Schweizer Journalist, 8 września 2008
Analiza korzystania z anonimowych źródeł przez New York Times.
Według Clarka Hoyta, ombudsmana New York Timesa, źródła anonimowe są „siłą napędową i zmorą życiową dziennikarstwa”. Czasami bezpośrednia praca dziennikarza ze źródłem jest jedynym sposobem na uzyskanie pewnych informacji. W takich wypadkach tożsamość źródła musi pozostać anonimowa, by nie narażać go na krzywdy – czy to fizyczne czy finansowe. Przykładowo bez takiego informatora New York Times prawdopodobnie nie zdołałby ujawnić faktu, że przez pewien czas administracja Busha monitorowała (potajemnie i nielegalnie) międzynarodowe rozmowy telefoniczne.
Ochrona źródeł jest podstawową zasadą dziennikarzy, którzy chcą pełnić rolę strażników demokracji (watchdogs of democracy). Jednakże zezwalanie na anonimowość źródeł wiąże się z poważnym ryzykiem. Na przykład wątpliwi „informatorzy” mogą wywieść dziennikarza w pole lub naciągnąć na opublikowanie fikcyjnych sensacji. Takie dziennikarskie naruszenia mogą być przejawem coraz ostrzejszej rywalizacji pomiędzy różnymi mediami w publikowaniu gorących newsów.
Celowe rozpowszechnianie plotek nigdy nie było tak łatwe jak obecnie. Raporty w Timesie na temat rzekomego pozamałżeńskiego romansu republikańskiego kandydata na prezydenta Johna McCaina są doskonałym przykładem tego, jak gazety mogą zostać zmanipulowane przez niewiarygodne źródła.
Bez wątpienia historia ta mogła zachęcić Hoyta do przeprowadzenia badań przez
Uniwersytet Columbia. Hoyt poprosił studentów komunikowania, by udzielili naukowych odpowiedzi na pytanie, czy i jak raporty
Timesa zmieniły się po tym, jak jego dyrektor opublikował zestaw nowych, bardziej restrykcyjnych wytycznych dotyczących powoływania się na anonimowe źródła.
Wyniki pokazały, że wskazówki te faktycznie miały duży wpływ na artykuły w
Timesie . Nawet taki gigant gazetowy, jakim jest
NYT, zatrudniający obecnie 1200 redaktorów i dziennikarzy, podatny jest na drobne manipulacje. Zgodnie z nowymi wskazówkami, ze źródeł anonimowych korzysta się tam już o połowę rzadziej niż kiedyś. W dodatku pozyskane w ten sposób informacje rzadko trafiają na pierwszą stronę, co z oczywistych względów ze szczególną ostrożnością jest przestrzegane przez dyrektora redakcyjnego gazety.
Wnikliwsza obserwacja wskazuje na to, że jest jeszcze miejsce na poprawki w Timesie. Studenci z Columbii odkryli, że 80 proc. anonimowych źródeł zostaje czytelnikom przedstawiona w niedokładny sposób. A zatem niejasnym pozostaje, dlaczego źródła te są chronione i skąd wiedzą to, co wiedzą, lub raczej twierdzą, że wiedzą. W dodatku źródła te pozwalają na wyrażanie osobistych opinii znacznie częściej niż kiedyś, co stoi w jawnej sprzeczności z redakcyjnymi wytycznymi.
Po opracowaniu badania, studenci mieli możliwość zaprezentowania swoich wyników dyrektorowi redakcyjnemu Timesa, Billowi Kellerowi i redaktorowi Jillowi Abramsonowi. Szkoda, że z tej użytecznej formy przepływu wiedzy z nauki do praktyki korzysta się dziś tak rzadko.
Clark Hoyt, “Culling the Anonymous Sources”, New York Times, 8 czerwca 2008 http://www.nytimes.com/2008/06/08/opinion/08pubed.html