Polska partia rządząca pracuje nad zmianami w ustawie medialnej dotyczącymi tzw. repolonizacji mediów. Chodzi o ograniczenie własności mediów przez podmioty zagraniczne. Jednym z celów tych zmian ma być ograniczenie wpływu niemieckich wydawców na dyskurs publiczny w kraju.
Polski krajobraz medialny uległ znaczącej zmianie od czasu wejścia w życie ustawy medialnej zaprojektowanej i ogłoszonej przez Prawo i Sprawiedliwość. Przedmiotem zmian byli publiczni nadawcy telewizyjni i radiowi. Zgodnie z nowymi zasadami Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie mianuje już kadr kierowniczych mediów publicznych. Początkowo było to w gestii ministra skarbu państwa, zaś od połowy 2016 roku nowo powstała Rada Mediów Narodowych, wybierana przez parlament i prezydenta, kontroluje i zarządza kadrami kierowniczymi nadawców publicznych. Posiadające bezwzględną większość w parlamencie Prawo i Sprawiedliwość uzyskało w ten sposób bezpośredni wpływ na pracę poszczególnych kanałów Telewizji Polskiej i Polskiego Radia.
Jest to tak naprawdę dopiero pierwszy krok w rządowych planach prowadzących do zmiany struktury polskiego systemu medialnego: w wyniku „repolonizacji” zniknie dominacja inwestorów zagranicznych na polskim rynku medialnym. Według przewodniczącej sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, Elżbiety Kruk, 80 procent polskiej prasy drukowanej należy do koncernów zagranicznych – głównie niemieckich. – Zadaniem mediów jest sprawdzenie i weryfikowanie działania rządu, to jest część sprawnie funkcjonującego państwa. Czy naprawdę Niemcy muszą kontrolować nasz rząd? – stwierdziła podczas jednego z posiedzeń Komisji Kruk.
Niezwykle wybuchową stała się debata na temat wpływu niemieckich firm na polską politykę, kiedy w marcu 2017 roku ujawniono tekst Marka Dekana, prezesa niemiecko-szwajcarskiego koncernu Ringier Axel Springer, skierowanym do polskich pracowników mediów, w którym wyraził się pozytywnie na temat wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Rząd polski starał się zapobiec ponownemu wyborowi Tuska. Dekan przypomniał pracownikom, że tytuły należące do tego wydawcy (wśród nich Fakt i Newsweek Polska) wspierają wolność, praworządność i zjednoczoną Europę. W następnych dniach wielu polityków PiS wyraziło głęboką dezaprobatę dla słów Dekana. Ich zdaniem stanowiło to ingerencję niemieckich wydawców w polską politykę.
Zróżnicowanie jest potrzebne
To, że niektórzy wydawcy zagraniczni, głównie niemieccy, mają duży wpływ na polski system medialny, nie ulega wątpliwości. W segmencie gazet regionalnych Verlagsgruppe Passau (poprzez Polska Press) jest właścicielem 20 z 24 tytułów. Ponadto w segmencie przewodników telewizyjnych i magazynów kobiecych dominują wydawcy niemieccy, mianowicie Bauer Media. Nadal konieczne jest więc zróżnicowanie. Jeśli chodzi o tygodniki polityczne to mowa jest tu o 20 procentach udziałów niemieckich (wśród nich jest Newsweek Polska należący do Springera). Jeśli zaś chodzi o lokalne media drukowane (w przeciwieństwie do gazet regionalnych) udział niemieckich wydawców jest w zasadzie nieistotny, co jest często ignorowane. Na tej podstawie można więc stwierdzić, że oświadczenie rządu, że 80 procent polskich mediów znajduje się w rękach zagranicznych udziałowców jest zbytnim uogólnieniem czy wręcz nieprawdą.
Początków silnego udziału niemieckich koncernów na polskim rynku medialnym należy doszukiwać się w czasach transformacji ustrojowej po upadku komunizmu. W latach dziewięćdziesiątych wiele wydawnictw dosięgnął kryzys gospodarczy, co doprowadziło do łatwego ich przejęcia przez zagraniczne podmioty od krajowych inwestorów. Szczególną rolę odegrały tu dwa podmioty, norweska grupa Orkla Media (która została później przejęta przez brytyjską Mecom Group) i Verlagsgruppe Passau. Obaj gracze korzystali z braku ograniczeń własnościowych dla zagranicznych inwestorów na rynku prasowym, w przeciwieństwie do mediów audiowizualnych. – Jakiś czas później Verlagsgruppe Passau chciał wykupić prawie wszystkie pozostałe gazety regionalne dlatego też Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów rozpoczął dochodzenie. W końcu pojawiły się pewne wątpliwości interpretacyjne, ale władza zdecydowała, że taka koncentracja jest zgodna z prawem – podkreśliła Lucyna Szot, profesor i ekspert prawny z Instytutu Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego.
„Bez zgody niemożliwe”
Z prawnego punktu widzenia, rząd nie ma zbyt dużej swobody, aby przeforsować „repolonizację” wbrew pragnieniu wydawców. – Polskie prawo chroni własność prywatną. Z tej perspektywy formalna zmiana struktury własnościowej bez uzyskania zgody właścicieli mediów jest po prostu nie do zrealizowania. Jedyną możliwością w ramach obowiązującego prawa byłoby dobrowolne porozumienie między obecnymi a potencjalnymi, nowymi właścicielami – wyjaśnia Lucyna Szot.
Podobna sytuacja miała miejsce w Republice Czeskiej w 2015 roku. Tam właśnie Verlagsgruppe Passau sprzedała 100 procent swoich udziałów na rzecz czesko-słowackiej firmy inwestycyjnej, Penta, po tym jak złożyła ona bardzo lukratywną propozycję odkupienia wszystkich udziałów w rynku. Cel – wpływanie na wybory – był dość jasny, zdaniem Adama Szynola. – Może trudno w to uwierzyć, ale czescy dziennikarze i czytelnicy nie cieszyli się z powodu przejęcia akcji przez krajową firmę. Jest to wyraźna lekcja dla Polski – fakt, że polska firma przejmuje polskie media, nie oznacza, że ich sytuacja się poprawi – komentuje Szynol.
Należy również postawić pytanie: który z polskich inwestorów byłby w stanie wykupić udziały od zagranicznych koncernów? Rynek gazet regionalnych nie jest zbyt wpływowy i mogłoby być trudnym znalezienie kogoś, kto byłby w stanie wejść i operować w tak trudnej sytuacji. – Nie wierzę, że byłoby rozsądnym lub obiecującym, aby pozbyć się obecnych właścicieli w tym segmencie – mówi Szynol.
Nie są jeszcze znane szczegóły planowanego prawa. Wiemy jedynie, że pracami nad nową propozycją ograniczenia wpływów wydawców zagranicznych zajmuje się Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wiadomo również, że projekt nowego prawa ma przypominać ten znany już z Francji. Wytyczne francuskiego Media Kartel ograniczają udział w rynku jednego właściciela do 30 procent. Adam Szynol uważa, że takie przełożenie jest bezsensowne, ponieważ ogólne zasady – struktura rynkowa i siła ekonomiczna we Francji i w Polsce są zupełnie odmienne. – Nie powinniśmy być naiwni i wierzyć, że możemy skopiować francuskie regulacje wprowadzając je tutaj. Moim zdaniem to niemożliwe – twierdzi badacz.
Wydawcy nie wpływają
Malwina Gadawa, dziennikarka Gazety Wrocławskiej (prasa regionalna) pracująca w dziale polityki sprzeciwia się oskarżeniom polskiego rządu, że niemieccy wydawcy mają wpływ na doniesienia w gazetach. – To jest nonsens. Możemy swobodnie opisywać i relacjonować różne problemy – twierdzi dziennikarka. Do tej pory rząd tylko mówił o „repolonizacji”, a dotychczas nie podjęto rzeczywistych działań. Podobnie jak Adam Szynol, Gadawa wątpi, że można zgromadzić wystarczającą kwotę, aby przejąć tytuły prasy regionalnej.
Tomasz Bonek od kilkunastu lat pracuje dla mediów, których właścicielami były niemieckie koncerny: Gazeta Wrocławska (Verlagsgruppe Passau), internetowy portal Money.pl (Verlagsgruppe Georg von Holtzbrinck) i ostatnie dwa lata Onet.pl, Forbes i Business Insider Polska (Ringier Axel Springer). Pracował również dla tych mediów, które zostały przejęte przez niemieckie koncerny. Podobnie jak Malwina Gadawa, nie dostrzega żadnego wpływu wydawcy zagranicznego na funkcjonowanie newsroomu. – To, że kapitał zagraniczny dominuje na polskim rynku mediów jest niezaprzeczalne. Trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy źle. Osobiście jestem fanem wolnego rynku i przeciwstawiam się każdej interwencji rynkowej – dodaje Bonek.
Co dalej?
Trudno ocenić i przewidzieć to, w jakim kierunku potoczą się działania polskiego rządu w kwestii repolonizacji mediów drukowanych,. Lucyna Szot twierdzi, że: „kiedy weźmiemy pod uwagę obecne tendencje w ustawodawstwie polskim, a także kryzys demokratycznego państwa prawa, nie powinniśmy wykluczać możliwości wprowadzenia nowej ustawy, naruszającej podstawowe prawa własności prywatnej”. Słuszność tej tezy potwierdzają choćby reformy sądownictwa uchwalane obecnie przez Prawo i Sprawiedliwość, a które umożliwiają rządowi rozbudowanie kontroli nad polskimi sądami.
Projekt realizowany dzięki środkom z programu grantowego Polsko-Niemieckiej Fundacji na rzecz Nauki
Teksty w języku niemieckim, napisane podczas trwania projektu, można znaleźć tutaj
Zdjęcie: Paul Sableman / Flickr CC: Fakt; licencja: https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/
Tagidekoncentracja mediów, kapitał zagraniczny w mediach, Niemcy-Polska - temat specjalny, niemieccy wydawcy prasy, repolonizacja mediów, wlaśność mediów