I co dalej?

3 lipca 2008 • Dziennikarstwo Branżowe • by

St. Galler Tagblatt, 13 czerwca 2008
Z wyjątkiem relacji z wielkich imprez sportowych, dziennikarzy sportowych zwykło się uważać za tych, którzy żyją w swoim własnym świecie. Z pewnością w wielu przypadkach wrażenie to jest usprawiedliwione, w niektórych zdecydowanie nie.
Przy użyciu przyrządu do pomiaru ruchów oczu (Eye Tracking Device – ETD) Michael Haller z Uniwersytetu w Lipsku prowadził badania nad kategoriami czytelników gazet. Badanie było nadzorowane przez kilku wydawców. W odniesieniu do sekcji sportowych, badacz zidentyfikował cztery różne kategorie czytelników: czytelnika od „A do Z” (A – Z reader), który poświęca do siedmiu minut sekcji sportowej; „czytelnika selektywnego” (selective reader), który, zanim rzuci gazetę w kąt, poświęca sekcji sportowej najwyżej pięć minut; „czytelnika kapryśnego” (whimsical reader), który poświęca stronie sportowej od 30 sekund do czterech minut i „czytelnika rezygnującego” (declining reader), który tylko „rzuca okiem” na stronę. Prawie nikt nie czyta wszystkich artykułów, a odsetek tych, którzy przeglądają strony poświęcone wyczynom sportowym wynosi 15 proc. W niektórych przypadkach wynosi on jeszcze mniej – bo zaledwie 10 proc.

Grupa badaczy z Lipska porównała te dane z najwyższymi i najniższymi wynikami badań prowadzonych nad innymi sekwencjami gazet. Ich wniosek jest taki, że generalnie strony sportowe są nudne i czytają je tylko zagorzali zwolennicy sportu. Wszystkie przykłady, w których strony sportowe cieszyły się wysokimi wskaźnikami czytelnictwa, charakteryzują się następującymi cechami: wyraźnym rozróżnieniem pomiędzy wiadomościami ważnymi i mniej ważnymi, co powoduje, że układ strony wydaje się bardziej dynamiczny. Co do zadań ilustracji, a zwłaszcza fotografii, to okazało się, że zadaniem zdjęć nie było powielanie utrwalonych wzorców, ale raczej dopełnianie  tekstu. Dodatkowo artykuły poświęcone tematyce sportowej  cechowały się wyrazistymi twierdzeniami i mocnymi nagłówkami. Użyta została szeroka gama środków ekspresji dziennikarskiej: od reportażu, poprzez artykuł i biografię do komentarza o charakterze, czy to polemicznym, czy to obiektywnym. Innymi słowy czytelnikom zaoferowano dobrze udokumentowane historie, które pozwoliły im na lepsze zrozumienie tematu.
Ogólnie rzecz biorąc można znaleźć kilka dobrych przykładów dziennikarstwa sportowego,  tudzież kilku dobrych dziennikarzy sportowych, którzy piszą całkiem niezłe artykuły. Na przykład Daniel Ryser z Wochenzeitung,  otrzymał Zuryską Nagrodę Dziennikarską za swój wywiad z Ivanem Ergiciem, kapitanem FC Bazylea i człowiekiem, który pomimo swej walki z depresją  nadal okazuje się być znakomitym piłkarzem i filozofem w jednym. Przecież jest wiele magazynów, które prezentują futbol tak różniący się od tego, co pokazują media mainstreamowe. Magazyny, które mogłyby być wzorem dla całej dziedziny, jaką jest dziennikarstwo sportowe. Zwoelf (Dwanaście) przygotował pod oryginalnym tytułem „Historie futbolowe rodem ze Szwajcarii” dobrze udokumentowaną biografię reprezentanta kadry narodowej – Valona Behrami (noszącego pseudonim „króla bez korony”). Biografię, która przedstawiła mężczyznę rozdartego pomiędzy kantonem Ticino a resztą Szwajcarii. Magazyn Zwoelf – przygotowywany „przez fanów dla fanów” – sam się postrzega jako projekt typu non-profit, redagowany wspólnie przez profesjonalnych dziennikarzy i ambitnych amatorów. W dodatku może on posłużyć jako lektura obowiązkowa dla tych wszystkich dziennikarzy sportowych, którzy poszukują nowego  podejścia do tematu.
Nie ma zatem powodów do narzekań? Ależ są. Potrzebujemy więcej takiego dziennikarstwa sportowego. Problem polega na tym, że nie można po prostu dostać za wiele dobrego. Ani w sporcie ani nigdzie indziej.

Send this to a friend