To pytanie zadaje redaktor EJO, Adam Szynol, w ostatniej publikacji zamieszczonej w „Zeszytach Prasoznawczych”. Artykuł jest dostępny online, poniżej prezentujemy jego najważniejsze punkty.
W ostatnim czasie prasa regionalna w Polsce stała się gorącym tematem medialnym. Jak zauważa Szynol, stało się tak ze względów politycznych. Nowy rząd za jeden z istotnych punktów w swojej reformatorskiej agendzie uznał dokonanie przeglądu i redukcji udziału zagranicznych podmiotów w spółkach medialnych. W szczególności problem ten dotyczy rynku prasowego, gdyż segment elektroniczny do momentu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej był chroniony – zagraniczne podmioty mogły mieć do jednej trzeciej udziałów. Podobnych regulacji zabrakło w prasie. Stąd też wielokrotnie podejmowana debata na ten temat.
W pierwszym roku rządów Prawa i Sprawiedliwości motywem przewodnim tej dyskusji była repolonizacja. Gdy jednak okazało się, że idea pod takim hasłem nie zostanie dobrze odebrana w unijnej rodzinie, politycy zastąpili je dekoncentracją, powołując się przy tym na regulacje panujące w innych krajach unijnych, m. in. we Francji i w Niemczech.
Autor publikacji w zarysie przedstawia narodziny segmentu, jakim jest regionalna prasa codzienna, pokazując na tle innych państw Europy i Stanów Zjednoczonych, jak skomplikowany ze względów historyczno-politycznych był to proces. Mimo że są wśród dzisiejszych dzienników tytuły, które pojawiły się nawet pod koniec XVIII wieku (np. Gazeta Krakowska), to jednak większość funkcjonujących obecnie na rynku tytułów powstała wraz z końcem II wojny światowej. Na palcach jednej ręki można policzyć dzienniki regionalne utworzone już w demokratycznej Polsce. Do najmłodszych należą Dziennik Wschodni (założony w 1993 roku) i Super Nowości (1997).
Okres PRL-u odcisnął się, zdaniem autora publikacji, istotnym piętnem na losach prasy regionalnej, także na jej obecnej kondycji. W czasach funkcjonowania Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej istniały bowiem precyzyjne mechanizmy nakazowo-rozdzielcze. Za ich sprawą największe tytuły regionalne wypełniały skrzętnie funkcję propagandową, stąd ich nazwa: dziennik-organ. Pozostałe gazety z omawianego segmentu pełniły rolę komplementarną i były zepchnięte na dalszy plan. Wiązało się to m. in. z ich niskimi nakładami i – w odniesieniu do popołudniówek – do późniejszej dystrybucji. Siłą rzeczy tytuły te nie były wszędzie dostępne, a co za tym idzie nie mogły być tak popularne. W wolnej Polsce ukształtował się rynek prasy regionalnej, będący spadkiem po sztucznym systemie podaży i popytu. Jednym z najwidoczniejszych tego przejawów była likwidacja popołudniówek.
Osobny passus Szynol poświęca okresowi transformacji, czyli prywatyzacji prasy regionalnej. Wskazuje w nim na brak przejrzystych zasad przekształceń właścicielskich poszczególnych tytułów i dużą uznaniowość po stronie decydentów politycznych pracujących w ramach Komisji Likwidacyjnej RSW w początku lat 90-tych. Kolejnym istotnym rozdziałem w historii regionalnej prasy codziennej, zazębiającym się z poprzednim, było pojawienie się zagranicznych koncernów, które w mniej lub bardziej transparentny i uczciwy sposób zaczęły przejmować udziały w spółkach wydawniczych. W szczególności autor wymienia aktywa zdobyte przez francuskiego magnata, Roberta Hersanta, przejęte w 1994 roku przez niemiecki koncern Verlagsgruppe Passau (VGP), a także inwestycje norweskiej Orkli i jej następcy – brytyjskiej spółki Mecom. Badacz analizuje kolejne etapy walki między koncernami o przejęcie kontroli nad całym segmentem medialnym, podając przykłady ich aktywności w poszczególnych regionach wydawniczych, w tym przejęcia i fuzje tytułów.
W wyniku wycofania się Brytyjczyków z mediów i transakcji z VGP, niemiecki wydawca stał się potęgą prasową w Polsce, skupiając w swoich rękach niemal wszystkie tytuły regionalne. Poza koncernem pozostały jedynie cztery tytuły, choć – jak podkreśla Szynol – tylko jeden kluczowy w segmencie dzienników regionalnych – Gazeta Olsztyńska. W efekcie tych przemian na omawianym rynku doszło do istotnego ograniczenia pluralizmu i utrudnienia funkcjonowania konkurencyjnych podmiotów. Stąd tak wysoka temperatura debaty politycznej nad przyszłością mediów w Polsce – ocenia medioznawca. Oliwy do ognia dolewa również fakt, że regionalne dzienniki VGP, zarządzane w Polsce przez spółkę Polska Press, raz w tygodniu zawierają także w poszczególnych województwach i powiatach lokalne wkładki. W sumie jest ich ok. 150, zatem częściowo prawdziwe jest twierdzenie, że niemiecki koncern ma silną pozycję także w segmencie prasy lokalnej.
Konkludując, autor przytacza dane potwierdzające słabnącą kondycję dzienników regionalnych, w tym przede wszystkim dwucyfrowe spadki sprzedaży papierowych wydań tytułów w porównaniu rok do roku. Sytuacji nie ratują wydania elektroniczne, choć zdaniem redaktora EJO – to jedyna droga do przetrwania gazet na rynku wydawniczym. Kluczowym problemem w chwili obecnej wydaje się przekucie niezłych wyników klikalności witryn internetowych poszczególnych tytułów na sukces finansowy, w tym przede wszystkim dobre sformatowanie paywalla i uruchomienie przyjaznych dla użytkownika aplikacji mobilnych. Kwestią drugoplanową są zakusy polityków na dekoncentrację czy też repolonizację prasy. Gdyby jednak pomysły te miały się ziścić, los regionalnej prasy codziennej w dłuższej perspektywie czasowej byłby zdaniem medioznawcy przesądzony.