Współwinni bałaganu

21 listopada 2011 • Dziennikarstwo Branżowe, Etyka Dziennikarska • by

Dotychczas nie zajmowano się szerzej tym, w jakim stopniu dziennikarze i media ponoszą – przynajmniej częściową – odpowiedzialność za krach banków i rynków finansowych.

Czy można patrzeć na cały ten bałagan, jakim jest kryzys gospodarczy, również jako na kryzys dziennikarstwa ekonomicznego i finansowego? Czy jesteśmy niewystarczająco poinformowani, mimo – a może właśnie w wyniku – przeciążenia informacjami napływającymi 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu?

Anya Schiffrin z Uniwersytetu Columbia poświęciła wiele uwagi tym pytaniom. Jest jednym z niewielu ekspertów, którzy przyjrzeli się bezstronnie pracy dziennikarzy ekonomicznych i finansowych. W jej ostatniej książce pt.: Bad News: How America’s Business Press Missed the Story of the Century („Złe wieści: Jak amerykańska prasa biznesowa nie dostrzegła wydarzenia stulecia”) – wraz z wieloma współpracownikami zastanawia się nad tym, co poszło nie tak, patrząc z wielu różnych punktów widzenia.

Niepowodzenie dziennikarstwa ekonomicznego i finansowego jest – według Schiffrin – powiązane z ogólnym obniżeniem w ostatnich latach standardów profesjonalnego dziennikarstwa. Tłumaczy ona: „Zapaść w dochodach z reklam, która poprzedzała kryzys, była zaostrzana przez depresję gospodarczą. Z tego wynikały zwolnienia z pracy i ograniczanie zatrudnienia, co z kolei sprawiło, że dziennikarze zaczęli bać się o swoje posady i – najprawdopodobniej – żywić jeszcze większy strach przed wychylaniem się z grupy”.  Kryzys finansowy 2008 i 2009 roku pojawił się „w czasie, kiedy dziennikarstwo w Ameryce było na etapie zapadania się” i po tym, jak zniknęła już prawie jedna trzecia wszystkich redakcyjnych stanowisk.

Według Schiffrin przeprowadzono niewiele naukowych badań na temat tego, jak radzi sobie dziennikarstwo biznesowe w czasach kryzysów ekonomicznych. Te, które przeprowadzono,  sugerują, że podczas kryzysów dziennikarze stają się bardziej zależni od źródeł – swoich kontaktów w przedsiębiorstwach i kluczowych instytucjach publicznych oraz prywatnych. Tempo, w jakim rozwijają się wydarzenia, sprawia, że reporterzy nie mają czasu na szersze dochodzenia dziennikarskie, na zwrócenie się do naukowców lub chociaż osób znających zagadnienie od podszewki, by w ten sposób podejść do omawianych zagadnień bardziej analitycznie. Jednocześnie te źródła „wysychają”, ponieważ obawiają się, że nawet publikacja złych wieści spowoduje przybranie przez sprawy jeszcze gorszego obrotu. Jeśli źródła są dostępne, skupiają się – nawet bardziej niż zwykle – na tym, żeby wpłynąć na sposób ujęcia tematu na etapie tworzenia artykułu.

Zdobywca Nagrody Nobla i ekonomista informacji, Joseph E. Stiglitz, stwierdza, że „krytyczna prasa może służyć jako jeden z elementów kontrolnych i bilansujących, przywracając stan zdrowia rynkom, które straciły kontakt z rzeczywistością”. Stiglitz jest jednak w pełni świadomy tego, dlaczego tak trudno spełniać te wysokie oczekiwania: „Dziennikarze i ich redaktorzy nie są gdzieś poza resztą społeczeństwa. Oni także mogą zostać łatwo wciągnięci przez mentalność stada”, w dużej mierze dlatego, że „media są poddawane silnym zachętom do tego, żeby nie płynąć pod prąd”. Stiglitz identyfikuje istotny problem dotyczący symbiotycznej relacji między prasą, a tymi, o których ona pisze. Ta wygodna relacja „niekoniecznie dobrze służy reszcie społeczności”. Co więcej, „pycha może prowadzić do tego, że dziennikarze, jako zdobywcy informacji, będą uważać, że mogą je przebierać, odrzucając te spaczone albo mylne – tak długo, jak długo są w stanie je pozyskiwać”.

Wynik, według Stiglitza, jest taki, że zbyt często „pojawiają się dziennikarskie relacje typu »ona-powiedziała«, »on-powiedział«, proste przedstawianie różnych punktów widzenia, pozbawione równowagi, nie mówiąc już o jakiejkolwiek analizie. To jest tak, jak gdyby – opisując kolor nieba – dziennikarz-daltonista przywiązywał taką samą wagę do wypowiedzi osób twierdzących, że jest pomarańczowe i tych uważających, że jest niebieskie”.

Dean Starkman z magazynu Columbia Journalism Review wskazuje listę innych zapór, które nie zadziałały prawidłowo w czasie, kiedy pojawiały się wczesne symptomy kryzysu. Wśród nich wymienia menedżerów zarządzających ryzykiem, dyrektorów instytucji finansowych, firmy audytorskie, agencje ratingowe, organy regulacji rynku i – tak – dziennikarzy. W przeprowadzonej przez siebie analizie zawartości dziewięciu najbardziej wpływowych tytułów amerykańskiej prasy biznesowej pomiędzy styczniem 2000 r. a czerwcem 2007 r. Starkman znalazł 730 artykułów zawierających znamienne przestrogi. Chociaż 730  to dość duża liczba trafnych artykułów, Starkman przypomina, że wcale nie jest to imponujące osiągnięcie. Powinniśmy pamiętać o tym, że sama gazeta Wall Street Journal „opublikowała w tym czasie 220 000 artykułów, więc w pewnym sensie te, o których mowa, były tylko pławikami podskakującymi w Niagarze wiadomości”.

Podczas gdy Chris Roush, ekspert ds. dziennikarstwa biznesowego z Uniwersytetu Karoliny Północnej w Chapel Hill broni wydajności tego dziennikarstwa, Robert H. Giles i Barry Sussman, obaj z organizacji Nieman Foundation przy Uniwersytecie Harvarda, przypominają nam o dawnych „cnotach” dziennikarstwa. Ci dwaj eksperci medialni podkreślają, jak ważne jest „bycie sceptycznym, anty-intuicyjnym, walczenie ze skłonnością do podążania za grupą”. Brzmi to rozczulająco staroświecko, ale takie wezwania można postrzegać jako oznaki bezradności. Inne stwierdzenie Gilesa i Sussmana może okazać się ważniejsze dla zrozumienia, dlaczego dziennikarze ekonomiczni i finansowi zawiedli pod pewnymi względami: dla dziennikarzy mających do czynienia z ekspertami ekonomicznymi jest to szczególnie trudne, ponieważ konsensus między nimi występuje rzadko, a ich opinie różnią się w znacznym stopniu.

Według Gilesa i Sussmana, ekonomistów można podzielić na trzy grupy: „Pierwsza z nich, ta, która najczęściej odwiedza media, szczególnie kanały telewizji kablowej, składa się z doskonałych i kompetentnych ekonomistów, ale tych zatrudnionych na Wall Street albo w różnych komercyjnych podmiotach”. Druga grupa to ci, którzy tak pogrążyli się w teorii rynku efektywnego, że „po prostu nie mogą jej porzucić, nawet po wielkiej katastrofie, która odsłoniła jej defekty i sprawiła, że miliony osób pozostały bez pracy, domów i oszczędności”. Do trzeciej grupy należą „ci wiarygodni”, wierzący „że rynki są zawodne, czułe na spekulacje i bańki oraz w to, że rząd ma ogromną rolę w regulowaniu rynków i prowadzeniu polityki pieniężnej, która pomaga w ich stabilizowaniu”.

Może to podsumowanie brzmi nieco szorstko, niemniej jednak wygląda na to, że ma ono w sobie ziarnko prawdy i przybliża w pewien sposób wyjaśnienie, dlaczego nawet ci dziennikarze ekonomiczni, którzy starają się znaleźć „prawdę” w swoich relacjach, nie zawsze mogą to zrobić. Siła i wpływ wiodących komentatorów ekonomicznych, analityków finansowych i innych dopuszczanych do głosu – jest ogromna. Zbyt często to oni określają kształt debaty.

 

Pierwotnie opublikowano w Neue Züricher Zeitung, 18 października 2011.

Anya Schiffrin (ed.): Bad News. How America’s Business Press Missed the Story of the Century, New York/London: The New Press, 2011

Tagi, , , , , , , , ,

Send this to a friend