Media szaleją – ptasia grypa i zagrożenie

8 października 2007 • Etyka Dziennikarska • by

Neue Zuercher Zeitung, 12.3.2005

Czwarta władza pod obserwacją – jak dziennikarze realizują swoje własne interesy

Ponieważ od jakiegoś czasu branża medialna pogrążona jest w kryzysie, dziennikarzom wygodnie myśleć o sobie jako o ofiarach ‘ekonomizacji’. Jednocześnie przymykają oni oko na to, że sami nie zawsze działają w interesie wspólnego dobra, i że zdarza im się realizować wyłącznie własne cele. Jednocześnie  rozbieżność interesów pomiędzy szefami środków przekazu a politykami jest powszechna. Prawdziwa debata wewnątrz mediów i wewnątrz redakcji powinna była mieć miejsce już dawno temu.

Wydarzenia i gorące tematy w Niemczech ostatnich kilku miesięcy 2005 roku sprawiły, że czas ten był paskudny w dosłownym tego słowa znaczeniu. Niebezpieczeństwo wybuchu epidemii ptasiej grypy zawładnęło niemieckojęzycznymi mediami, mimo że na terenach niemieckojęzycznych ani w ich pobliżu choroba nie pochłonęła ani jednej ofiary. Nawet papuga importowana z Brazylii, która zdechła w Wielkiej Brytanii, została oczyszczona z podejrzeń o  roznoszenie wirusa ptasiej grypy.
Kilka miesięcy wcześniej inwazja szarańczy wywołała burzę. Ówczesny szef niemieckich socjaldemokratów Franz Munteferig, sprytnie wykorzystał słabość dziennikarzy do koloryzowania i rozpoczął fałszywą debatę – głównie by zadowolić zwolenników partyjnych – na temat szkodliwego wpływu anglosaskich inwestycji na niemiecką gospodarkę.
Wtedy właśnie odbył się  niezapomniany tzw. ‘Okrągły stół słoni’, powyborczy talk show telewizyjny, gdzie szykujący się do dymisji kanclerz Schroeder mówił w wywiadzie przeprowadzanym przez Nikolausa Brendera, redaktora naczelnego drugiego publicznej telewizji ZDF, o konspiracji przeciwko rządowi.
Według Schroedera prawie wszyscy, którzy mają coś do powiedzenia w niemieckim dziennikarstwie, zamieszani byli w tą konspirację.

Zszargana reputacja czwartej władzy

Ptasia grypa, zagrożenie szarańczą, „okrągły stół słoni”: trzy tematy, które nie tylko reprezentują zasadnicze zmiany w polityce, biznesie i społeczeństwie, ale również symbolizują stopniowe zmiany w dziennikarstwie. Mit ‘czwartej władzy’, który przez długi czas kultywował dziennikarstwo, zwłaszcza po aferze Watergate, stracił sporą część swojej magii.
To były lata 90, kiedy modne słowo ‘ekonomizacja’ zostało po raz pierwszy użyte. Obserwatorzy medialni i ludzie z przemysłu medialnego debatowali o niszczących dziennikarstwo konsekwencjach zmieniającego się środowiska ekonomicznego. W świetle gwałtownie rosnących zarobków korporacyjnych, przedsiębiorstwa medialne notowane na giełdzie oraz kierownicy medialni kuszeni maksymalizacją zysków najbardziej odczuli słowa tejże krytyki. Wraz z nadejściem trzeciego tysiąclecia, gazety nagle musiały stawić czoła silnej konkurencji ze strony Internetu.  Darmowe gazety wraz z malejącymi dochodami z reklamy, musiały zmagać się z generacją, która wydawała się mniej skora do czytania. Biznesowy model publikowania poważnego dziennikarstwa był, i nadal jest, poddawany w wątpliwość. W okresach boomu i recesji dziennikarze  przybrali role ofiar ekonomizacji, które nigdy nie działają w swoim interesie. To błędne mniemanie staje się jeszcze bardziej oczywiste, jeśli przyjrzeć się wydaniom gazet, które zdominowały 2005 rok.

Czy dziennikarze to też szarańcza?

Dzięki nadzwyczajnej umiejętności Munteferinga do upraszczania kompleksowych spraw w jedną potężną – problemowi tzw. ‘inwazji szarańczy’ na niemiecką gospodarkę zostały poświęcone obszerne relacje medialne. Od Biblii aż po propagandę nazistów wyrażenie „inwazja szarańczy” wywarło ogromny wpływ  na dziennikarskie rozumowanie. Tygodniami sprawa była gorącym tematem debat w newsroomach i talk – showach. Ostatecznie jednak, wyrażenie to nie zostało zastosowane w żadnej akcji politycznej.
Pomimo, że wydaje się to rażąco oczywiste, tak naprawdę mogliśmy doświadczać plagi szarańczy w dziennikarstwie już od dłuższego czasu. W wielkich bzyczących rojach obgryzają wszystko co tylko może być wydrukowane lub wyemitowane aż do ogryzka. A zaraz po tym odlatują w poszukiwaniu nowych potencjalnych terenów, na których mogą się posilić.

Stadne dziennikarstwo

Sytuacja, w której dobro publiczne zostało wykorzystane do momentu, gdy nie służy już nikomu, nazywana jest przez ekonomistów ‘tragedią zwykłych ludzi’.
W języku niemieckim sytuację  tę określa się zwrotem ‘Allmende’ (ziemia wspólna). Zwrot ten należy rozumieć następująco: ziemia może być użyta jako pastwisko przez każdego za darmo, ale tylko wtedy gdy inwentarz wyjadł już wszystko do ostatniego źdźbła trawy.
Z całkiem  podobnym obrazkiem mamy do czynienia w dziennikarstwie: kiedy opublikowana, nawet najbardziej zastrzeżona informacja prywatna, staje się dobrem publicznym. To tak, jak dziennikarz, który odkrył sensację i opublikował ją wcześniej niż konkurencja, może mieć coś z tego dla siebie. W momencie gdy informacja jest opublikowana staje się dobrem wspólnym, z którego wszyscy redaktorzy mogą korzystać.
Ludzie pracujący w mediach i biorący udział w tym ‘wspólnym’ dziennikarstwie zachowują się niemal identycznie jak  chłopi na ziemi rolnej, lub jak sprytni inwestorzy kalkulujący zagrożenia i chcący zarobić przy minimalnym wysiłku.
Prawdopodobnie wszyscy widzieliśmy tragedię bliźniaczych wież World Trade Center milion razy. SARS, choroba wściekłych krów, wąglik, skandal dotyczący darowizn targający Niemieckimi Chrześcijańskimi Demokratami  (CDU) zajmowały nas przez tygodnie aż w końcu mdłości reklamowe uporały się z nimi. Co więcej, afera rozporkowa Clinton-Lewinsky zaabsorbowała uwagę Waszyngtonu na kilka miesięcy.
Medialny szum nie różni się zbytnio od korzystnych sytuacji giełdowych, które mogą zmienić się drastycznie  w przeciągu nocy.

Śledztwo za małe pieniądze

Pomimo rzekomego instynktu stadnego, wielu dziennikarzy wciąż lubi myśleć o sobie jako o detektywach w trakcie śledztwa. Jak sarkastycznie ujął to Frank Denton, redaktor pewnej amerykańskiej gazety regionalnej, on i jego koledzy ciągle ‘uważają za kryterium sukcesu to ile, ile głów lokalnych urzędników lub polityków powiesili na ścianie, ile osób zwolniono z pracy lub wtrącono do więzienia’.
Jednak faktem jest, że z uwagi na to, że firmy medialne tną koszty redakcyjne, na śledztwa dziennikarskie poświęca się  coraz mniej czasu.
Dlatego też dziennikarze muszą posługiwać się ograniczonymi środkami, co w rezultacie oznacza ekonomizację. Który temat zasługuje na śledztwo, a tym samym na czas i pieniądze? Czy koszta się zwrócą, np. przez większy nakład? Czy nie byłoby jednak lepiej uniknąć zawracania sobie głowy dochodzeniem i pozwolić by zajęły się tym gazety? Ostatecznie i tak jakiś wolny strzelec dostanie ładny nagłówek – za darmo, rzecz jasna.
Przypatrując się szałowi ptasiej grypy zauważyć można mnóstwo ‘interesownego myślenia’ stojącego za wieloma nagłówkami, czy komentarzy w stylu mężów stanu i wywołujących strach raportów telewizyjnych. Ptasia grypa ma wartość najważniejszych wiadomości i zapełnia niezliczone strony, ponieważ odwołuje się do pierwotnej obawy milionów przed niewidzialną i szybko rozprzestrzeniającą się chorobą. Jednocześnie wysiłki wkładane w śledztwa dziennikarskie są ograniczane. Rzecznicy praw konsumentów i eksperci w sprawach zdrowia są idealnymi rozmówcami; agencje prasowe dostarczają danych na temat martwych zwierząt w odległych krajach.
Większość dochodzeń ogranicza się do zapytań w lokalnych aptekach o sprzedaż i dostępność Tamilu, najwidoczniej jedynego skutecznego lekarstwa przeciwko infekcji wirusowej.

Konieczności kapitalizmu

W świetle tego opublikowanie przez Uwe Vorkottera, redaktora ‘Berliner Zeitung’, na trzeciej stronie dziennika listu otwartego, wydaje się tym bardziej  posunięciem odważnym. W liście tym napisał on o bezprecedensowym przejęciu berlińskiego domu wydawniczego przez brytyjskie konsorcjum inwestorów prowadzone przez Davida Montgomery’ego. Vorkotter napisał, że ‘maksymalizacja zysków nie jest naszym celem. Nasze ambicje redakcyjne stoją na równi z sukcesem finansowym firmy’. Mając na uwadze profesję, wielu z pracujących w mediach na szczęście podpisuje się pod słowami Vorkottera.
Pomimo to, niesmak pozostaje. Dużo słyszy się o krótkoterminowych kontraktach i skromnych płacach w rozmowach z młodymi dziennikarzami, którzy nie mają jeszcze posad w  newsroomach i nie są jeszcze objęci zbiorowym porozumieniem o zarobkach.
Prawdopodobnie jest to bardziej związane z ‘kapitalizmem szarańczy’ niż ich koledzy ze stałymi umowami o pracę chcieliby to przyznać. No cóż, kapitalizm, którym się rozkoszują atakuje tym razem innych.
Nic dziwnego więc, że wielu z tych dziennikarzy, którzy pracują jako freelancerzy, szuka pracodawców, którzy pozwolą im związać koniec z końcem gdzie indziej. Oczywiście wielu z nich znajduje swoich potencjalnych pracodawców w sektorze PR, gdzie dziennikarze mają możliwość zarobienia dodatkowych pieniędzy. To jednak powoduje błędne koło, które podkopuje bazy dziennikarskich środków. Im więcej profesjonalne agencje PR i departamenty produkują materiałów by oddać je za darmo gazetom, tym większa pokusa dla gazet by wydawać takie informacje bez płacenia za drogie dziennikarstwo śledcze. Zarząd wydawnictwa, który ma pojęcie o kosztach może to wykorzystać jako wymówkę by ograniczać wydatki związane z innymi dziennikarskimi pozycjami.
W dodatku pełne sukcesu wydawanie materiałów PR może również prowadzić do refleksji w wielu stowarzyszeniach, władzach i niedochodowych organizacjach nad ich własnymi produktami. Wydaje się dla nich logiczne by wyszukać w swoim budżecie reklamowym rzeczy, które lepiej wydać używając kanałów PR. Jeśli to się uda, wydawca pozostanie z jeszcze mniejszym dochodem z reklam i mniejszymi zasobami finansowymi dla dziennikarzy i redaktorów.

Rozwiązania kompromisowe

Nie tylko linia rozdzielająca PR i dziennikarstwo staje się coraz bardziej rozmyta. Jednym z powodów, dla których powyborczy okrągły stół był otwierającym oczy doświadczeniem było to, że zwróciło to uwagę na zażyłość pomiędzy dziennikarzami i politykami. Wszechobecne, zazwyczaj potajemne, teraz działania kompromisowe stały się bardziej oczywiste. Dla tych, którzy oglądali Schroedera i Brendera kłócących się w telewizji na żywo, scena ta przypominała  żałosną kłótnię małżeńską.
Tego samego wieczoru Schroeder najwidoczniej udzielił reprymendy dziennikarzowi pracującemu dla niemieckiego Spiegla. Biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze rok wcześniej niemiecki kanclerz federalny oświadczył, że jeśli chciałby coś podać do wiadomości publicznej, powiedziałby to wszystkim gazetom. Nie było więc niespodzianką, ze redaktor naczelny Spiegla, Stefan Aust, wściekł się na komentarz Schroedera, gdyż dusza ‘politycznego zwierzęcia’ i zmysł medialny kanclerza ujawniły wewnętrzne mechanizmy rynku informacyjnego. Wytworzyło się to w szarej strefie między polityką i dziennikarstwem.
Politycy i spin doktorzy handlują wyłącznymi informacyjnymi (nie zawsze jednak takimi wyłącznymi) w zamian za uwagę, sprawiając, że przeciekają one do określonej grupy dziennikarzy, którzy najlepiej, żeby pracowali dla jednej z wiodących gazet lub programów, ażeby mieć pewność, ze ‘stado’ je podłapie. Szczęśliwi beneficjenci okazują wdzięczność poprzez publikowanie nagłówków troszkę większych lub o bardziej pozytywnym zabarwieniu niż zwykle.

Informacja  ma temat dezinformacji

Ptasia grypa, inwazja szarańczy, okrągły stół słoni to tematy, które pokazują – wbrew ogólnej opinii – że dziennikarze mogą, i że rzeczywiście mają względy ekonomiczne na uwadze. Istnieją jednak wyniki ich własnej pracy, o których niektórzy w przemyśle medialnym woleliby zapomnieć.
Nie ma wątpliwości, że media są niezmiernie korzystne dla odbiorców jeśli ich raporty są sprawiedliwe i pisane bez strachu i nadgorliwości. Nie zwraca się wystarczającej uwagi na konsekwencje dziennikarstwa sensacyjnego, zniekształcania faktów lub niedostatecznego dochodzenia, które to w końcu staje się dezinformacją, na społeczeństwo traktowane jako całość, sektor lub jednostki. Dlatego  najwyższy już czas by rozpocząć poważną debatę na temat ‘Rządzenia Korporacyjnego’ i ‘Społecznej Odpowiedzialności Korporacyjnej’ wśród redaktorów i na salach posiedzeń firm medialnych.

Tłumaczenie: Angelika Wyka

Print Friendly, PDF & Email

Send this to a friend