Lipcowe ataki w Oslo spowodowały, że znów zaczęto poruszać temat sposobu ujmowania i strukturyzowania informacji w mediach. Jak się okazuje, środki masowego przekazu nie tylko ustalają porządek debaty społecznej, ale także narzucają to, co ludzie powinni odczuwać w związku z poruszanymi tematami.
Jak na ironię, przypadek Andersa Behringa Breivika, antyislamskiego ekstremisty, uwydatnił skłonność zachodnich mediów do używania języka obciążonego uprzedzeniami przy opisie przemocy na tle politycznym stosowanej przez muzułmanów. Atak Breivika był powszechnie nazywany przez wiodące media „aktem terroru” do czasu…, kiedy stwierdzono tożsamość samego Breivika. Jak opisują to Matt Eckel i Jeb Koogler, autorzy bloga Foreign Policy Watch (dotyczącego polityki zagranicznej), zachodnia prasa zareagowała „unikaniem w dużej mierze określenia „terrorysta” przy opisie sprawcy ataków – niebieskookiego jasnowłosego chrześcijanina…”. Wygląda na to, że nawet ci przedstawiciele mediów, którzy nie stwierdzali wprost, że sprawca ataków miał powiązania z islamskimi ekstremistami, w milczeniu przyjęli, że właśnie to ujawni śledztwo.
Na kilka godzin przed upublicznieniem przez norweskie władze oficjalnych informacji na temat sprawcy tego strasznego czynu, wiele środków masowego przekazu, w tym Fox News, MSNBC, Wall Street Journal i inne duże źródła informacji zamieszczały oparte na domysłach artykuły o domniemanych związkach terrorysty z Al-Kaidą. Stephan Colbert, amerykański satyryk polityczny, uznał za na tyle zabawne to, co działo się z doniesieniami, że podjął ten temat w jednym ze swoich występów. Stwierdził w nim, że amerykańskie media odkryły, kim był terrorysta, znacznie wcześniej niż norweski rząd, opisując to, co zrobił Breivik, jako „muzułmanowe” (muslish) i „islamopodobne”. Zaproponował nawet uniwersalny nagłówek dla wszelkich informacji: „Gdzieś zdarzyło się coś złego. W sprawę zamieszani są muzułmanie”. Zabawne to czy nie, ta sytuacja podkreśliła uzasadnioną frustrację społeczności muzułmańskich, która wiąże się ze sposobem, w jaki media opisywały tę tragedię.
Wygląda na to, że ujawnienie prawdziwej tożsamości zbrodniarza nie przyniosło zbyt wiele pociechy muzułmanom. Od tamtego momentu – jak zaobserwowali Eckle i Koogler – Breivik jest nazywany „fundamentalistą” albo „ekstremistą”, ale nie terrorystą – to etykietka zarezerwowana dla islamskich napastników. Glenn Greenwald, amerykański komentator, pisze, że nawet po tym, jak Breivik został zidentyfikowany jako antymuzułmański, chrześcijański fundamentalista, media używały słowa „terroryzm” tylko opisując, że „naśladował brutalność i wielokrotność ataków Al-Kaidy”.
Można oczywiście twierdzić, że dobór słów nie ma znaczenia, dopóki wyrażana jest prawda. Badacze z Missouri School of Journalism, Kim i Cameron (2011), w swojej ostatniej pracy dowodzą czegoś przeciwnego. Na potrzeby eksperymentu przygotowano artykuły na temat fikcyjnej firmy. Ujęto je na dwa różne sposoby – wzbudzający złość (np. poprzez skupienie uwagi na negatywnych działaniach umyślnie podejmowanych przez firmę, które spowodowały wybuch zamieszek) oraz wzbudzający smutek (np. poprzez skupienie się na ofiarach zamieszek). Treść obu artykułów jest identyczna – różnią się tylko nagłówkami i drugim akapitem. Obie wersje zostały losowo rozdzielone pomiędzy uczestników, którzy zostali następnie poproszeni o wyrażenie po ich przeczytaniu swoich opinii na temat firmy.
Główne odkrycie wskazuje, że w ogromnej mierze wpływ na indywidualne reakcje na sytuację kryzysową ma sposób ujęcia tematu zastosowany w artykułach. Te osoby, które wystawiono na oddziaływanie artykułu wzbudzającego złość, prezentowały bardziej negatywne postawy wobec jego przedmiotu niż te, które czytały ten sam artykuł ujęty w sposób wzbudzający smutek. Mimo że badanie skupiało się na reakcjach odbiorców związanych z ujęciem sytuacji kryzysowych w firmach, wnioski można odnieść także do sposobu przedstawiania doniesień dotyczących aktów terroru.
Wyniki badań dotyczących przedstawiania przez media ataków terrorystycznych w Stanach Zjednoczonych po 11 września przeprowadzone przez Kimberly Powell (2011) pokazują, że akt terroryzmu jest używany głównie przy opisie „muzułmanów/Arabów/islamistów działających razem w zorganizowanych komórkach terrorystycznych przeciwko «chrześcijańskiej Ameryce», podczas gdy rodzimy terroryzm ujmuje się jako drugorzędne zagrożenie w postaci odosobnionych przypadków, stwarzane przez problematyczne jednostki”.
Takie ujęcie z dużym prawdopodobieństwem wzbudza złość nie tylko wśród nie-muzułmanów z Zachodu, którzy – co oczywiste – obawiają się utraty dobrobytu i pokoju, ale także wśród muzułmanów, którzy są zmuszeni do zajęcia pozycji obronnej przeciwko generalizowaniu ich winy przez zachodnie media. Z drugiej strony, łagodny sposób pisania o rodzimym terroryzmie stawia dwa skądinąd równoważne przestępstwa na różnych poziomach skali okrucieństwa. Nic dziwnego, że niezrozumienie i postawy konfrontacyjne między islamem a Zachodem wciąż się wzmagają.
Podczas gdy dobór słów przez media może do pewnego stopnia tłumaczyć frustrację muzułmanów i obawy chrześcijan przed islamem, wciąż niejasnym pozostaje, co przede wszystkim stoi za tak wypaczonym sposobem opisu. Widocznie nadszedł czas, aby redaktorzy mediów i dydaktycy dziennikarstwa pomyśleli nad wprowadzeniem nowej kwestii związanej z przedstawianiem rzeczywistości – mianowicie uczciwego ujmowania tematu.
Hyo J. Kim, Glen T. Cameron (2011): “Emotions Matter in Crisis: The Role of Anger and Sadness in the Publics‘ Response to Crisis News Framing and Corporate Crisis Response.” Communication Research, XX(X), 1-30.
Kimberly A. Powell (2011): “Framing Islam: An Analysis of U.S. Media Coverage of Terrorism since 9/11.” Communication Studies 1, Vol. 62.
TagiAl-Kaida, Anders Behring Breivik, ataki terrorystyczne w Oslo, Foreign Policy Watch, Fox News, Glen T. Cameron, Glenn Greenwald, Hyo J. Kim, Jeb Koogler, język przekazów medialnych, Kimberly Powell, Matt Eckel, MSNBC, Stephan Colbert, terroryzm, Wall Street Journal