Nadawcy audycji telewizyjnych coraz częściej angażują widzów do wspólnego debatowania nad kwestiami politycznymi, społecznymi, kulturalnymi czy gospodarczymi. W tym celu wykorzystują media społecznościowe, dzięki którym stwarzają iluzję wpływania na kierunki toczącej się dyskusji.
Poziom interaktywności wyznacza stopień nowoczesności i zaawansowania komunikacyjnego danego medium. Nie bez powodu nadawcy zarówno publiczni, jak i komercyjni starają się podnosić własne zdolności i możliwości komunikacyjne, pozwalając publiczności włączać się w dyskusje prowadzone w rozpowszechnianych audycjach.
Z badań przeprowadzonych przez Reuters Institute w 2016 roku w 26 krajach świata wynika, że zarówno Internet jak i telewizja są podstawowymi i najczęściej wykorzystywanymi źródłami informacji. Co więcej, z raportu wynika, że 33% osób korzysta głównie z tradycyjnych źródeł informacji – telewizyjnych i radiowych programów informacyjnych, newsowych kanałów 24–godzinnych oraz prasy. Cyfrowe źródła informacji związane z Internetem (w tym mediami społecznościowymi) wykorzystywane są jako główne źródła informacji przez 23% osób. Związane jest to przede wszystkim z używaniem różnego rodzaju aplikacji dostarczających informacji telewizyjnych, prasowych i radiowych oraz z mediów społecznościowych, blogów itp.
Największą jednak grupę (44%) stanowią odbiorcy, związani zarówno z tradycyjnymi jak i nowymi mediami jako źródłami informacji. Są to osoby, które nierzadko podczas oglądania telewizji lub słuchania programu radiowego równocześnie korzystają ze smartfona czy laptopa.
Zjawisko dual screeningu lub multiscreeningu (korzystania z dwóch lub więcej urządzeń jednocześnie), szeroko analizowane przez Andrew Chadwicka, Christiana Vaccariego oraz Bena O’Loughlina, jest coraz częstsze. Prowadzi ono do zmian związanych z konsumpcją informacji oraz angażowaniem się użytkowników mediów w przekaz, który udostępniany jest przez nadawców tradycyjnych. Niejednokrotnie mamy możliwość „prawie” osobistego uczestnictwa w emitowanym wydarzeniu. Coraz częściej nadawcy programów publicystycznych, w których podejmowane są ważne społecznie kwestie, sięgają po opinie widzów, nierzadko starając się poprzeć swój określony punkt widzenia.
Powstanie technicznych możliwości komunikowania się z nadawcami doprowadziło do stworzenia i okrzepnięcia środowiska SOCIAL TV, które daje użytkownikom szansę na swobodne włączenie lub wyłączenie się z procesów komunikacyjnych zachodzących w mediach tradycyjnych. Wprowadzenie tego typu rozwiązań komunikacyjnych związane jest przede wszystkim z przyjętym modelem biznesowym danego medium, a co za tym idzie dążeniem do faktycznego zweryfikowania własnego audytorium.
Nadawcy telewizyjni podchodzą do tej kwestii w dwojaki sposób. Po pierwsze tworzą specjalne aplikacje stanowiące odrębne środowisko komunikacyjne, w którym widzowie mogą oddawać głosy, komentować bieżące wydarzenia. Drugi (bardziej powszechny) sposób oparty jest o wykorzystanie mediów społecznościowych – głównie Twittera i Facebooka. Użytkownicy niejednokrotnie są nawet zachęcani do uczestnictwa w debacie za pośrednictwem mediów społecznościowych oraz do wyrażania swojej opinii w postaci komentarzy na temat kwestii, wokół których toczy się rozmowa.
Możliwość nieskrępowanego i swobodnego uczestnictwa w tego typu komunikacji jest jednak często pozorna. Nadawca, mimo udostępnienia miejsca w debacie, sam wybiera wpisy, posty, komentarze, które zostaną wyemitowane. Ich weryfikacja przebiega głównie zgodnie z linią oraz perspektywą programową przyjętą przez redaktorów. Czasami nie są to opinie cieszące się dużym zainteresowaniem wśród samych odbiorców, ale bardziej odpowiednie dla samego nadawcy. Wszelkiego rodzaju komentarze sprzeczne z przyjętym sposobem prowadzenia programu, dotyczące kompetencji prowadzącego, prezentujące inny punkt widzenia nie są upubliczniane. Przykładowo – w trakcie trwania programu „Państwo w Państwie” emitowanego 18 września 2016 roku przez telewizję Polsat, zaprezentowano jedynie kilkanaście z blisko tysiąca opinii użytkowników serwisu Facebook. W programie pominięto komentarze dotyczące stronniczości prowadzącego, związane z prezentowaniem odmiennych opinii, piętnujące rozrywkowy charakter debaty oraz podające w wątpliwość prawdziwość faktów przedstawianych przez uczestników programu.
Dzięki takim zabiegom nadawca telewizyjny nie tylko unika odpowiedzialności za ewentualną konfrontację poglądów, ale również zabezpiecza prowadzącego przed modyfikowaniem wcześniej zaplanowanej linii programowej. Stworzenie iluzorycznego uczestnictwa w debacie niejednokrotnie prowadzi do frustracji wśród odbiorców. Odzwierciedla się ona w komentarzach udostępnianych przez nich w mediach społecznościowych. Bardzo często to właśnie w przestrzeni tego typu serwisów dochodzi do prezentacji poglądów, które mogą być w szybki sposób zidentyfikowane przez nadawcę.
Oczywiście tego typu zabiegi mają swoje dobre i złe strony. Całościowe udostępnienie przestrzeni komunikacji dla odbiorców wiązałoby się z bardzo wysokim poziomem szumów informacyjnych wywołanym zbyt dużą dawką informacji. W efekcie doprowadziłoby to do zdezorientowania publiczności i zmniejszenia poziomu uwagi poświęconej na przyswajanie informacji płynących z audycji oraz zbytniego skupienia się na wymianie zdań w mediach społecznościowych, która w pewnym momencie przestaje dotyczyć samej debaty.
Wydaje się zatem, że pojęcie interaktywności jako relacji zachodzącej pomiędzy nadawcą a odbiorcą powinno być oparte o pewien rodzaj szczerości. Wiadomo, że selekcja poszczególnych komentarzy i opinii jest ważna – szczególnie tych obraźliwych. Jednak sztuczne „projektowanie” dyskusji i selekcja tylko „wybranych” albo „losowych” komentarzy jest po prostu złamaniem zasad wolnego dyskursu.
Zdjęcie: Jacek Nożewski
TagiAndrew Chadwick, Ben O’Loughlin, Christian Vaccari, debata, dual screening, multiscreening, szumy informacyjne