Więzień X i wolność mediów w Izraelu

2 kwietnia 2013 • Etyka Dziennikarska • by

Hebrajskie przysłowie mówi, że, „lepiej być ogonem lwa, niż głową lisa”. Wynik Izraela w badaniu Freedom House z 2012 roku zdaje się znakomicie obrazować to powiedzenie. Trzydzieści punktów w skali od 10 do 97 (razem z Grecją) daje izraelskim mediom status „wolnych”. Media w Chile, które znalazło się na miejscu 31, określone zostały jako „częściowo wolne”. Debatą wokół zasad funkcjonowania oraz wolności izraelskiej prasy wstrząsnęło jednak niedawno kilka wydarzeń, na czele z przypadkiem tzw. Więźnia X. Sprawiły one, że na nowo zaczęto zadawać pytania zarówno o cenzurę instytucjonalną, jak i autocenzurę dziennikarzy. Izrael bowiem, przynajmniej w sensie prawnym, wydaje się odstawać od zasad rządzących współczesnymi demokracjami. Przez sześćdziesiąt cztery lata od momentu powstania, państwo to nie przyjęło regulacji prawnych dotyczących wolności prasy i wolności słowa. Co więcej, Dekret o Prasie będący pozostałością z czasów mandatu brytyjskiego, poprzedzającego ustanowienie państwa Izrael, nie tylko nakłada na redaktorów naczelnych obowiązek uzyskania licencji, ale także daje organom państwa prawo zakazania publikacji wedle własnego uznania. Liczne nowe prawa, takie jak prawo zakazujące publicznego nawoływania do bojkotu Izraela i zaproponowane poprawki do przepisów dotyczących zniesławienia, postrzegane są jako kolejne zagrożenia dla wolności mediów i wolności wypowiedzi. Po styczniowych wyborach, czterech byłych dziennikarzy zasiadło w ławach parlamentu. Przyszłość pokaże, czy pomoże to w przywróceniu nadziei na zwiększenie wolności mediów w tym kraju. Póki co, wolność ta opiera się przede wszystkim na wyrokach sądów w konkretnych sprawach.

Izrael to gorący punkt na mapie międzynarodowego dziennikarstwa. Pracujący tu reporterzy, zwłaszcza ci, którzy skupiają się na długotrwałym konflikcie izraelsko-palestyńskim, często napotykają jednak na restrykcje. Organizacje zajmujące się wolnością prasy i prawami człowieka wskazują, że Izrael ogranicza wolność dziennikarzy na objętych stanem wyjątkowym, okupowanych terytoriach palestyńskich. Dotyczy to zarówno dziennikarzy palestyńskich, jak i zagranicznych. Organizacje palestyńskie, jak również Foreign Press Association oskarżają izraelską armię o szykanowanie, aresztowania i ataki na dziennikarzy oraz unikanie szczegółowych śledztw, które miałyby takie incydenty wyjaśnić. Najnowsze raporty dotyczące wolności prasy ostro skrytykowały Izrael za wybieranie na cel pracowników mediów podczas operacji „Filar Obrony” w Gazie w listopadzie 2012 roku. Ze szczególnym potępieniem spotkało się zabicie członków ekipy Aqsa TV, telewizji prowadzonej przez Hamas. W konsekwencji, najnowszy raport Press Freedom Index opublikowany przez organizację Reporterzy bez Granic umieścił Izrael na rekordowo niskim, 120 miejscu. Dwudziestopunktowy spadek w porównaniu z rokiem ubiegłym został uzasadniony „obieraniem na cele militarne przez Izrael dziennikarzy na terytoriach palestyńskich”. Dalsza część raportu wyjaśnia, że we wcześniejszych edycjach obszar ten był zaliczony do odrębnej kategorii „Izrael eksterytorialny”, która zawsze wypadała w rankingu gorzej, niż „terytorium Izraela”. Odrębny, jeszcze niższy wynik, przypadł Palestynie. Chociaż te zatrważające oceny powinny budzić zainteresowanie, nieliczne izraelskie media uznały je za godne uwagi. „Byłoby dobrze, gdyby ten indeks zmusił izraelskie media do odrobiny autorefleksji”, oceniła na blogu organizacja Keshew, zajmująca się monitoringiem mediów w Izraelu. „Zamiast porównywać naszą punktacje z Albanią [miejsce 102, przyp. autora], należy raczej zastanowić się nad przyczynami spadku poziomu wolności i niezależności mediów w Izraelu – to powinno być w centrum naszej uwagi”.

Co ciekawe, pod pewnymi względami podejście reprezentowane przez Keshew nie do końca oddaje ogólny klimatu otaczający produkcję informacji w kraju. „W Izraelu funkcjonuje aktywne, pluralistyczne środowisko dziennikarskie, w którym wolność prasy jest powszechnie respektowana”, stwierdzono w raporcie Freedom House. „Niektóre [gazety]swobodnie krytykują politykę rządu i regularnie nagłaśniają przypadki korupcji na szczeblach władzy”. Rzeczywiście, istnieją niezliczone przypadki wydarzeń, w których media odegrały kluczową rolę w formułowaniu dyskursu publicznego i kształtowaniu demokratycznego charakteru społeczeństwa izraelskiego. Dziennikarstwo śledcze przyczyniło się do ujawnienia korupcji wśród polityków, nadużyć w armii czy przypadków łamania praw człowieka.

Jednak szczególnym elementem debaty o wolności prasy w Izraelu, który od lat wzbudza w mediach kontrowersje, jest kwestia bezpieczeństwa narodowego. W kraju przekonanym o nieustannym zagrożeniu z zewnątrz, każda informacja mogąca podważyć bezpieczeństwo wzbudza wiele emocji. W związku z tym, zadaniem cenzury wojskowej jest dbanie o to, by media nie rozpowszechniały informacji, które takie zagrożenie mogłyby spotęgować. W ankiecie przeprowadzonej wśród dziennikarzy w 2009 roku cenzura wojskowa została określona jako trzeci w kolejności (po redaktorze naczelnym i prawnikach doradzających redakcji) czynnik ograniczający wolność zawodową badanych. Z drugiej jednak strony, wbrew powszechnemu przekonaniu, relacja między dziennikarzami a cenzorami wojskowymi nie jest postrzegana jako opresyjna. Na przestrzeni lat, w oparciu o wyroki sądów i dwustronne umowy, kontakty pomiędzy mediami i cenzorami stały się rutynowe, oparte na konkretnych procedurach. Co więcej, dziennikarze opisują te relacje jako normalne kontakty zawodowe. „35 cenzorów wojskowych to nie ludzie bez twarzy, niedostępni biurokraci pracujący za grubą ścianą”, stwierdził w komentarzu dla Guardiana Aluf Benn, redaktor naczelny dziennika Haaretz. „Znasz ich osobiście i możesz negocjować słownictwo, które pozwoli na publikację materiału”. Ponadto, dziennikarze przekazują materiały do akceptacji tylko wtedy, kiedy dotyczą one któregoś z punktów na liście „tematów delikatnych”. Jednocześnie, na podstawie wyroków sądowych, zasadą pracy cenzorów jest odrzucanie materiałów jedynie wtedy, kiedy ich publikacja stwarza „bezpośrednie i natychmiastowe zagrożenie” dla bezpieczeństwa narodowego. Oprócz tego, spory pomiędzy dziennikarzami i cenzorami mogą zostać przekazane wyższej, niezależnej instancji złożonej z przedstawicieli społeczeństwa, mediów i wojska. Na podobnych zasadach media mogą odwołać się do Sądu Najwyższego w przypadku całkowitych zakazów publikacji (tzw. gag orders), które są jeszcze bardziej restrykcyjne, niż interwencje cenzorów. Wiele osób, włączając Dalię Dorner, byłą sędzinę Sądu Najwyższego, a obecnie szefową Izraelskiej Rady Prasowej, utrzymuje także, że fakt zewnętrznego cenzurowania materiałów przed publikacją zdejmuje z dziennikarzy odpowiedzialność prawną. Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku reportera dziennika Haaretz, Uri Blau’a, fakt ocenzurowania publikacji nie pomógł uniknąć wyroku skazującego. Wszystkie te czynniki przywiodły niektórych badaczy mediów do konkluzji, że paradoksalnie, cenzura wojskowa stała się koniecznym elementem ochrony wolności prasy w Izraelu. Z drugiej strony jednak, kilka wydarzeń z ubiegłych lat, i jedno z minionych miesięcy, nasunęło poważne pytania o rolę oficjalnej cenzury. Chodzi tu przede wszystkim o sprawę tzw. Więżnia X.

Pewnego czerwcowego dnia 2010 roku, Ynet, najpopularniejszy izraelski portal, zamieścił na swojej stronie artykuł zatytułowany „Kim Jesteś, Panie X? ‘Więzień Bez Imienia I Tożsamości”. W oparciu o wypowiedzi anonimowego źródła w izraelskiej służbie więziennej, artykuł opisał mężczyznę przetrzymywanego w specjalnej celi o maksymalnym poziomie bezpieczeństwa. Pracownicy więzienia nie znali ani jego tożsamości, ani stawianych mu zarzutów. „Jest wokół niego zbyt wiele tajemniczości”, twierdził anonimowy informator. „Szczególnie przerażający jest fakt, że w 2010 roku ktoś może być osadzony w więzieniu w Izraelu i nawet służba więzienna nie zna jego imienia”. Artykuł został usunięty krótko po publikacji – możliwe, że w czasie krótszym niż godzina. Wokół tematu zaczęły narastać spekulacje, kilku parlamentarzystów i jedna organizacja zajmująca się ochroną praw człowieka wystąpiły do rządzących z prośbą o wyjaśnienia. Sprawą zainteresowały się również zagraniczne media. Kilka dni później wydany został szeroko zakrojony zakaz publikacji. Jego celem było uzyskanie pewności, że izraelskie media nie będą drążyły sprawy. Co więcej, jeden z zapisów zakazywał nawet wspominania o samym zakazie.

Na początku bieżącego roku, niemal trzy lata później, australijska telewizja ABC News wyemitowała śledczy program dokumentalny zatytułowany „Więzień X – Australijskie Powiązania” („Prisoner X – The Australian Connection”). Puntem wyjścia dla programu stał się wspomniany wcześniej, tajemniczy artykuł opublikowany przez Ynet. Następnie dokument opisał sprawę Bena Zygiera, lub „Pana X” – Australijczyka żydowskiego pochodzenia, który pracował w Izraelu jako agent Mosadu, a następnie popełnił samobójstwo w więziennej celi. Niemal wszystkie izraelskie portale informacyjne natychmiast ze szczegółami opisały australijski dokument. Jednak i tym razem artykuły szybko zostały usunięte. Nie przeszkodziło to jednak rozprzestrzenianiu się informacji poprzez takie kanały jak Facebook, Twitter i blogi, na których zawrzało od spekulacji i opinii na temat samej sprawy, jak i cenzury, którą została objęta. Również zagraniczne media poświęciły sporo uwagi sprawie Więźnia X i izraelskim staraniom o wyciszenie jej.

Kilka godzin później, na stronie internetowej dziennika Haaretz pojawił się krótki tekst podpisany przez redaktora naczelnego Alufa Benn’a, informujący o zwołanym przez biuro premiera spotkaniu Komitetu Redaktorów. Ciało to, które zostało powołane w 1940 roku, składa się z redaktorów naczelnych i właścicieli mediów w Izraelu. Ma ono zapewnić premierowi, ministrom i urzędnikom wysokiej rangi możliwość omówienia z najważniejszymi przedstawicielami mediów kwestii, które państwowy aparat bezpieczeństwa uważa za „wrażliwe”, i których publikacja może zostać objęta zakazem. Jak podał Haaretz: „Celem tego nadzwyczajnego spotkania jest zapewnienie współpracy ze strony wydawców, w celu zapobieżenia publikacji materiału mogącego przynieść wstyd instytucji rządowej”. Benn odmówił uczestnictwa w spotkaniu. Jak później tłumaczył w komentarzu dla Guardiana: „Nie chcę wiedzieć więcej, niż moi czytelnicy. (…) Jeżeli [Tamir Pardo, szef Mossadu] chce coś wyjaśniać, powinien zwrócić się do społeczeństwa, a nie zmieniać wydawców w narzędzia służące służbom wywiadu”. Podobne słowa krytyki padły ze strony Dalii Dorner, szefowej Rady Prasowej. „Autocenzura to coś, czego w dzisiejszych czasach nie można akceptować”, powiedziała Dorner w publicznym radio. „Myślałam, że Komitet Redaktorów już nie istnieje. To była dla mnie niemiła niespodzianka”.

Całkowity zakaz publikacji (tzw. media gag/media blackout) zaczęto stopniowo uchylać po 24 godzinach. Jak utrzymywali jego krytycy, był on nie tylko sposobem przestarzałem, ale i przynoszącym przeciwny efekt. Pierwotnym celem cenzury państwowej jest powstrzymanie publikacji informacji, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu państwa, gdyby weszły w posiadanie wrogich sił wewnątrz kraju, a przede wszystkim poza nim. Ale jak zauważyła Dorner i inni krytycy działań władzy, ten konkretny przypadek wykazał daremność takich wysiłków, ponieważ zagraniczne media opisywały sprawę za wszystkimi szczegółami. „To jest żałosne i passe”, powiedział dziennikowi Maariv Danny Yatom, były szef Mosadu. „Prawda jest taka, że oni sami to zrozumieli i dlatego dzień po tym, jak sprawa obiegła świat, zezwolono na publikację także w Izraelu”.

Kilka tygodni później zorganizowano sesję panelową na Uniwersytecie Bar-Ilan, poświęconą wolności prasy w obliczu sprawy Więźnia X. Podczas sesji główny cenzor, generał brygady Sima Vaknin-Gil przyznała, że „cenzura i demokracja nie idą ze sobą w parze”. Później dodała jednak, że nie zważałaby na wolność słowa czy prawo do informacji „w przypadku gdy dana osoba zostałaby wysłana w tajemnicy, lub w innych okolicznościach, w celu służenia swojemu krajowi”. Uzi Arad, wysoki rangą strateg i były doradca premiera do spraw bezpieczeństwa narodowego wyraził podobną opinię, oceniając wojskową cenzurę jako zło konieczne. „To antydemokratyczne, arbitralne narzędzie, które jednak służy ochronie tego, co chronić byśmy chcieli” powiedział dziennikowi Maariv. „Jesteśmy w sytuacji walki o bezpieczeństwo, która od dekad pozostaje niezmienna. W takich warunkach tajemnice należy chronić”, wyjaśnił Shlomo Gazit, były szef Zarządu Wywiadu Wojskowego (Military Intelligence Directorate).

Jeszcze przed emisją australijskiego dokumentu wiele mediów starało się zakwestionować legalność zakazu publikacji, doprowadzić do jego zniesienia lub złagodzenia. Wszystko na próżno. „Słaba i obciążona poczuciem winy prasa w Izraelu – ta sama, która przez szerokie kręgi społeczeństwa uważana jest za pozbawioną patriotyzmu właśnie dlatego, że pełni swoją funkcję – nie może przypisać sobie zasługi [ostatecznej] publikacją materiału”, napisał Hanoch Marmari, były naczelny dziennika Haaretz i obecny naczelny magazynu poświęconego mediom The Seventh Eye. „Media poddańczo zaakceptowały żelazną ścianę, którą otoczono tę dziwną sprawę”.

Rzeczywiście, izraelscy dziennikarze czasem przyznają się do autocenzury, a nawet ją popierają. W 1982 roku, u progu pierwszej wojny izraelsko-libańskiej, dziennik Yedioth Achronoth apelował do dziennikarzy i społeczeństwa, aby w czasie wojny unikano krytyki skierowanej pod adresem rządu. Tytuł tekstu: „Cisza, strzelamy” ( “Silence, We’re Shooting”) stał się maksymą używaną do dziś. W czasie swojego przemówienia na uniwersytecie Bar-Ilan, wieloletnia korespondentka wojenna publicznego radia, Carmela Menashe, odnotowała popularną praktykę stosowania autocenzury. „To ten uścisk, który [dziennikarze] otrzymują od szefa sztabu w ministerstwie obrony, który przesiaduje z nimi, je z nimi posiłki, zachęca niektórych do stosowania autocenzury i nie publikowania informacji”, zacytował jej wypowiedź Jerusalem Post. „Wielu dziennikarzy ochoczo akceptuje autocenzurę jako ich narodowy obowiązek, nie dyskutuje z nią i krytykuje swoich kolegów, którzy nie trzymają się oficjalnej linii”, napisał Aluf Benn z dziennika Haaretz. „Są oni nawet dumni z tego, że mają w posiadaniu informacje, ale nie przekazują ich publiczności”.

Jak wynika z danych wojskowej jednostki cenzorskiej, opublikowanych w marcu 2012 roku w magazynie The Seventh Eye, autocenzura stosowana przez izraelskich dziennikarzy jest ostrzejsza niż cenzura instytucjonalna. Dane pokazują, że w latach 2002 – 2011, cenzorzy ingerowali w 17-20 procent tekstów, które media rocznie dostarczały do akceptacji (z wyjątkiem roku 2004, kiedy poziom ingerencji wzrósł do 25 procent). Podczas drugiej wojny izraelsko-libańskiej w lipcu i sierpniu 2006 roku, poziom interwencji osiągnął odpowiednio 30 i 24 procent. Inaczej mówiąc, duża większość materiałów była dostarczana do ocenzurowania niekoniecznie dlatego, ze zawierała delikatne informacje, ale dlatego, że dziennikarze woleli przerzucić odpowiedzialność na władze. Dowody na autocenzurę stosowaną przez dziennikarzy piszących o sprawach wymagających zatwierdzenia można także znaleźć wśród danych dotyczących materiałów, które nie zostały dostarczone do zatwierdzenia. Jak oceniono, interwencji cenzorskiej wymagałoby średnio 2 procent z nich. To, jak wskazuje The Seventh Eye, dziesięć razy mniej niż w przypadku tekstów dostarczonych cenzorom. Może to wynikać z przekonania dziennikarzy, że autocenzura, w ich mniemaniu pozwalająca na zachowanie niezależności, jest lepsza niż cenzura instytucjonalna.

W tym kontekście sprawa Więźnia X, mimo że jest niezwykła, na pewno nie jest bezprecedensowa – zarówno jeśli chodzi o sposób, w jaki władze państwowe traktowały bohatera wydarzeń, jaki i ich starania o kontrolowanie informacji w mediach. Pojęcie tak zwanego „bezpośredniego bezpieczeństwa państwa”, powszechne we współczesnym społeczeństwie izraelskim, oznacza bowiem, że każda krytyka aparatu bezpieczeństwa w Izraelu jest traktowana jako zagrożenie bezpieczeństwa narodowego, nawet jeśli niewiele na takie zagrożenie wskazuje. Chociaż nie można generalizować, wydaje się, że wolne media nie są kojarzone z interesem publicznym w takim stopniu, w jakim kojarzone jest z nim bezpieczeństwo narodowe. Dotyczy to zarówno dziennikarzy jak i społeczeństwa w ogóle. Można z tego wywnioskować, że bardziej niepokojące od cenzury instytucjonalnej, która nie zapewnia wolności prasy, ale cieszy się poparciem społecznym, są rozmaite formy autocenzury (a raczej prawdziwy i zrozumiały lęk przed konsekwencjami konfrontacji z władzą), głęboko zakorzenione w praktykach i konwencjach dziennikarskich w Izraelu. Chociaż media i opinie publiczną w tym kraju cechuje spory krytycyzm, czasem skierowany jest on na sprawy o mniejszym znaczeniu.

Świadczy o tym np. podejście do omawianej kwestii cenzury wojskowej. Propozycje całkowitego zlikwidowania wojskowej jednostki cenzorskiej były rzadkie. Sugestie reformy – na przykład poprzez włączenie jej do biura premiera lub rozważenie alternatywnych rozwiązań – jeszcze rzadsze. „Nie ośmieliłbym się dzisiaj oczekiwać takich reform, wiedząc, że wszystko co moglibyśmy osiągnąć nasiliłoby tylko kontrolę i utrwaliło system cenzorski”, napisał cytowany już Hanoch Marmari. Naczelny dziennika Haaretz podsumował natomiast: „Tak długo jak ‘bezpieczeństwo państwa’ będzie w odczuciu społecznym świętością, tak długo będziemy mieli do czynienia z cezurą”. Likwidacja instytucjonalnej cenzury niekoniecznie przyczyniłaby się do zwiększenia wolności mediów również dlatego, że autocenzura mediów i dziennikarzy obawiających się ryzyka, mogłaby się jeszcze bardziej upowszechnić.

Niemniej jednak, samoregulacja środowisk dziennikarskich i przestrzeganie norm zawodowych byłyby rozwiązaniem znacznie lepszym, niż regulacje prawne i oficjalna cenzura. W przypadku opisywania wydarzeń, które mogłyby stanowić potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, należałoby ostrożnie zbilansować samoregulację z interesem publicznym. Trudno jest dłużej bronić powszechnego przekonania, że bezpieczeństwo narodowe i interes publiczny to zawsze jedno i to samo. W ostatnich latach Izrael doświadczył kilku przypadków – jak sprawa Więźnia X, Uri Blau’a czy mniej drastyczne doświadczenia bloggera Eishton’a – w których cenzurę i oskarżenia stosowano niemal automatycznie. Zamiast służyć bezpieczeństwu państwa, reakcje te służyły raczej ochronie jego wizerunku.

Źródło (fotografia): fabricio/Flickr CC

Tagi, , , , ,

Send this to a friend