Rynek medialny na zasadzie „lemon market”

8 października 2007 • Ekonomika Mediów • by

Werbewoche, nr 24, Czerwiec 2006

Dlaczego zła jakość tak często wygrywa w dziennikarstwie?

”W płytkich wodach nie utoniesz” – ta cięta uwaga, która kiedyś Helmutowi Thoma, byłemu szefowi pierwszej niemieckiej prywatnej telewizji RTL, służyła za model biznesu, trafia w sedno sprawy. Belgijski inwestor medialny Albert Frere, kierując się niezawodnym instynktem  H. Thoma, sprzedał 25,1 proc. swoich udziałów niemieckiemu gigantowi medialnemu Bertelsmann za zdumiewającą kwotę 4,5 miliarda euro. Transakcja, która ujrzała światło dzienne tylko dlatego, że Bertelsmann, który podjął ryzyko pojawienia się na rynku telewizyjnym kilka lat temu, chciał przez podział udziałów i zagarnięcie przeważających akcji tej telewizji należących do Frere’a, podporządkować sobie RTL. A to tymczasem Frere zbiera żniwo.

Wygląda na to, że idea Frerea zadziałała również na szwajcarskim rynku gazet. Takie jest przynajmniej przekonanie kierownictwa dwóch największych domów wydawniczych w Szwajcarii: Ringier i TA-Media. Trwały sukces szwajcarskiego brukowca Blick oraz błyskawiczne pojawienie się codziennego darmowego dodatku 20 Minuten – aktualnie szwajcarskiego numeru jeden pod względem nakładu – wydaje się uzasadniać wiarę w strategię  według  RTL, strategię a ‘la Thoma. Na tyle, by Ringier rozważał ryzykowne wydawanie kolejnej darmowej gazety ‘heute’ – podczas gdy nakład poważnych wydawnictw takich jak ‘Neue Zuercher Zeitung’, ‘Tages-Anzeiger’ czy wiele innych gazet maleje już od lat.

Dlaczego więc tak wielu ludzi zadowala się informacjami raczej mizernej jakości?
Jedną z odpowiedzi może być fakt, że część rynku medialnego zdaje się funkcjonować na zasadzie ”lemon market” (dosł. rynek cytryn. Tutaj – szachrajstwo, oferowanie bubli, przyp.tł.) – wyrażenie użyte przez ekonomistę George’a A. Akerlofa w odniesieniu do rynków, gdzie kupujący wie znacznie mniej na temat jakości kupowanego dobra, niż sprzedający. Efektem tego jest silnie zniekształcona konkurencja. Na takich rynkach, sprzedający mają tendencję do oferowania dóbr raczej niskiej jakości (bubli, przyp.tł.). Gdy tylko kupujący odkryją słabe strony takich produktów, płacą za nie coraz mniej. Ostatecznie, prowadzi to do sytuacji, w której zainteresowani oferowaniem lepszych, a tym samym droższych produktów, nie mają już bodźca do produkcji. W rezultacie, zła jakość wiedzie prym, a dobra zanika.

Czy taki trend można zahamować? Na krótką metę prawdopodobnie nie. Zgodnie ze słynnym cytatem Johna Maynarda Keynesa, który ostrzegał przed zgubnymi konsekwencjami patrzenia z krótkiej perspektywy ekonomii, ”na dłuższą metę wszyscy umrzemy”. Dlatego też wydawcom, którzy nadal mają niezachwianą wiarę w przetrwanie dziennikarstwa wysokiej jakości, doradza się by fakt, że jakość jest znów ważną kwestią, akcentowali głośno i wyraźnie. Ale samo Public Relations i reklama nie wystarczą. Potrzeba rynków zbytu, które regularnie oferują możliwości przeprowadzania debat i negocjacji na takie tematy jak media same w sobie, standardy jakości dziennikarskiej i tym podobne.

W świetle tego, dziwnym wydaje się fakt, jak wielu wydawców i menedżerów medialnych nie potrafi zrozumieć, że to, co oferowali reklamodawcom w przeszłości (i to z niezłym zyskiem – można dodać) – dziennikarstwo wysokiej jakości – mogłoby równie dobrze zabezpieczyć ich przyszłość. Producenci samochodów, produktów  mody, czy komputerów – każdy z nich może oczekiwać, że jego reklamy będą bardziej efektywne, jeśli zaistnieją one w mediach, które przyciągają uwagę dużej liczby odbiorców oraz dotyczą bezpośrednio lub pośrednio promowanych produktów oraz, które tworzone są przez niezależnych dziennikarzy, dla których jakość jest bardzo istotna, i którzy mają zaplecze, by taką jakość osiągnąć.

Analogicznie, media mogą stworzyć zapotrzebowanie na dziennikarstwo wysokiej jakości, jeśli tylko przestaną promować wyłącznie swoje własne publikacje, programy telewizyjne tudzież radiowe, a zamiast tego zaczną oferować dogłębne analizy na temat mediów i dziennikarstwa samego w sobie. W przeciwnym razie, odbiorcy nadal będą niezorientowani co do tego, co stanowi dziennikarską jakość, a co nie. Nie należy się więc dziwić,  że zamiast wybrać gazetę, za którą trzeba zapłacić w kiosku ludzie ciągle brodzą w ”płytkich wodach”, wybierając jakąkolwiek darmową gazetę i wydając pieniądze na ściąganie najnowszych dzwonków do swoich telefonów komórkowych.

Tłumaczenie: Angelika Wyka

Print Friendly, PDF & Email

Send this to a friend