Frankfurter Allgemeine Zeitung, 22.8.2006
Jak Unia Europejska stara się ocalić filmowe dziedzictwo Europy
Zanim jeszcze proporce i swetry znowu trafiły na strych, i zanim spocone ciała niezliczonych fanów futbolu, którzy byli świadkami całej sprawy przed gigantycznymi ekranami telebimów we wszystkich większych miastach świata, zdołały ochłonąć, prasa międzynarodowa już wiedziała jak sklasyfikować tego newsa: „Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 2006 w Niemczech są największym wydarzeniem wszech czasów”. Według szacunków, 30 miliardów ludzi oglądało piłkarski turniej. Sam mecz finałowy pomiędzy Francją i Włochami dał wynik 1 miliarda widzów zebranych przed telewizorami.
Nie jest więc zaskoczeniem, że takie spektakle, często jeszcze zanim się skończą, już oceniane są jako mające historyczną wartość, moc wpływania na przyszłe generacje.
Faktem jest, że wszyscy żyjemy w kulturze wspomnień, ukształtowanej przez chwile doświadczeń, przez które przechodzimy. „Dzisiejsza teraźniejszość jest jutrzejszą przeszłością” – to przysłowie, które nie jest tylko pusta frazą. Przynajmniej nie w erze, w której telewizja potrafi elektryzować miliony globalnymi mega – wydarzeniami. Nadejście tej kultury widowisk jest również powodowane radykalną zmianą w postrzeganiu historycznych wydarzeń – bez względu na to, czy przyszli historycy będą rzeczywiście uważać je za historyczne punkty zwrotne, czy też nie. Jako medium, które kształtuje zbiorową pamięć całych nacji, a nawet społeczności ponadnarodowych, telewizja jest w centrum debaty o tym, jak zachować dziedzictwo narodu i, w rezultacie, dziedzictwo kulturowe świata. Nie tylko materialne, jako że namacalne źródła mogą stać się trwałymi symbolami pamięci, ale również ulotne wydarzenia, takie jak globalna transmisja na żywo z ceremonii pogrzebowej papieża Jana Pawła II, który sam w sobie stał się historycznym pomnikiem.
Bez względu na to czy historiografia będzie bardziej tradycyjnie kontynuować „domykanie” prawdziwie historycznych wydarzeń, dzisiejsze technologie umożliwiają cyfrowe zachowanie faktów medialnych w zapisie trwającym nawet do 24 godzin i to w najwyższej jakości, na jednym tylko nośniku pamięci. Ale bez względu na to, jak wspaniałe są perspektywy technologiczne dla przyszłości ruchomych obrazów, obecnie nawet archiwiści nie mogą polegać na jednym kluczowym składniku: istnieniu przekonującego i trwałego standardu technologicznego. Z uwagi na to, że walka o prymat pomiędzy dwoma konkurującymi technologiami (Blu-Ray i HD-DVD) już się toczy, i wygląda na to, że pomimo (całkowicie zbędnego) doświadczenia „matki wszystkich wojen technologicznych”, tej pamiętnej toczonej pomiędzy VHS i Betamax w początkach ery wideo, wydaje się, że dziś przemysł elektroniczny ma znowu zamiar sabotować kompromisowe rozwiązanie. Pomimo potencjału zbieżności technologicznych, wydaje się, że najbardziej problematyczny aspekt tego wszystkiego nie zmieni się w najbliższej przyszłości: w tym przypadku to słowa są ważniejsze niż działanie, zwłaszcza w Niemczech. Wszyscy czekają na konwencję chroniącą europejskie dziedzictwo audiowizualne i kinematograficzne, uchwaloną przez Radę Europy w 2001.
Konwencja uzupełniona została o protokół o ochronie rodzimych produkcji telewizyjnych, który wymaga by państwa członkowskie Unii Europejskiej ustanowiły niezbędne procedury chroniące własne programy telewizyjne, które mogłyby zostać potraktowane jako dziedzictwo kulturalne narodu.
Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady Europy, które weszło w życie w listopadzie 2005 podkreśla, że taka ochrona kinematograficznej spuścizny jest również niezwykle istotna dla konkurencji w związanych z przemysłem filmowym sektorach. „Oprócz swojej wartości kulturalnej, filmy są również ważnym źródłem informacji historycznych o społeczeństwie europejskim”, czytamy w dokumencie. „Filmy odgrywają ważną rolę w rozumieniu przeszłości i rozważaniu podstawy naszej cywilizacji”. Co oczywiście można również powiedzieć o programach zarówno telewizyjnych, jak i radiowych.
Już od wielu lat Unia Europejska usiłowała polepszyć swój wizerunek jako promotora kultury. Jednakże potrzeba takiej inicjatywy powodowana jest mniejszą niż podstawowa umiejętnością obsługi przez rozgłośnie radiowe i telewizyjne swoich audiowizualnych zasobów. (Wystarczy przypomnieć sobie zaginione zdjęcia z lądowania Apollo 11 na Księżycu; zob. Frankfurter Allgemeine Zeitung z 21 sierpnia, 2006). Do dziś nie ma w Niemczech żadnych archiwów, które dałyby zainteresowanym odbiorcom dostęp do archiwalnych i współczesnych programów telewizyjnych i radiowych. Prywatni nadawcy telewizyjni wykazują jeszcze mniejsze zainteresowanie tym zagadnieniem niż dwóch nadawców publicznych ARD i ZDF. Zamiast tego pojedynczy spektakl lub całe cykle emisji programów wielokrotnie były kasowane. Aby wdrożyć konwencję i porozumienie o mocy międzynarodowego prawa, którego realizacja pozostawiona jest każdemu państwu członkowskiemu, Komisja Europejska musi stać się bardziej aktywna.
Jednakże wdrażanie tych dyrektyw ze Strasburga ciągnie się w żółwim tempie, i jak dotąd żadne paneuropejskie porozumienie nie dało efektów. „Żeby to się stało, ratyfikacja porozumienia przez pięć państw członkowskich jest konieczna. Jak dotąd, jednak tylko trzy ją podpisały”, tłumaczy Komisarz UE ds. Mediów Viviane Reding w ostatnim wywiadzie dla Frankfurter Allgemeine. Kraje te to Litwa, Monako i Węgry, trzy państwa, których audiowizualne dziedzictwo, przynajmniej w kontekście Europy, jest raczej ograniczone. Great Vortex aktywny jak zawsze.
Ograniczona gotowość państw członkowskich by ratyfikować Konwencję nie tylko świadczy o awersji polityków i reprezentantów telewizyjnych i radiowych do formowania swoich transmisji i programów według jakiejkolwiek formy prawnych wymogów. To również podkreśla powszechny brak zainteresowania problemem, z kilkoma znakomitymi wyjątkami. Jako przykład główne archiwum Francji Institut National de l’Audiovisuel zgadza się na dostęp do 10 000 godzin materiału telewizyjnego i radiowego wyprodukowanego w ciągu ostatnich 50 – 60 lat, łącznie 100 000 pojedynczych transmisji i programów. Dla porównania, faktycznie rzeczy ciągną się powoli w Niemczech. Rząd Federalny i jego kraje związkowe dopiero niedawno osiągnęli porozumienie co do tego jak uzupełnić Konwencję Europejską o oficjalne tłumaczenie dokumentu będącego w fazie ukończenia. Jednakże według Bernda Neumanna, urzędnika państwowego do spraw kultury i mediów, nie oczekujmy, że ratyfikacja dokumentu nastąpi przed końcem 2006.
W porównaniu do Francji czy Stanów Zjednoczonych, dostęp do niemieckich archiwów telewizyjnych i radiowych, ujmując to łagodnie, pozostawia wiele do życzenia. Jednakże otwarcie Berlińskiego Muzeum Telewizji w czerwcu 2006 (pod patronatem Stiftung Kinemathek )to dobry początek i może nakłonić niemieckich nadawców by w końcu otworzyły swoje archiwa. Ostatnio założone Archiwum Medialne dla Polityków i Historii Współczesnej (Mediathek für Politik und Zeitgeschichte) Urzędu Federalnego ds. Edukacji Politycznej (Bundeszentrale für politische Bildung ) to kolejny krok w dobrym kierunku.
Thorsten Schilling, głowa centrum medialnego i komunikacyjnego stowarzyszonego z Urzędu Federalnego ds. Edukacji Politycznej w Berlinie, zamierza podkreślić wagę ruchomych obrazów i nagrań dźwiękowych dla edukacji w Niemczech, oba z których ‘są systematycznie katalogowane i dostępne” w centrum medialnym. Jak dotąd, ogrom multimedialnych płyt DVD został opracowany ze współpracą z nadawcami telewizyjnymi takimi jak MTV, RTL i MDR by służyć jako materiały naukowe w szkole. Thorsten Schilling rozważa również stworzenie kompilacji DVD do pomocy wizualnej w szkołach, poświęconej ważnym wydarzeniom, takim jak 9 listopada, kiedy runął Mur Berliński.
W Niemczech odpowiedzialność za utrzymanie archiwów leży w rękach samych twórców potencjalnych archiwaliów, jednakże w dalszym ciągu będzie ona piętą achillesową całego systemu. Według Rządu Federalnego, sprawy nie zmienią się za szybko, gdyż rzeczeni twórcy nadal postrzegają siebie jako wyłącznych dysponentów swoich zbiorów. A zatem nieprawdopodobnym jest, że nadawcy treści audiowizualnych wezmą pod uwagę wezwanie Niemieckiej Federalnej Fundacji do Spraw Kultury, która ogłosiła przetarg na odrestaurowanie kulturowego dziedzictwa Niemiec. Inicjatywa ta ma na celu ochronę tych nagrań, których procesu niszczenia same archiwa powstrzymać nie mogą. Niewiążąca natura konwencji europejskiej na temat ochrony audiowizualnego dziedzictwa i wszystkie zalecenia, które są z nią związane sprawiają, że postęp nadejdzie nieprędko.
Nawiasem mówiąc, raczej wąska definicja dziedzictwa audiowizualnego określona przez Unię Europejską też tu nie pomaga. „Pierwotnie, konwencja zajmowała się głównie filmem. Jednakże dzięki ostatnim osiągnięciom technologicznym, myślę, że pojęcie ‘audiowizualne’ przechodzi obecnie fundamentalną zmianę”, tłumaczy Ray Edmondson, dyrektor australijskiego biura doradczego Archive Associates. Edmondson pracuje obecnie nad programem badawczym, nad którym kuratelę sprawuje UNESCO. Badanie to będzie służyć jako podstawa dyskusji podczas nowej corocznej konferencji, zaplanowanej na październik 2007, która będzie całkowicie poświęcona światowemu audiowizualnemu dziedzictwu kulturalnemu.
Inicjatywy, takie jak powyższa, sprawiają, że prawdopodobnym jest, że radio i telewizja ostatecznie uznane zostaną za dziedzictwo kulturalne świata. Zakrojony na szeroką skalę projekt UNESCO „Pamięć Świata”, na który materiały zbierane były z wielu krajach, również zawiera wiele skarbów audiowizualnych, na przykład apelację późniejszego prezydenta republiki Charlesa de Gaulle’a do narodu francuskiego, która nadana została 18 czerwca 1940, i okrzyknięta jedną z najsławniejszych przemów w historii Francji. Albo też niemy klasyk science – fiction Metropolis Fritza Langa. Pierwsze ważne kroki zostały już postawione. Jednakże tradycyjna fiksacja historiograficzna na temat źródeł pisanych i dominacji materiału oraz wystawy nastawione na namacalne eksponaty naszej zbiorowej kultury pamięci muszą zostać kiedyś przezwyciężone.
*Od tłumacza: sytuacja, której nie można uniknąć lub z której nie można uciec.
Tłumaczenie: Angelika W. Wyka