Neue Zürcher Zeitung, 5.10.2007
Instytucja medialnego ombudsmana, który mediuje pomiędzy czytelnikami a redakcjami, istnieje od około 40 lat. W Stanach Zjednoczonych zauważamy większą niezależność w tej delikatnej kwestii.
The New York Times dzieli los wszystkich tych „na górze”, tj. wszyscy wiedzą, że nie mogą oni tak naprawdę z nim konkurować – a to sprawia, że ludzie jeszcze chętniej im dokuczają! To może być jednym z powodów, dla których gazeta słynąca ze stosowania najwyższych standardów dziennikarskich została ostatnio zaatakowana przez inne media za udzielenie zniżki lewackiej organizacji na kampanię reklamową..
W momencie gdy sprawa dotyczy najbardziej prestiżowej gazety świata, to, co dla większości mediów byłoby “zwykłym biznesem”, w przypadku The New York Times’a nazwane zostało najcięższym grzechem.
Pierwszy ombudsman objął posadę 40 lat temu w Stanach Zjednoczonych, pracując zarówno dla Courier-Journal w Kentucky, jak i The Louisville Times.
W amerykańskiej prasie 38 proc., czytelników ma „swoich własnych” ombudsmanów, którzy również nazywani są „reprezentantami czytelników” czy też „redaktorami publicznymi” (jak to jest w przypadku The New York Times‘a), a kilka badań opublikowanych w Stanach Zjednoczonych dowiodło, że instytucja ta pozytywnie wpływa zarówno na wiarygodność, jak i na ogólną jakość gazet, które z jej usług korzystają. Jednakże, oprócz kilku krążących uwag o istnieniu „zaledwie garstki ombudsmanów w Europie i Ameryce Południowej”, reszta świata była na ogół ignorowana przez amerykańskich badaczy. Ale czy rzeczywiście poza USA ombudsmani są tylko marginesową grupą? I jak różnice w kulturze dziennikarskiej wpływają na wypełnianie przez ombudsmanów swoich obowiązków w różnych częściach świata?
Europa i Ameryka Łacińska w tyle
Badania na temat ombudsmanów w USA przeprowadzone przez Nemetha (2003) są jak dotąd najbardziej kompleksowe. Jednakże, przez ostatnich kilka lat proces doskonalenia miał miejsce w Stanach, gdzie praca ombudsmana coraz bardziej przypomina wspinanie się po szczeblach kariery ku bardziej ambitnym zajęciom. Jako dobry przykład niech posłuży fakt, że ludzie tacy jak Ben Bagdikian, Joann Byrd i Geneva Overholser, którzy pracowali jako ombudsmani w The Washington Post – prawdopodobnie najważniejszej gazecie w Stanach Zjednoczonych z wieloletnią tradycją zatrudniania ombudsmanów – stali się wykładowcami w prestiżowych uniwersytetach. Tu w pełni mogli wykorzystać swoje doświadczenie jako profesjonalni pośrednicy.
Kolejna różnica pomiędzy starym kontynentem a Nowym Światem: funkcja ombudsmana jest coraz częściej wykonywana przez kobiety – której to nazwa, nota bene, nie doczekała się jeszcze żeńskiego odpowiednika (alternatywą mógłby być „ombudswoman” czy bardziej neutralna „ombudsperson”). W porównaniu ze skromnymi 4 proc., w krajach Ameryki Łacińskiej a także Środkowej i Północnej Europy, w krajach anglosaskich prawie 40 proc., wszystkich ombudsmanów to kobiety. Biorąc pod uwagę równy start, sytuacja w Europie i Ameryce Łacińskiej przypomina stan rzeczy w Ameryce sprzed 20 lat. Rzeczywiście godne uwagi zwłaszcza, że w innych dziedzinach w Europie, role pośrednika odgrywane były przez długi czas przez kobiety, a to z uwagi na ich konkretne i bardziej dyplomatyczne podejście. W krajach anglosaskich 80 proc. wszystkich ombudsmanów pracuje na pełnoetatowych kontraktach, podczas gdy w innych regionach jest to jedynie 30 proc. To oczywiście oznacza, że w świecie anglosaskim posada ta cieszy sie większym poważaniem, a tym samym jest lepiej reprezentowana. Nie tylko obowiązki ombudsmanów są tu lepiej zdefiniowane, ale nawet sama instytucja wydaje się być dużo ważniejsza dla całej profesji dziennikarskiej. Około 90 proc., ombudsmanów bezpośrednio komunikuje się z czytelnikami, zazwyczaj za pomocą swoich własnych stałych rubryk, co pozwala na ustalenie bardziej klarownych procesów podejmowania decyzji, pomagając tym samym czytelnikom lepiej zrozumieć wewnętrzne mechanizmy zawodu dziennikarza. To więc dość zdumiewające, że pod tym względem Środkowa i Północna Europa wraz z 20 proc., wszystkich swoich ombudsmanów nie prowadzących żadnych rubryk, a więc mniej widocznych, wypada tak źle.
Jednakże, ombudsmani pracujący w krajach anglosaskich cieszą się niesamowitą wolnością i niezależnością, co podkreślone jest przez fakt, iż, jeśli istnieje taka potrzeba, żaden z respondentów nie widzi nic złego w krytykowaniu swoich gazet. Dla porównania, 16 proc., ombudsmanów pracujących w Środkowej i Północnej Europie i 18 proc., z krajów Ameryki Łacińskiej uważa, że nie powinni tego robić.
To właśnie w tym momencie instytucja ombudsmana może stać się odpowiedzialnością, zwłaszcza jesli on czy ona chce podnieść swoją reputację kosztem gazety i wydawcy, u którego pracuje. Sytuacja, która może prowadzić do otwartej rozgrywki, jak to było w przypadku Byrona Calame, poprzednika Hoyta w The New York Times. Pewnego bardzo awanturniczego dnia ostatniej wiosny, Calame przedstawił zarówno swojemu redaktorowi naczelnemu Billemu Kelleremu jak i swojemu wydawcy Arthurowi Sulzbergerowi, katalog 28 pytań – tylko po to by później za nie udzielenie odpowiedzi zaatakować ich publicznie. I to w ich własnej gazecie!
Dla Brenta Cunninghama, który obserwuje scenę mediów amerykańskich pracując dla Columbia Journalism Review, ombudsmani to mimo wszystko błogosławieństwo, ponieważ „pomagają zdemistyfikować prasę przeciętnemu czytelnikowi”.
To świadczy o wspaniałomyślności i perspektywie z jaką The New York Times chronił swojego redaktora publicznego – pomimo wszystkich gorących debat wewnętrznych wywoływanych przez żarty Calame’a.
Bibliografia:
Elia, Cristina (2007). Gli ombudsman dei giornali come strumento di gestione della qualità giornalistica. Lugano: Università della Svizzera italiana.
*Ombudsman – rzecznik praw mediów i dziennikarzy, a zarazem rzecznik osób skrzywdzonych przez media. W j. angielskim funkcjonuje jeszcze jedno okreslenie takiej osoby – public editor, co w wolnym tłumaczeniu oznacza redaktora publicznego/czytelników, przyp.tł.
Tłumaczenie: Angelika Wyka