Obywatel reporter

17 stycznia 2008 • Dziennikarstwo Branżowe • by

Neue Zuercher Zeitung, 9.9.2007

Mimo faktu, że prawie wszędzie mówi się o dziennikarstwie obywatelskim (citizen journalism), to jednak profesjonalne dziennikarstwo wciąż pozostaje sceptyczne wobec zapraszania zwykłych obywateli do redakcji. Nie ma żadnego powodu by to robić, zwłaszcza że dziennikarstwo społeczne i obywatelskie mogą dobrze się uzupełniać.
Od lat dziewięćdziesiątych, amerykańskie media angażowały się w kilka obiecujących eksperymentów ze społecznym dziennikarstwem, tj. dziennikarstwem, które ma bezpośredni związek ze zwykłymi ludźmi. Rozwinęło się to głównie po roku 1988 po wyścigu prezydenckim George’a Busha seniora i Michaela Dukakisa, kiedy to dziennikarstwo i polityka sprowadziły się do rodzaju gry, gdzie dwie strony walczą przy użyciu wszelkich możliwych środków. W tym samym czasie wykazywali oni coraz mniejsze zainteresowanie społeczeństwem, a zwłaszcza czytającymi i głosującymi obywatelami. Następujący po tym zastój w branży prasowej  doprowadził do masowych cięć kadrowych w redakcjach, a następnie do wzrostu gotowości dziennikarskiej do samokrytyki i innowacji.

Uwzględnienie punktu widzenia obywateli
Czym właściwie jest dziennikarstwo społeczne? Termin ten odnosi się do gałęzi dziennikarstwa, która koncentruje się na tak zwanym przeciętnym obywatelu. Zamiast ograniczać się do prowadzenia wywiadów tylko z „grubymi rybami”, z tymi odpowiedzialnymi za politykę, biznes itp., teraz dziennikarze zapewniają dołączanie opinii przeciętnych zjadaczy chleba – tych, których dotyczą decyzje podjęte „na górze”.  Aby to zrobić, dziennikarze opuszczają swoje biura, organizują panele dyskusyjne i pogadanki zapraszają nie-dziennikarzy do swoich redakcji, sprawdzają co tak naprawdę niepokoi obywateli – wszystko po to by promować „demokratyczne uczestnictwo”. Są przekonani, że zdrowa demokracja opiera się na mediach, które odgrywają aktywną rolę w sferze publicznej.
A mimo wszystko w Europie dziennikarstwo społeczne nie ma zbyt dużego oddźwięku. To może być powodowane różnicami w strukturach medialnych w po obu stronach Atlantyku. Alternatywnie, może to być spowodowane faktem, że rzecznicy dziennikarstwa społecznego nie są już tak słyszalni jak kiedyś. Zostało to ujawnione w badaniach przeprowadzonych przez Sabrinę Meister, badaczkę mediów z Uniwersytetu w Bernie w Szwajcarii. Wprawdzie Jay Rosen* , badacz z University of New York i zarazem główny teoretyk ruchu, zaczął niedawno promować blogi internetowe jako główne źródło realizacji dziennikarstwa społecznego, a mimo to Davis Merritt, były redaktor naczelny Wichita Eagle (Kansas) i uczestnik ruchu, nadal jest przekonany, że właściciele mediów i dziennikarze muszą fundamentalnie zmienić swoje podejście. Jednakże zamiast odwoływać się do dziennikarstwa społecznego, mówi bardziej ogólnie o „odpowiedzialności mediów za demokrację”.
Nowy czynnik pobudzający
W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, uwaga europejskich badań medialnych coraz częściej skierowana jest na dziennikarstwo obywatelskie, którego koncepcja jest porównywalna z dziennikarstwem społecznym. Podczas gdy w przypadku dziennikarstwa społecznego to profesjonalni dziennikarze są pod kontrolą, w dziennikarstwie obywatelskim to sami obywatele ponoszą odpowiedzialność za to czym zajmują się media. Powodem tej różnicy są dwa równoległe trendy w dzisiejszym społeczeństwie: pierwszy – koncepcje takie jak „społeczeństwo obywatelskie”, „odpowiedzialność obywatelska” czy „kapitał ludzki” są nowymi modnymi wyrażeniami bieżących debat medialnych. Po drugie, nowe technologie komunikacyjne oparte na internecie umożliwiają nowe, i jak dotąd nieznane formy obywatelskiego uczestnictwa, na przykład w formie zdjęć wysyłanych do mediów przez tzw. „reporterów społecznych” przy pomocy telefonów komórkowych (zostało to nazwane dziennikarstwem uczestniczącym), lub w formie raportów i artykułów regularnie pojawiających się na blogach. A dzięki temu obywatele stają się prawie w pełni wykwalifikowanymi dziennikarzami (prawidłowe dziennikarstwo obywatelskie).
Te nowe formy dziennikarstwa nie mogą być tak łatwo ignorowane jak ich forma pierwotna – dziennikarstwo społeczne. Jednakże faktem pozostaje to, że różnice koncepcyjne mogą być użyteczne. Praktycznie nie ma wątpliwości, że „obywatel” znów będzie w centrum uwagi, a tym samym (w końcu) znów stanie się widoczny dla profesjonalnych dziennikarzy i tych, którzy tworzą media. Wielu z nich zostało wyalienowanych ze społeczeństwa, gdyż ich treści kładły nacisk głównie na nich samych, pisali dla (przypuszczalnie) pasywnej publiczności, zajmowali się tylko tematami, które oni, dziennikarze, uważali za odpowiednie – i w dużym stopniu ignorowali inne, mniej „wygodne” tematy.
Ten nowy „element społeczny” nadaje dodatkowego przyspieszenia dziennikarstwu, które i tak pędzi na złamanie karku. Dzieje się tak przez gwałtowny atak wielkich fuzji medialnych i synergii z tym związanych – synergii, które często przekładają się na dalsze redukcje etatowe. Do czego to wszystko mogłoby prowadzić jest nadal niepewne – i zależy od tego jak kadry te poradzą sobie z nową sytuacją. Podczas gdy w krajach takich jak Finlandia, Holandia, Niemcy i Szwajcaria, dużo eksperymentuje się z dziennikarstwem bardziej zorientowanym na obywateli, w wielu miejscach trend ten spotyka się z dezaprobatą.
Sceptycyzm wśród dziennikarzy
Sceptycyzm ów został potwierdzony licznymi badaniami przeprowadzonymi w Instytucie ds. Komunikacji i Badań Medialnych na Uniwersytecie w Bernie w Szwajcarii. Aby przekonać się jak sami dziennikarze oceniają te nowe formy wkładu społecznego, Edith Funicello przeprowadziła ankietę online w Zurychu i Bernie. Niestety, oddźwięk był niewielki, może z uwagi na sam temat, jak i na samą niechęć dziennikarzy do wypełniania długich kwestionariuszy… Jednakże wyniki te wyraźnie pokazują postawę dziennikarzy do tego nowego trendu medialnego.
Biorąc pod uwagę sprawozdania elekcyjne jako przykład, badania pokazały, że respondenci popierają każdą działalność dziennikarską, która krytycznie traktuje partie polityczne, grupy interesu, kampanie i badania wyborcze, pozycje polityczne i  pochodzenie kandydatów politycznych. Jednakże wydają się oni sceptyczni w stosunku do wszelkich form dziennikarstwa, w których obywatele odgrywają główną rolę. Zgodnie z tym, respondenci są przeciwni wszelkim działaniom medialnym wiążącym pytanie obywateli o zdanie na temat kluczowych spraw, pozwalanie im na prowadzenie procesów politycznych, czy ustalanie agendy dziennikarskiej – często usprawiedliwiając odmowę twierdzeniem, że te działania nie są „obowiązkiem mediów”. Szwajcarscy dziennikarze wydawali się przestraszeni perspektywą utraty kontroli, jeśli zaproszą kogoś z zewnątrz w swoje szeregi.
… i chęć zmian wśród szefów medialnych
W przeciwieństwie do swojej kadry, wielu redaktorów naczelnych wydaje się otwartych na wszelkie formy dziennikarstwa obywatelskiego tudzież społecznego. Badacze mediów Sonja Schneider i Martin Stucki przeprowadzili wywiady z dziewięcioma redaktorami naczelnymi gazet w niemieckojęzycznych kantonach Szwajcarii. Rozmówcy wydawali się przekonani, że Szwajcaria potrzebuje dziennikarstwa bardziej zorientowanego na obywateli – im szybciej, tym lepiej. Gottlieb Höpli (St. Galler Tagblatt) uważa, że dziennikarze  w dalszym ciągu za bardzo angażują się w tradycyjną jednotorową komunikację, raczej wykładają swoim słuchaczom a nie oddziałują z nimi; Markus Eisenhut (Berner Zeitung) traktuje swoich czytelników, jak klientów i namawia dziennikarzy by bardziej skupili się na prawdziwych interesach społeczności.
Wiele gazet złączyło projekty, które można nazwać “dziennikarstwem społecznym”: czołowa gazeta codzienna Tages-Anzieger regularnie organizuje publiczne tematyczne panele dyskusyjne; oprócz regularnych spotkań, brukowiec Blick gromadzi informacje od swoich czytelników przez gorącą linię dla obywateli. Neue Luzerner Zeitung w trakcie wyborów powszechnych wiosną 2007 zaoferowała swoim czytelnikom portal internetowy,  dzięki któremu mogli oni bezpośrednio komunikować się z kandydatami politycznymi. Ponadto gazeta zaprosiła swoich czytelników by zgłaszali wszelkie pretensje na temat ogólnego systemu politycznego; i w końcu, Berner Zeitung jest w trakcie zakładania forów internetowych,  które działałyby jako platformy, na których  prowadzono by dyskusje polityczne. Jednakże nie wszyscy redaktorzy naczelni powitali dziennikarstwo społeczne tak gorąco. Andreas Durisch (Sonntags-Zeitung) jest przekonany, że media nie powinny próbować zastępować instytucji politycznych i bezpośrednio integrować z politykami. Powinny raczej skupić się na krytycznym, popartym badaniami dziennikarstwie, które może ożywiać debaty polityczne. Peter Hartmeier (Tages-Anzeiger) uważa, że zadaniem mediów nie jest zachęcanie społeczności do interesowania się polityką, a stwarzanie przejrzystości we wszystkich obszarach społeczeństwa. Hartmeier należy do jednego z domów wydawniczych Szwajcarii (Tamedia), których załogi odmawiają włączenie dziennikarstwa społecznego w ich kursy przygotowawcze.
Pozytywna reakcja uczestników
“Dla każdego czymś nowym i pożytecznym jest codzienna praca” – oto jak dziennikarze, którzy uprawiają  dziennikarstwo społeczne na tych kursach oceniają wartość tych koncepcji. Niektórzy dziennikarze czuli się po prostu „pewni, że dobrze rozumieją tę pracę” a co za tym idzie zachęceni byli do tego by znaleźć inne drogi angażowania się w nowe, bardziej skupione na obywatelach formy dziennikarstwa. Jednakże inni wykazali wątpliwości odnośnie presji czasu w miejscu pracy i czy rzeczywiście opuścili oni swoje biura by zapraszać nie-dziennikarzy z ich tekstami. Jeden z uczestników powiedział: „ciągle czekam na przekonujący dowód efektywności dziennikarstwa społecznego”. A to wskazuje na ogólny problem z tym podejściem: nie jest to nowy rewolucyjny sposób tworzenia dziennikarstwa, a tylko dodatkowa strategia polepszania ogólnej jakości dziennikarskiej.
A zatem przesadzone oczekiwania są mylące. Jako przykład niech posłuży holenderska gazeta Limburgs Dagbag, która próbowała wykorzystać dziennikarstwo społeczne, by zapobiec spadkowi  swojej popularności wśród swoich czytelników. Jednakże z uwagi na to, że efekty, na które czekano nie pojawiły się wystarczająco szybko, projekt wstrzymano zanim zainteresowani mogli bliżej przyjrzeć się liczbom. Zaangażowanie czytelników i wzrost jakości dziennikarskiej zawsze oznaczają duży plus. W USA 600 domów wydawniczych angażuje się ostatnio w dziennikarstwo społeczne. Podzielają one opinię co do wspólnego celu – ożywiania demokracji. Zgadzają się również co do programu, łączącego różne podejścia do dziennikarstwa społecznego pod jednym szyldem.

Zarówno dla  europejskich profesjonalisów, jak i obywatelskich dziennikarzy mogłoby to posłużyć jako model, z którego obydwie grupy skorzystają. Podczas gdy dziennikarze społeczni poprzez popieranie celów dziennikarstwa społecznego, mogliby uniknąć bycia postrzeganymi jako amatorzy rozsiewający plotki, a tym samym jako zagrożenie dla demokracji,  dziennikarze profesjonalni poprzez bycie bardziej otwartymi na sugestie z zewnątrz, mogliby być w większym kontakcie z przeciętnymi obywatelami. W sumie może to również być efektywnym sposobem by powstrzymać obecny niebezpieczny dla dziennikarstwa trend do cięcia kosztów i towarzyszący temu spadek jakości.

* Od tłumacza:  Jay Rosen, profesor dziennikarstwa w Department of Journalism w University of New York, były stypendysta Joan Shorenstein Center on the Press, Politics and Public Policy na Uniwersytecie Harvarda, a także guru amerykańskiego dziennikarstwa. Rosen swoją przygodę z dziennikarstwem społecznym (public journalism)  rozpoczął w 1989 roku. Momentem kulminacyjnym był rok 1993, kiedy  został dyrektorem Project on Public Life and the Press . Zobacz: J. Rosen (1999) What Are Journalists For? Yale University Press: New Haven and London.  Zobacz  także A. W. Wyka (2006) What are Journalists For in Central Europe?, referat  przedstawiony w SSEES, UCL, Londyn.
Tłumaczenie:Angelika Wyka

Send this to a friend