Italianizacja dziennikarstwa

29 października 2007 • Zarządzanie Redakcją • by

Werbewoche, 28.4.2005

„Habemus papam”. Czy naprawdę potrzebna nam jeszcze jedna opinia na ten temat, teraz, gdy nowy papież został już wybrany a poprzedni pochowany? Jednakże podejmę ryzyko dodania moich trzech groszy do tego tematu i skrytykuję sposób, w jaki media nie tylko we Włoszech, ale i na całym świecie uczyniły cierpienie i agonię 84- letniego papieża  światowym wydarzeniem.

Przed uroczystością pogrzebu papieża, wyszukiwarki internetowe obliczyły, że śmierć  następcy świętego Piotra przyciągnęła 10 razy więcej uwagi  mediów niż reelekcja prezydenta George’a W. Busha, uważanego za najpotężniejszego człowieka świata.  Nawet The Wall Street Journal Europe, dziennik zwykle piszący o suchych faktach, dołączył się do tej „medialnej wrzawy” i napisał, że Jan Paweł II cieszył się „charyzmą gwiazdy rocka”. Jest to przykład jeszcze jednego wyolbrzymienia, które od tamtego momentu, nie pozwoli następcom Madonny czy Micka Jaggera spokojnie spać.
Co spowodowało, że dziennikarze, czy trafniej media (na całym świecie czy być może tylko w zachodniej hemisferze), zdegradowały inne wiadomości do rangi nic nie znaczących wydarzeń? Co kryje się za całą tą uwagą skierowaną na cierpienie, umieranie i ostatecznie śmierć człowieka? Coś, co ma miejsce każdego dnia i coś, o czym w większości chcielibyśmy zapomnieć.
Po pierwsze muszę przyznać, że ja sam byłem zdumiony skalą tej „medialnej wrzawy” wokół śmierci papieża. Nawet tzw. sezonowym obserwatorom było bardzo trudno wyjaśnić tę ogromną uwagę mediów, która kłóciła się ze sposobem, w jaki religia jest postrzegana w bardzo zsekularyzowanym społeczeństwie i gdzie sektom religijnym poświęca się więcej uwagi niż „instytucjom religijnym” o ustalonej pozycji. Pustki w kościołach spowodowały, że lokalne gazety nie zamieszczają już informacji o nabożeństwach i zamiast tego ograniczają się do zamieszczania przewodników po filmach wyświetlanych w kinach. Mało tego, same media stały się substytutem religii dla wielu z nas. Zamiast iść do kościoła, wolimy oglądać telewizję. Zamiast spowiadać się księdzu, wolimy spowiadać się prowadzącym talk- showy.
Jednym z wyjaśnień owej „medialnej wrzawy” wokół śmierci papieża, może być silny instynkt stadny dziennikarzy w globalnej wiosce połączony z wielką pompą wyreżyserowaną przez „instytucję”, która przez przeszło 2 tysiące lat „opowiada się za czymś nieracjonalnym i niezgłębionym, za czymś, co czyni ją obiektem ludzkiego pożądania, i coś co ma doprowadzić do zbawienia”. Wziąwszy to pod uwagę, muszę, niestety, po raz kolejny obalić to, co Sascha Wigdorovits (14.04.2005) napisał w szwajcarskim tygodniku „Weltwoche”. Posługiwanie się takimi określeniami, jak „brand strategy” (oznaczające metody promocji, burzę mózgów; metodę zespołowego kreowania nowych pomysłów, przyp.tł.), czy nazywanie papieża „brand menadżerem”, nie pomoże nam zbytnio w wyjaśnieniu tego „komunikacyjnego cudu”,  którego  przez tygodnie byliśmy świadkami. Jednakże nie można powiedzieć, że „wysiłki włożone przez Jana Pawła II i jego kościół by podbić ludzką wyobraźnię nie były sukcesem”. Wręcz przeciwnie.
Ale to co opisałem, z pewnością nie było jednym z „wielkich momentów” w coraz bardziej zglobalizowanym dziennikarstwie. Według mnie, to czego byliśmy świadkami, jest dowodem na istnienie trendu, który nazwałbym „italianizacją dziennikarstwa”. Nigdzie indziej w zachodnim świecie dziennikarze nie są skłonni do tzw. tematizzazione tj. skupiania się na pojedynczym temacie, jak właśnie dziennikarze we Włoszech. Co więcej, nigdzie w liberalnym zachodnim środowisku medialnym dziennikarze nie wydają się być bardziej zależni i kontrolowani przez wpływowe osobistości ze świata polityki i biznesu, jak w Italii.

Send this to a friend