalizować liczbę potencjalnych „fuszerek” podczas sytuacji awaryjnych, potrzebne są konkretne wytyczne redakcji, takie jak te sporządzone przez BBC. 225-stronicowe wydane przez BBC Editorial Guidelines prezentuje modelowy przypadek etyki dziennikarskiej. Jednakże, jak się później okazało, owy model etyki dziennikarskiej opisany w „Przewodniku”  został całkowicie zrewidowany w czerwcu 2005 roku . Jego rewizja została wymuszona sprawą Gilligan-Kelly. Choć nie tylko.  Podczas gdy niemieckie redakcje najbardziej zdają się rozważać takie samoregulacyjne kodeksy czy nawet dyskutować nad nimi otwarcie, to publiczny nadawca, jakim jest BBC,  stosuje się do dobrze zdefiniowanej mieszanki obowiązkowych i dobrowolnych standardów redakcyjnych, zabezpieczających praktycznie wszystko, z czym planiści programowi, dziennikarze oraz prezenterzy telewizyjni mogliby się spotkać w ich codziennym życiu zawodowym. Obok dyskusji o ogólnych wartościach dziennikarskich, napotkać można praktyczne instrukcje na temat tego, jak relacjonować konflikty zbrojne, wybory czy królewskie śluby.

”Biblia BBC”
Istnieją dobre powody tłumaczące fakt, iż wspomniane Editorial Guidelines, wręczane każdemu nowemu pracownikowi już w momencie rozmowy kwalifikacyjnej, są nazywane „Biblią BBC”. Reguły takie nie tylko stanowią jasne normy, ale również pomagają zaszczepić niemal religijne poczucie przynależności wśród 27 tysięcy pracowników BBC. Od kilku już lat, odrębny zbiór reguł dotyczących wiadomości terrorystycznych i kryzysowych został umieszczony w Internecie i jest dostępny w witrynie internetowej BBC jako „Rozdział 11 – wojna, terror i nagłe wypadki”. Aby uniknąć jakiejkolwiek formy przedwczesnych osądów, doradza się ostrożnego używania języka, a słów takich jak „terror” czy „terrorystyczny” najlepiej jest po prostu unikać.

Od czasu ataków na londyńskie metro w lipcu 2005 roku, reporterzy są napominani, aby nie igrać z emocjami widzów, na przykład poprzez relacjonowanie wydarzeń w sensacyjny, przesadny sposób. Co do innych scenariuszy, takich jak np. branie zakładników, porwania i szantaże – o nich także można przeczytać w Editorial Guidelines.

Wśród zasad istnieją także zakazy dotyczące emisji taśm wideo czy wywiadów na żywo z wszelkiej maści  „sprawcami”. Na dodatek, każdy pracownik BBC, który ze względu na specyfikę swojej  pracy musi kontaktować się z przestępcami, jest zobligowany do tego by o takich przypadkach współpracy powiadamiać nie tylko swojego przełożonego, ale także brytyjski rząd i służby wywiadowcze. W ramach prób zapobiegania jakimkolwiek przyszłym problemom, tzw. „stopniowane wydarzenia”, potencjalnie wskazujące kontekst terrorystyczny, także są dyskutowane: „Jakakolwiek propozycja uczestniczenia w wydarzeniu firmowanym przez nielegalne organizacje czy grupy znanej z licznych aktów terroru, musi być odesłana do doświadczonego dziennikarza z długim stażem pracy lub, w przypadku stanowisk niezależnych, do redaktora komisyjnego”.

W razie sytuacji awaryjnych: wycofywać się!

W podobny, lecz nie całkiem tak szczegółowy sposób, publiczny nadawca ze Stanów Zjednoczonych – PBS (Public Broadcasting Service) zdefiniował zbiór Standardów Redakcyjnych i Sposobów Postępowania ( Editorial Standards and Policies) już w latach 70. Dla zwiększenia przejrzystości standardy te zostały udoskonalone w 2005. Pod nagłówkiem Niedopuszczalne Praktyki Produkcyjne, reporterzy i towarzyszący im operatorzy są napominani, aby powstrzymywali się od komentowania aktów terrorystycznych lub im podobnych, tak szybko jak staje się oczywistym, że ich obecność wpływa istotnie na wynik wydarzeń. Bez wątpienia takie przykłady redakcyjnego samozaangażowania zakładają zrozumienie, że sprawozdania kryzysowe to coś więcej niż tylko prędkość i tzw. „nagonka”. Stąd trudności prywatnych kanałów telewizyjnych,  z takimi „samonarzuconymi” ograniczeniami.

Niemieckie publiczne serwisy nadawcze całkiem niedawno zdały sobie sprawę z niepowodzeń w tym obszarze. Jednakże ich propozycje uzdrowienia tej sytuacji muszą jeszcze wykazać praktyczną odpowiedniość. W październiku 2004 roku, ARD po raz pierwszy opublikowało Wytyczne Programowe 2005/06), zawierające „podstawowe omówienie natury i funkcji programu publicznego nadawcy, jakim jest ARD” w słowach Jobst Plog, kierownika NDR, agencji członkowskiej ARD. Nawet jeśli „Biblia BBC” posłużyła jako inspiracja dla 96-stronicowego prospektu ARD, wytyczne w nim zawarte przypominają raczej streszczenie. Streszczeniem, które ledwo porusza temat wojny, terroru i innych sytuacji kryzysowych. Drugi niemiecki nadawca publiczny, ZDF, zapowiedział publikowanie co dwa lata raportu ze swojej działalności. Jak oświadczył Markus Schächter, dyrektor generalny ZDF w preambule do bardzo krótkiego programu wytycznych ZDF Programmperspektiven (opublikowanej w tym samym czasie co preambuła ARD), raport został zaprojektowany tak, by utrzymać na wysokim poziomie profil i zagwarantować najwyższą jakość. Owa wspomniana jakość ma być wynikiem „stałej i krytycznej zarazem dyskusji pomiędzy Radą Nadawczą ZDF, widzami i opinią publiczną”.

Oba dokumenty, tak bardzo różne od wytycznych opracowanych przez BBC, w których brak zarówno głębi, jak i praktycznego skupienia, nie zawierają w ogóle żadnych zaleceń dotyczących komunikacji kryzysowej. Z całym szacunkiem dla ich pierwotnej funkcji jako „dostarczyciela wiadomości”, jak dotąd, żadne ze wspomnianych wyżej dokumentów nie spełnił swoich własnych oczekiwań. Ogólnie mówiąc, odnosi się wrażenie, że wytyczne te uważane są bardziej za narzędzie reklamowe niż za profesjonalny przewodnik etyczny dla dziennikarzy telewizyjnych. W Niemczech nadal jest dużo do zrobienia, szczególnie nadając telewizji miano stałego towarzysza w czasach kryzysu i ubóstwa. Niemieccy nadawcy nadal muszą zdawać sobie sprawę z tego, że po prostu nie wystarczy zaoferować szybkie dogłębne sprawozdania kiedy pojawia się jakaś katastrofa. W czasach kryzysu, informować w zróżnicowany sposób oznacza także akceptowanie roli publicznej i odpowiedzialności, a także przyjmowanie do wiadomości, że dyrektywy redaktorskie są do tego potrzebne. Wytyczne definiują w sposób jednoznaczny i niewątpliwy co oznacza być pierwszym na antenie z dobrymi czy złymi wiadomościami.


Tłumaczenie: Angelika Wyka

Send this to a friend