Wygłoszona niedawno przez prezydenta Baracka Obamę przemowa dotycząca NSA (National Security Agency, czyli Agencji Bezpieczeństwa Krajowego) w pierwszej chwili wydaje się potwierdzać argumenty Dana Gillmora, jednego z amerykańskich guru Internetu. Gillmor wierzy, że skutki wycieku informacji, za który odpowiedzialny jest Edward Snowden, stanowią „klasyczny przykład dziennikarskiej masy krytycznej”.
W artykule dla Nieman Journalism Lab (Uniwersytet Harvarda) Gillmor pisze, że „rząd, który stworzył tak rozległą i zawiłą sieć obserwacyjną, miał nadzieję, że wszystko przycichnie”. Ta sprawa jest jednak w sposób ciągły i skoordynowany nagłaśniana przez Guardian, New York Times i Der Spiegel, zatem „władze mogą być pewne, że nie stanie się to w najbliższym czasie”.
Według Gillmora „dowiedzieliśmy się, że NSA i jej brytyjski odpowiednik – GCHQ (Government Communications Headquarters – Centrala Łączności Rządowej) szpiegowały osoby i organizacje, na których związki z terroryzmem nie było żadnych wiarygodnych dowodów. Pokazywało to, że cele naszej obserwacji, poza innymi, obejmowały również biznes i sferę ekonomiczną ”. Autor dodaje: „Wszystkie doniesienia były oparte na tych samych dokumentach, które wcześniej dostarczył dziennikarzom były pracownik NSA, Edward Snowden. I były to jedynie kolejne wydarzenia w historii, która budzi niesłabnące publiczne zainteresowanie”.
Brak oznak spadku powszechnego zainteresowania? Bardzo ciekawe jest to, w jak odmienny sposób badacze nauk społecznych interpretują te same wydarzenia. Oto moja wersja:
Prezydent Nixon musiał zrezygnować z pełnionej funkcji z powodu włamania do jednego z pomieszczeń należących do centrali Partii Demokratycznej, które znajdowały się w biurowcu Watergate w Waszyngtonie oraz kłamstwa w tej sprawie. Prezydent Clinton „otarł się” o procedurę impeachmentu z powodu romansu z Moniką Lewinksy, stażystką w Białym Domu. Barack Obama ponosi polityczną odpowiedzialność za ogólnoświatową inwigilację milionów ludzi, wliczając w to przywódców państw sojuszniczych, między innymi Angelę Merkel.
W przypadku przecieków z NSA mogły zostać złamane przepisy amerykańskiej konstytucji, ale Obama wciąż jest prezydentem, a prasa, która nie kwestionuje jego pozycji, najwyraźniej straciła swoją siłę i kąśliwość. Czy włamanie się do biura lub „przygody seksualne” są rzeczywiście większymi przestępstwami i są istotniejsze od doniesień o tym, że amerykański prezydent albo nie kontroluje swoich tajnych służb, albo zgodził się w swoim samozadowoleniu (zadufaniu) na ich nadmierne i nielegalne naruszanie prywatności oraz amerykańskiej konstytucji?
Uważam, że pomimo ogromnego znaczenia, zainteresowanie wokół historii Snowdena nie przekroczyło progu „masy krytycznej” (punktu kulminacyjnego). Niedawno Washington Post, posługując się wyszukiwarką Google, odkrył, że pojęcia takie jak „Snowden” czy „Datagate” nie znalazły się wśród dziesięciu najbardziej popularnych tematów 2013 roku. Takie nazwiska, jak: Nelson Mandela, Paul Walker i Miley Cyrus były bardziej popularne niż Snowden. Konsola PlayStation 4, iPhone 5 i Harlem Shake przykuły większą uwagę niż dane i skandal z inwigilacją.
W jakim letargu muszą znajdować się obywatele i media Zachodu, jeżeli zagrożenie dla najbardziej podstawowych praw konstytucyjnych, jak ochrona sfery prywatnej i wolność prasy, może wywoływać tak niewielkie zainteresowanie? Niestety media, z małymi wyjątkami w postaci dzienników: Guardian, Der Spiegel oraz Frankfurter Allgemeine Zeitung, nie poświęciły historii Snowdena uwagi, na jaką ona zasługuje.
Zgadzam się jednak z konkluzjami Gillmora, który twierdzi, że „w świecie rosnącego rozdrobnienia tworzenia informacji medialnych, osiągnięcie „masy krytycznej” jest trudniejsze. Sieci społecznościowe i marketing wirusowy mogą pomóc”. Autor dodaje: „osiągnięcie masy krytycznej zmusza dziennikarzy do ponownego przemyślenia starych zwyczajów, a szczególnie tych związanych z konkurencją. „Informatorzy na wyłączność’ mogą wpływać destrukcyjnie, jeżeli spowodują, że pozostali dziennikarze zignorują lub zbagatelizują newsa, czy to z powodu zazdrości, czy braku potwierdzenia wiarygodności danego materiału. W ulegającym globalizacji, ale sfragmentaryzowanym środowisku mediów redakcje muszą współpracować. Guardian dał wspaniały przykład tego, jak taka międzynarodowa „konkurencyjna kooperacja” („coopetition”) może funkcjonować.
A może media jednak zawiodły, jeżeli ludzie w Londynie, Wiedniu, Berlinie, Zurychu, Paryżu i Nowym Jorku, Waszyngtonie czy San Francisco nadal nie poszli za przykładem Ukraińców, jeżeli nie bronią swoich podstawowych praw obywatelskich na ulicach, przerażeni wizją tego, co mogą stracić? Oczywiście, brakuje masy krytycznej, która uchroniłaby ich prywatność. Era oświecenia, prywatności i wolności prasy może niedługo się skończyć. Internet z medialnego laboratorium zamieni się wtedy w więzienie.
Jeżeli chcemy, żeby demokracja przetrwała zagrożenia ze strony tajnych służb, które sami wybraliśmy na naszych obrońców przed terroryzmem, my, będący obywatelami „zmediatyzowanego” Zachodu, musimy zacząć bronić naszej wolności i społeczeństwa obywatelskiego przed atakami upartych, ulegających gigantomanii rządowych biurokracji.
W tej sytuacji tradycyjne media powinny odgrywać kluczową rolę. Jak wynika z badań w ramach projektu Excellence In Journalism, to one nadal tworzą większość treści, które krążą w nowych mediach. Niemniej jednak, obecnie wypełniają rolę „watchdoga” inaczej niż w czasach, kiedy New York Times i Washington Post ujawniły zawartość raportu sporządzonego przez Pentagon. Działanie to doprowadziło do afery Watergate, która zakończyła wojnę w Wietnamie i karierę prezydenta Nixona.
Badacze mediów, Elizabeth Blanks Hindman (Uniwersytet Stanu Waszyngton) i Ryan J. Thomas (Uniwersytet Missouri) przeanalizowali wypowiedzi wydawców amerykańskich dzienników na temat Wikileaks. O dziwo, wielu z nich opowiedziało się przeciwko Wikileaks i poparło politykę bezpieczeństwa narodowego USA. Opisali siebie jako „jedynych, uprawomocnionych szafarzy interesu publicznego”. Doniesienia Wikileaks pojawiły się przed ujawnieniem przez Snowdena informacji dotyczących ogólnoświatowej i totalnej inwigilacji prowadzonej przez NSA i jej brytyjskich wspólników. To może jednak tłumaczyć do tej pory niski wpływ sprawy Snowdena na obywateli.
Wcześniejszą wersję tego artykułu opublikowano w austriackim tygodniku Die Furche (Nr 4/2014)
Zdjęcie: Steve Rhodes / Flickr Cc
TagiAssange, Clinton, Dan Gillmor, dochodzenie dziennikarskie, Edward Snowden, Nieman Lab, Obama, Wikileaks