Medialny populizm

2 grudnia 2007 • Polityka Medialna • by

Neue Zuercher Zeitung, 29.6.2007

Krytyczne spojrzenie na kulturę telewizyjną nadawców publicznych

Przeistaczając się w gigantyczne machiny rozrywki, nadawcy publiczni ryzykują utratę swojego wizerunku.
Czy nadawcy publiczni nie są już modni? Z pewnością nie w Szwajcarii, gdzie nadawca publiczny SRG wciąż posiada znaczny udział rynkowy, bo aż 32 proc. widowni. Mimo tego, że kraj ten może i był „atakowany” przez zagranicznych konkurentów, oferujących różne programy, SRG, niewątpliwie ciesząc się z niektórych korzyści, w dalszym ciągu funkcjonuje pomyślnie w swojej niszy rynkowej.

Jednakże jeśli pod lupę wziąć inne kraje, jasnym staje się, że tacy nadawcy publiczni  jak niemieckie ARD, włoskie RAI czy brytyjskie BBC są pod urokiem dynamiki, którą ekonomiści określają jako „tyranię małych decyzji”. Miliony telewidzów, przyciskiem guzika w pilocie, co dzień „oddają głosy”, domagając się programów, które mniej pasują do wizerunku nadawców publicznych.  Są to programy, które równie dobrze mogłyby być nagrane przez nadawców prywatnych i to znacznie mniejszym kosztem. Ci telewidzowie, którzy ciągle oczekują wyszukanej marki telewizji w zamian za opłaty, są jednakże wielkimi przegranymi w tym scenariuszu – a już na pewno w prime timie.
Małe decyzje – wielki wpływ
Rozwój ten jest wynikiem dużej liczby „nieskończenie małych” decyzji, które mogą zmusić nawet duże i dominujące organizacje do przedefiniowania swoich celów. Aby wygrać wyścig ocen, nadawcy publiczni zrezygnowali z programów, które oferują jeszcze bardziej dogłębne sprawozdania z ciekawych czy kulturalnych wydarzeń dla ramówki telewizyjnej (zobacz np. Sternstunden SRG). W prime timie program wypełniany jest kolejną rozmową czy quizem. Wraz z każdym nadaniem wieczornych wiadomości, ilość czasu poświęconego wypadkom, tragediom, seksowi, przestępczości i sportowi, bez wątpienia wzrasta.
Najwidoczniej nadawcy publiczni nie mogą uniknąć sił ekonomicznych podaży i popytu, które żądzą rynkiem telewizyjnym. Istnieje po prostu zbyt wiele zachęt ekonomicznych, pobudzających ich by stawały się gigantycznymi maszynami rozrywkowymi, które oferują wszystkim „couch potatoes”* jeszcze bardziej cyrkowe wyczyny – wycinając programy, które mogłyby być pożyteczne dla tych, którzy chcą się uczyć trochę lepiej rozumieć świat. Wydaje się, że to jedyna droga by uszczęśliwić większą liczbę ludzi (np. opłacających abonament).
Otoczeni przez skandale
Dodatkowo nadawcy publiczni zostali ostatnio złapani na całkiem pokaźnej liczbie skandali: niemieckie ARD wciągnęło się w całą serię gaf i niesmacznych epizodów. Po pierwsze było kilka spraw nielegalnego product placememt i korupcji, a  jedną z najbardziej poważnych była sprawa cichej umowy tego typu, która w rezultacie trwa już od 10 lat (włączając operę mydlaną Marienhof), a która została wykryta dzięki mrówczej  pracy dziennikarza śledczego. Wtedy pojawiła się historia tego jak to ARD zabezpieczyło prawa by opisać historię zawodowego kolarza Jana Ullricha, uwikłanego w aferę dopingową, na którą pieniądze abonentów zostały niewątpliwie sprzeniewierzone. Żenująca była również sprzeczka o prezenterską gwiazdę  Günthera Jaucha, który jako pierwszy sprawiał wrażenie  idealnego zastępcy Sabine Christiansen, prowadzącej tytułowy talk show, aktualnie jeden z największych hitów ARD. Ale spotkał się wtedy z taką biurokracją, że w końcu zdecydował się on  odrzucić ofertę. Tak samo dziwny był sposób w jaki była przedstawiana sprawa Hagena Bossdorfa byłego współpracownika enerdowskiej służbą bezpieczeństwa STASI. W końcu haniebny epizod wokół rosyjskiego krytyka reżimu i byłego mistrza świata w szachach Garriego Kasparowa, którego najpierw zaproszono, by potem odmówić mu gościny w talk show, z obawy, że jego pojawienie się mogłoby urazić wspaniałego premiera Putina i inne rosyjskie osobistości. Niestety, to  nie koniec wpadek ARD.
Brytyjska BBC też miała swój udział w promowaniu skandali i afer. Najbardziej dramatycznym przykładem takiego zachowania było samobójstwo brytyjskiego naukowca Davida Kelly’ego, który dostał się pomiędzy ogień politycznych frontów w czasie gorących debat w relacjach BBC z Iraku, w przeddzień drugiej wojny w Zatoce Perskiej. Było to przyczyną odejścia ze stanowiska dyrektora generalnego Grega Dyke’a . Wszystko po to, by uniknąć dalszego nadwyrężania reputacji BBC. Później była ta dziwna sprawa oszusta występującego w roli rzecznika Dow Chemical, który obiecał miliardowe odszkodowania ofiarom katastrofy gazowej w Bhopalu w Indiach, jaka wydarzyła się  20 lat temu. W rzeczywistości człowiek ten nie miał żadnych powiązań z Dow Chemical; ale to nie powstrzymało BBC od emisji jego pustych obietnic. Później był „Raport Balen”, badanie analizujące stronniczość BBC w relacjach z Bliskiego  Wschodu, które nadawca trzymał pod kluczem (zresztą niezgodnie z kodeksem Producers Guidelines nadawcy publicznego).
Typowo włoskie

Włoski nadawca publiczny RAI, pozornie wciąż pozostający na łasce partii politycznych tego kraju, przeszedł naprawdę ciężki czas kiedy Silvio Berlusconi był premierem Włoch. Magnat medialny bezlitośnie używał swoich wpływów, by rozwiązać publiczne RAI, pozbyć się jedynego przeciwnika jego trzech prywatnych stacji. Pracował również nad uciszaniem wszystkich krytyk wewnątrz RAI. Jak dotąd nowy włoski rząd, kierowany przez Romano Prodiego, nie zdołał obdarzyć RAI większą wolnością polityczną. Wręcz przeciwnie, dysputy szalejące wśród głównych kierownictw sieci są tak gorzkie, że toczy się dyskusja czy RAI nie jest po prostu „nie do opanowania”. Na dodatek włoski nadawca publiczny jest pogrążony w długach tracąc większą niż kiedykolwiek liczbę widzów na korzyść Mediasetu, który jest własnością Berlusconiego.

Również austriackie ORF z siedzibą w Wiedniu kilkakrotnie trafiło ostatnio na pierwsze strony gazet. Powodem było zatrudnienie 1000 freelancerów na stałych stanowiskach. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w tym samym czasie wszędzie indziej stanowiska pracy były likwidowane, bądź pozostawały bez pracowników. Ostatnim fiaskiem nadawcy była własna opera mydlana ORF, Mitten im Achten, droga produkcja, która musiała zostać odwołana już po pięciu odcinkach, z powodu olbrzymiej fali krytyki.
Z kolei w Szwajcarii, sądząc po licznych dyskusjach społecznych,  kierownictwo  SRG wydaje się bardziej chętne by zangażować się w ogólną debatę na temat przyszłości nadawców publicznych.
Z uwagi na to, że istnieją tu trzy różne strefy językowe, którym trzeba zapewnić programy „robione na miarę”, wszystko staje się mniejsze, bardziej przejrzyście ułożone, co może pomóc twórcom telewizyjnym stąpać twardo po ziemi, pozostawać w kontakcie z ludźmi, którzy mają jakieś oczekiwania. Jednakże biorąc pod uwagę ciągłą presję ze strony zagranicznych konkurentów, SRG mogłoby zostać oskarżone o zbytnie podkreślanie swojej „szwajcarskości”, wyciągając z rękawa ten atut, kiedy tylko to możliwe – włącznie z show o największej oglądalności, prognozą pogody, która jest przedstawiana w szwajcarskim dialekcie. Nawet nie Szwajcar o dobrych chęciach uważa to za prowincjonalne, podczas gdy ci, którzy dopiero przybyli do Szwajcarii uważają to za wypowiedzenie wojny.
Wszędzie te same dramatyczne sceny
W dzisiejszych czasach w każdym kraju, w którym nadawcy publiczni odgrywają większą niż marginalna rolę, sytuacja rozwija się w podobnym kierunku. Zanim populizm, który zadawala tłumy, podbije scenę polityczną; staje się najważniejszą siła napędową w mediach. Rynek, a zatem tyrania masowego zmysłu smaku, wywiera wpływ wszędzie – nadawcy publiczni nie są wyjątkiem. Zamiast tworzyć dobra publiczne, które mogłyby zapełnić te wszystkie nisze rynkowe, którymi nadawcy prywatni nigdy się nie zajmą, nadawcy publiczni raczej produkują i nadają takie same rodzaje programów, co ich prywatni rywale. A przez wyrzucanie znacznych ilości pieniędzy na ring, wraz z pieniędzmi tych, którzy płacą abonament, podsycają aktualny szał cenowy na rynku medialnym. To dotyczy zwłaszcza „przetargów” na wydarzenia sportowe lub ważne w show biznesie nazwiska – pomimo faktu, że pierwotnie ich zadaniem było produkowanie informacyjnych i rozrywkowych programów ze szczyptą pluralizmu i innowacji.
Podsycanie „cenowej gorączki”
Sumy, jakimi dysponują giganci telewizyjni jak ARD czy ZDF są astronomiczne. I jak dotąd używane były systematycznie do powstrzymywania prywatnych nadawców od wkroczenia na rynek – zwłaszcza kiedy mogliby zaproponować przekonywującą alternatywę dla programów opłacanych przez państwo. Przeciwnie, nadawcy publiczni ponieśli sromotną porażkę w inwestowaniu w obszary, gdzie powinni rozwijać swoje mocne strony: wiadomości i kulturę. Programy informacyjne, takie jak N-TV i N-24 (oba niemieckie), z wyjątkiem Euronews, są opłacane z prywatnych pieniędzy, a wszystkie formy edukacyjnych programów są, jak się wydaje, pozostawione uniwersytetom i wspólnym przedsięwzięciom takim jak Arte i 3sat. A te z kolei wydają się zbyt skomplikowane do koordynacji. W rezultacie nie robi się nic by obejść dwu- czy też trój-lateralne projekty europejskie.
Trzeźwo patrząc ci sami ludzie, którzy są odpowiedzialni za wyścig stawek i cen w segmencie rozrywkowym i sportowym na rynku telewizyjnym, mówią nam, że cięcia kosztów są na porządku dziennym – najlepiej we wszystkich dziedzinach, które pierwotnie liczyły się wśród podstawowych funkcji nadawców publicznych. Słyszymy wiele przepowiedni zagłady, ale te, którymi sterują nadawcy publiczni wolą nie zwracać na to uwagi.  Jürgen Bertram, były korespondent niemieckiej telewizji w Chinach, wystąpił ostatnio ze zmasowanym atakiem na swojego byłego pracodawcę, NDR (część ARD), deklarując „koniec kultury telewizyjnej”. Po powrocie z Dalekiego Wschodu, Bertram ledwie poznał swój „dom”, swoją, wcześniej znaną z twardej jak skała i  wyszukanej marki, telewizję.
“SOS ORF”
Również Austria, jest zaniepokojona. W tamtym roku, grupa obywateli zwana SOS ORF bez problemu zdobyła 60 tysięcy podpisów ludzi, którzy zgodzili się co do tego, że nie wszystko „gra” w szeregach ORF. Opublikowano książkę, w której 57 autorów o różnym pochodzeniu społecznym i politycznym, wyraziło niepokój o przyszłość ORF.  Tytuł książki, Der Auftrag, już sugeruje co ORF straciło: swoje powołanie.
Każda platforma, z której ludzie mogą uzyskać krytyczne informacje  na temat mediów, już nie wspominając o oglądaniu wykwalifikowanych krytyków dyskutujących o swoich za i przeciw, dawno już zniknęła z programów nadawców publicznych. Zamiast tego, nadawcy jeszcze częściej bez zająknienia przyjmują rolę swoich własnych promotorów. Doskonałym przykładem są wieczorne wiadomości, gdzie mnożą się odwołania do innych programów tej samej stacji. W dodatku, materiały przygotowywane  w ich własnym imieniu są zazwyczaj tak pozytywne, że wygląda to tak jakby biura prasowe ARD i ZDF zawładnęły wszystkimi wiadomościami. To żenujące – przynajmniej dla kogoś kto w dalszym ciągu zalicza dystans i obiektywność do cnót dziennikarskich i bierze na poważnie raison d’être  nadawców publicznych.
Tłusty i obwisły
Jest wiele wskaźników głównego kierunku dążenia nadawców publicznych: stali się oni „tłustymi i obwisłymi gigantami”, którym grozi udławieniem się swoją własną nadmuchaną biurokracją. Uderzającym przykładem jest ARD, wielki konglomerat, który składa sie z całego grona oddziałów. „Programy nadawców publicznych umrą z powodu zbyt dużej biurokracji”, tak opisał sytuację już lata temu Harry Pross, badacz mediów i były dyrektor Radia Bremen, jednego z oddziałów ARD.
Kurt Biedenkopf, doświadczony polityk medialny, pokazał w latach 90.,  jak ci kierujący telewizją publiczną tworzą podobne do karteli struktury, podpierając i ochraniając się nawzajem bez względu na wszystko, wzdłuż wszystkich linii partyjnych. No cóż, jest to bardzo skuteczna strategia uodporniająca na jakąkolwiek krytykę z zewnątrz. A zatem problem ze strukturą ARD nie jest związany tylko z członkowstwem partyjnym swoich licznych dyrektorów wyselekcjonowanych „metodą zamka błyskawicznego”: najpierw lewa, potem prawa. To raczej sojusz tworzony wzdłuż granic politycznych. Co więcej, politycy, z których większość boi się medialnego obstrzału, ponieważ ich cała kariera opiera się na tym jak są traktowani w i przez media, nie są tak właściwie idealnymi kandydatami by grać rolę potężnych i bezstronnych nadzorców.

Przestarzały model finansowy
Sposób finansowania nadawców publicznych jest również przestarzały. Zwłaszcza w Niemczech, gdzie jego głównym efektem jest wyposażenie nadawców publicznych w gigantycznie nadmuchaną biurokrację. Równolegle do sytuacji C. Northcote Parkinson opisał w swoim bestsellerze o brytyjskiej admiralicji już kilka lat temu, nadawcy publiczni też stali się przerośniętymi molochami. To rezultat zbyt dużego federalizmu kulturalnego i zbyt małej liczby  kompetentnych nadzorców. Również w stosunku do budżetu, sytuacja w Szwajcarii jest inna: pensja, na głowę jest wyższa nawet niż w Niemczech, ale Szwajcarzy są w końcu ludźmi, których jest mniej niż 8 milionów – w porównaniu do 80 milionów Niemców. Zatem, nowocześniejsze  środki ma do swojej dyspozycji SRG. W dalszym ciągu finansowane mają być programy w trzech oficjalnych językach Szwajcarii (nie licząc retoromańskiego).
Z ekonomicznego punktu widzenia istnienie nadawców publicznych jest kosztowną i źle przemyślaną konstrukcją. Ciągle jednak jest to przez wielu uważane za wartościowy nabytek. W dużych krajach sąsiadujących ze Szwajcarią, nadawcy publiczni kupują czas „małpując” po nadawcach prywatnych zamiast wyzwać ich do walki swoją własną marką telewizji publicznej. W Szwajcarii, w tej raczej specjalnej sytuacji, nadawcy publiczni wydają się mniej skazani na niepowodzenie i bardziej zdolni do przeżycia bez utraty swojej tożsamości. Ale również w Szwajcarii siły rynku prą w stronę homogeniczności – usuwając każde wyszukane treści do innego  planu telewizyjnego.
Alternatywne programy i klucz
To może się wydać paradoksem: te same instytucje, które założone zostały jako siła przeciwdziałająca wszechobecnej komercjalizacji, są teraz bardziej dotknięte siłami rynku. Ale ci, którzy może chcą wrócić do „starych dobrych czasów” – kiedy prowadzone przez państwo monopole były regułą a nie wyjątkiem – powinni zdać sobie sprawę, że kłócą się o ochronę z obywatelami. Ale zamiast tego, zadaniem dzisiejszych, wspieranych przez państwo nadawców jest proponowanie programów telewizyjnych, które zwiększają obywatelom szanse wyboru. Albowiem oferowanie alternatywnych programów jest, i zawsze było, prawdziwym powodem istnienia nadawców publicznych.
*Couch potato ( dosł. kanapowy kartofel) oznacza osobę mało aktywną, bierną, która dużo czasu spędza przed telewizorem zajadając się chipsami, przyp.tł.

Tłumaczenie: Angelika Wyka

Print Friendly, PDF & Email

Send this to a friend